Pierwsza noc w Ao Nang

Wieczór zaczynamy w lokalnej, przydrożnej resatauracji obsługiwani przez całą rodzinę.

Jemy obłędną kolację sporo tańszą niż w centrum turytycznym. Przez prawie 2 godziny rozmawiamy z właścicielką o imieniu Top i jej siostrzeńcem Bobo. 

Mimo niedoskonałego języka angielskiego udaje nam się poruszyć wszystkie ważne tematy polityczne, ekonomiczne i kulinarne. Wszystko w przemiłej atmosferrze.

Cechą charakterystyczną relacji turyści - Tajowie jest rozmowa typu: pytania od nas, sporo odpowiedzi i opowieści od Tajów oraz żadnych pytań w drugą stronę. Wygodne poniekąd...

Właściwie tak to wygląda w całej Azji...

Pierwszy wieczór po zmroku, który zapada ok. 18:00, spędzamy na „NiGHT MARKET”.

To miejsce określane jest tutaj jako najbardziej rozpoznawalny i znany punkt w mieście.

W południe teren ten był opustoszały. Gorąco nie sprzyjało zakupom.

A wieczorem…

Kogo tam nie ma! Co tam się nie dzieje! Czego tam nie ma!

Począwszy od pokazu ogni na ciele i wokół ciała, do głośnej różnorodnej muzyki i ogromu tajskiego jedzenia w dowolnie wybranej kombinacji potraw i sposobu  jedzenia. Przy stoliku na siedząco, na murku z miseczki, na trawniku z papierka, w czasie wędrówek od stoiska do stoiska z ręki, itp…

Jest nawet solistka - piosenkarka muzyki pop. Głównie muzyki nie-tajskiej.

Wesoło, bo tuż obok są karuzele i atrakcje wesołego miasteczka.

Zgodnie z najnowszymi przepisami (które zmieniane były w krótkim czasie jedna po drugiej, aby restrykcje nie zaburzyły lokalnego biznesu), alkohol można kupować i pić do północy.

No to się pije!  Przeważnie piwo. Nasze piwo to Chang – Słoń.

Na szczęście jest sporo ustronnych miejsc, dobrze oznakowanych. Nie trzeba przeszkadzać drzewom.

Dodaj komentarz