- Ameryka Północna (103)
- Stany Zjednoczone (87)
- Kanada (16)
- Ameryka Środkowa (48)
- Meksyk (48)
- Ameryka Południowa (11)
- Brazylia (11)
- Australia i Oceania (20)
- Azja (447)
- Tajlandia (59)
- Malezja (3)
- Birma (Myanmar) (52)
- Kambodża (250)
- Indonezja (11)
- Singapur (6)
- Izrael (8)
- Zjednoczone Emiraty Arabskie (3)
- Oman (26)
- Sri Lanka (24)
- Turcja (10)
- Afryka (19)
- Europa (416)
- Hiszpania (Katalonia) (7)
- Hiszpania (27)
- Włochy (29)
- Wielka Brytania (4)
- Francja (15)
- Polska (263)
- Niemcy (11)
- Czechy (10)
- Grecja (36)
- Cypr (16)
- Off-topic
- Wszystkie
Do Maroka
Z Barcelony lecimy tanimi liniami Vueling do Casablanki. Na razie podróżujemy we czworo, oprócz nas Gaby i Ani – Argentynki.
Kombinacją pociągów lokalnych i dalekobieżnych dotarliśmy do Marakeszu o 01:00 po północy. Nie wszystko było proste, bo karty kredytowe na dworcach nie są akceptowane, a punktów wymiany walut też brak. Pobliski hotel pomógł i wpadliśmy na peron bojąc się, że ostatni wieczorny pociąg na tej trasie nam ucieknie…
Nie uciekł, bo spóźnił się 40 minut. W przedziale 1 klasy było wygodnie (w drugiej tłok i brak miejscówek) i dodatkowo uzyskaliśmy sporo informacji od współpasażera – młodego mieszkańca Marakeszu.
Zmęczeni, trochę głodni przybyliśmy na miejsce – do zarezerwowanego riadu.
Riad jest tradycyjnym marokańskim domem lub pałacem z wewnętrznym ogrodem. Słowo riad pochodzi od arabskiego terminu do ogrodu, “ryad.”
Budowa riadów bez okien zewnętrznych ma na celu zapewnić konieczną w Maroku prywatność, a przede wszystkim chłód w upalne dni. W ogrodzie wewnętrznym rosną drzewka cytrusowe i powinna być fontanna.
O tej porze roku noce są chłodne, a dni niezbyt gorące.
„Nasz” riad to mały dom wewnątrz murów starego miasta, z 5 pokojami. Wynajęliśmy cały dom, bo docelowo będzie nas 10 osób.
Na miejscu czekała na nas gorąca kolacja (?) i nareszcie spanie!