Okolice Bagan

Kolejny raz z entuzjazmem Małgosia i Jacek opisują swoje wrażenia z niezwykłej wyprawy do Myanmaru:

Czternasty dzień. Wyruszamy z Mandalay do Bagan. Śniadanie o 6:00 rano i zaraz wyjazd na lotnisko. Na lotnisku niespodzianka: lot okazał się być opóźniony o 3 godziny (mgła w Yangonie nie pozwoliła na przylot naszego samolotu). Spędzamy więc upojne godziny w lotniskowej kafejce. Na ścianie wisi zdjęcie wieży Eiffel’a – europejskie klimaty.

Wczesnym popołudniem wylądowaliśmy w Bagan. W miejscu, gdzie w dobrym stanie pozostało około 4000 stup, z kilkunastu tysięcy, które tu powstały w przeciągu wieków.

Boss (drugi Jacek) nie odpuszcza – prosto z lotniska jedziemy na zwiedzanie. Oglądamy stupę – najważniejszą w okolicy. Przewodnik robi nam wykład na temat budowy i znaczenia poszczególnych elementów świątyń buddyjskich oraz wizerunków Buddy.

Okazuje się, że tworzenie wizerunków Buddy zmieniało się na przestrzeni wieków.

Zmęczeni upałem (38 C w suchym powietrzu) docieramy do hotelu. Tu pełen luksus (4 gwiazdki +), piękne pokoje, basen, profesjonalna iluminacja. Miejsce godne polecenia.

Humory zwyżkują, odpoczywamy…

Kolejny dzień. Rano, po zaspokajającym wszystkie gusta śniadaniu, jedziemy do Sale. Zwiedzamy drewnianą świątynię: Yoke Sone Kyaung (żeby Wam też było trudno!)

Kamienne  smoki  przy wejściu mają otwarte paszcze, co oznacza,  że tędy  można wejść. Z tyłu budowli posągi maja paszcze zamknięte. Kto zgadnie dlaczego?

Zaskoczyła nas forma  przedstawienia scen z życia Buddy na drewnianych płaskorzeźbach (uwaga: zdjęcia!).

W następnej pagodzie kolejne zaskoczenie: Budda „pusty” w środku: stelaż figury wykonano z bambusa, pokryto laką, a następnie ozłocono!!!

Potem udajemy się pod górę Popa. Kto był w Grecji znajdzie odpowiedniki w Meteorach.

Wspinamy się po 840 schodach w towarzystwie małp, aby dotrzeć na szczyt, którego wygląd nie rekompensuje wysiłku. Pełna komercjalizacja.

Te schody przebyte na bosaka (!) okazały się prawdziwym wyzwaniem dla stóp. Teraz tak możemy  zdobywać świat.

Głodni docieramy do wsi, gdzie przygotowano dla nas lunch (wg pomysłu naszego birmańskiego przewodnika). Pod palmową wielką wiatą serwują nam lokalny bufet.

Po lunchu niespodzianka: masaż stóp (za opłatą). Skorzystały wszystkie panie. Najedzeni, wymasowani, zrelaksowani, zadowoleni obserwujemy produkcję lokalnych wyrobów z soku palmowego.

Najpierw wyciska się z palmy słodki olej. Jacek osobiście wspiera ten etap produkcji Potem widzimy jak pobiera się ten sok z palmy. Na koniec widzimy fermentację i destylację…

Nie obyło się bez degustacji końcowego produktu.

Nieostrość zdjęć i błędy w tekście wynikają  z nadmiaru degustacji…

Dodaj komentarz
  • 19 kwietnia 2024 | piątek 18:34 Malgosia, Wrocław
    I znowu WOW ! Już chyba nie ogarniacie tego, co dotąd widzieliście i co bardziej jest Was w stanie zaskoczyć i zachwycić ;-). Ściskamy M i J.
    Ps.
    Adku, u mnie niektóre zdjęcia z dzisiejszego wpisu wyświetlają się do góry nogami :-(, ale to może mobilizacja do tego, by na chwilę stanąć na głowie ;-).