Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Dzień dziesiąty. Odpoczynek.
Każdemu należy się zasłużony odpoczynek. Po wielodniowym zwiedzaniu Manhattanu i krótkim pobycie na Fire Island, w temperaturze często bliskiej 30⁰C., czas na oddech.
W Nowym Jorku pada deszcz i jest zimno: 18⁰C.
Zostajemy w naszym wynajętym apartamencie i rozpamiętujemy chwile spędzone na odkrywaniu tego miasta i przyglądaniu się tempu zmian tu zachodzących.
Pomijając istotę rozwoju: pęd do robienia „kasy”, nie można zapomnieć jak wiele Nowy Jork zrobił dla swoich mieszkańców i turystów. Jak uprzystępnił tereny poindustrialne, a centrum miasta „złagodził” ustawiając wiele stolików, krzeseł, ławek i innych urządzeń, na których za darmo można odetchnąć w tej metropolii.
W deszczowy dzień:
Nasze zdjęcia pokazują Times Square (wczoraj w drodze powrotnej z wyspy) i możliwości relaksu wśród tłumów.
A przy okazji opowiem, co zdarzyło się nam w drodze na Fire Island.
Ze stacji kolejowej w Sayville do nabrzeża z promem na wyspę trzeba dojechać autobusem. Opłata wynosi 5 US od osoby, płatne gotówką. A my jej nie mieliśmy. Kierowca chciał odesłać nas do dość odległego bankomatu mówiąc, że za chwilę nas stamtąd odbierze. Dwie czarnoskóre kobiety, które mnie wydały się Kubankami, zaprotestowały i jedna z nich, mimo naszych oporów, wręczyła kierowcy banknot dziesięciodolarowy. Nie chciała słyszeć, że oddamy jej pieniądze na wyspie.
Te kobiety okazały się być Dominikankami i przez chwilę porozmawialiśmy po hiszpańsku. Pracowały na wyspie.
Czy można coś dodać?
W windzie naszego domu spotkaliśmy Afroamerykankę, którą zapytałem, czy u niej w domu na 16. piętrze jest tak samo głośnio jak u nas na 11. Pytanie zadałem, bo po pobycie na wyspie przerażała mnie perspektywa stałego hałasu metra w naszym mieszkaniu. Odpowiedziała, że są dni lepsze i gorsze. Zależy, kto jest w domu!!
Bardzo rozbawiła nas jej reakcja.