Pożegnanie z Meksykiem

Po trzygodzinnym locie z Meksyku, siedzimy na lotnisku w Pheonix w Arizonie czekając na nasze połączenie do San Francisco.

Pożegnaliśmy Meksyk po pięciodniowym pobycie w stolicy. To miasto przytłacza, męczy, zachwyca i fascynuje zarazem. Bardzo trudno je opisać, bo różni się od wszystkich innych metropolii.

Przede wszystkim ogromnym hałasem. I nie jest to tylko hałas ruchu ulicznego, chociaż klaksony też "dają po uszach". Z każdego sklepu wydziera się muzyka i nie można pojąć jak wytrzymują to pracownicy i okoliczni mieszkańcy.  Prawie wszyscy sklepikarze i uliczni handlarze (a jest tu ich setki tysięcy) głośno nawołują do kupna swoich towarów. W metrze obwoźni sprzedawcy płyt, zabawek i innych małowartosciowych gadżetów grają swoją muzykę i wydzierają się na całe gardło, aby przkrzyczeć hałas pędzącego pociągu. 

Odrębna uwaga: metro w stolicy jest bardzo dobrze zorganizowne, dociera do większości dzielnic, w tym bezpośrednio na lotnisko, i jest bardzo czyste i bezpieczne. A dlaczego jest bezpieczne o tym za chwilę.

Na pożegnanie udaliśmy się kolejny raz na plac Zócalo aby zwiedzić Palacio Nacional (Pałac Narodowy). Oprócz historycznych sal z okresu panowania Hiszpanów znajdują się tam murale Diego Riviery - jednego z największych artystów tej sztuki. (Dla zainteresowanych: Riviera był mężem Fridy Khalo.)

Tu pora napisać, dlaczego można czuć się bezpiecznie w Meksyku. Otóż w całym mieście funkcjonuje kilkanaście służb policyjnych, które wspierane są przez wojsko w miejscach strategicznych. Wszędzie, dosłownie wszędzie obecni są uzbrojeni po zęby ochroniarze. Na każdym skrzyżowaniu "kieruje" ruchem po czterech policjantów z drogówki. Po ulicaach poruszają się patrole z czterema gotowymi do strzału policjantami na pace samochodu. Każdy samochód policyjny błyska kolorowymi światłami.

To wszystko nie dotyczy przeciętnego turysty. Do czasu. Obecni na ulicach policjanci są uprzejmi, uśmiechają się i służą pomocą i informacją. Niemiło robi się dopiero wtedy, gdy chcesz wejść do którejkolwiek instytucji, ważnego muzeum lub nawet kościoła. Stajesz się potencjalnym zagrożeniem. I zaczyna się prawdziwa kontrola podobna do tej jak na lotniskach. Tyle, że uzbrojeni funkcjonariusze prawa nie robią dobrego wrażenia. No cóż. Można nie podróżować, nie latać, nie zwiedzać, nie drażnić...

Militaryzacja państwa i obecność policji na każdym kroku (w obronie demokracji) nie przysparza uroku temu krajowi, ale nie odbiera mu jego autentycznego piękna. 

Uważamy, że nie należy się niczym zrażać i przyjeżdżać do Meksyku, gdzie bezpieczeństwo turysty jest większe niż w niektórych krajach Europy. 

Dodaj komentarz