Wzgórze Awentyńskie

Wzgórze Awetyńskie (Awentyn) jest jednym z najspokojniejszych miejsc w obrębie murów rzymskich tego szalonego miasta.

Na szczycie stoi bazylika Santa Sabina z pięknym wirydarzem (ogrodem wewnątrz murów klasztornych), który można oglądać tylko przez małe okienka.

Ze szczytu rozciąga się widok na Zatybrze (Trastevere) na drugim brzegu rzeki.

Niedaleko mamy klasztor Kawalerów Maltańskich, którzy użyczają jedynie dziurki od klucza w bramie klasztornej, aby popatrzeć sobie przez nią  na kopułę bardzo odległej bazyliki św. Piotra.  Podobno należy strzec się złośliwego ogrodnika, który z drugiej strony bramy wkłada patyk w tę dziurkę pozbawiając podglądacza oka!

Schodząc  ze wzgórza trafiamy na zadbany cmentarz dla obcokrajowców nie-katolików. Leżą  tu ci, którzy ukochali Rzym lub mieli z nim osobiste związki: John Keats, Bysshe Shelley  – angielscy poeci romantyczni, Joseph Severn – malarz i partner Keatsa oraz syn Goethego Juliusz.

Stałymi rezydentami (żywymi) tego cmentarza są liczne koty na wyłącznym utrzymaniu turystów.

Odwiedziliśmy grób Richarda Krautheimera – wielkiego niemieckiego historyka sztuki, który ukochał Rzym. Dla naszego Olafa to wielki autorytet i ideał. Tak jak Krauthaeimer, Olaf chciałby mieć epitafium na grobie – obywatel Rzymu.

Na Zatybrzu weszliśmy do kościoła św. Cecylii, patronki muzyków, która poniosła męczeńską śmierć  w roku 230. Pod ołtarzem znajduje się jej przepiękna rzeźba przedstawiającą świętą w nietypowej pozycji – podobno w takiej znaleziono jej ciało w 830 roku! Autorem rzeźby jest Stefan Maderna.

Z kolei w kościele św. Franciszka znajduje się rzeźba Berniniego – Błogosławiona Lodovica (Ludwika) Albertoni w ekstazie śmierci. Taka śmierć to rokosz!

Po powrocie do miasta idziemy na kawę na plac targowy Campo dei Fiori, gdzie widzimy tylko sprzątanie śmieci po zakończeniu handlu.

Na jednym z narożników jest tablica z wierszem Czesława Miłosza (po włosku) opiewającym to miejsce.

Do domu wracamy zmęczeni i na zakończenie dnia zatrzymujemy się w najbardziej znanej lodziarni  „Giolitti”, na porcję tego smakołyku (jak dla kogo).

Dodaj komentarz