W Operze

Przejęci czekającym nas wydarzeniem w Operze nie sprawdziliśmy godziny spektaklu i dlatego dotarliśmy na plac Opery na 2 godziny przed czasem...

Mieliśmy więc okazję przyglądać się tłumom na placu i wypełnionym restauracjom. 

Trochę chłodno (ok.12 st.) mimo błękitnego nieba, więc "marnotrawiliśmy" czas przy piwie, w oddalonym pubie od samego placu, bo to zawsze trochę taniej.

Na godzinę przed spektaklem otwarto bramy i drzwi Opery, tak więc mogliśmy spokojnie oglądać teatr na wszystkich piętrach, które dostępne są dla widzów.

W sali balowej wyobrażaliśmy sobie piękne tańce na sto par…

Z lóż na najwyższych piętrach widać było kawałki sceny, ale na pewno słychać wszędzie doskonale.

Nasze miejsca na parterze miały świetną widoczność, ale ciasno tam  było okropnie. Trochę ścierpliśmy, bo to spektakl prawie dwugodzinny, bez przerwy!

O czym ta historia z muzyką Bernsteina?

O rodzinie z problemami: matka ginie w wypadku samochodowym, co jest przyczynkiem do traumatycznych wspomnień całej rodziny, z powodu homoseksualizmu syna, który wcześnie opuścił dom rodzinny. Powrót do domu, czyli do rzekomo cichego miejsca, ujawnia wszystkie problemy.

Wielominutowy aplauz publiczności potwierdził sukces kompozytora i twórców spektaklu, w tym Polaka – Krzysztofa Warlikowskiego.

My, jako średniej klasy znawcy opery i śpiewu klasycznego, wolelibyśmy usłyszeć lepsze głosy solistów. Podobał nam się sopran głównej postaci oraz pięknie brzmiący chór.

Muzyka Bernsteina obroniła się sama.

Dodaj komentarz