Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Do Maroka
Z Barcelony lecimy tanimi liniami Vueling do Casablanki. Na razie podróżujemy we czworo, oprócz nas Gaby i Ani – Argentynki.
Kombinacją pociągów lokalnych i dalekobieżnych dotarliśmy do Marakeszu o 01:00 po północy. Nie wszystko było proste, bo karty kredytowe na dworcach nie są akceptowane, a punktów wymiany walut też brak. Pobliski hotel pomógł i wpadliśmy na peron bojąc się, że ostatni wieczorny pociąg na tej trasie nam ucieknie…
Nie uciekł, bo spóźnił się 40 minut. W przedziale 1 klasy było wygodnie (w drugiej tłok i brak miejscówek) i dodatkowo uzyskaliśmy sporo informacji od współpasażera – młodego mieszkańca Marakeszu.
Zmęczeni, trochę głodni przybyliśmy na miejsce – do zarezerwowanego riadu.
Riad jest tradycyjnym marokańskim domem lub pałacem z wewnętrznym ogrodem. Słowo riad pochodzi od arabskiego terminu do ogrodu, “ryad.”
Budowa riadów bez okien zewnętrznych ma na celu zapewnić konieczną w Maroku prywatność, a przede wszystkim chłód w upalne dni. W ogrodzie wewnętrznym rosną drzewka cytrusowe i powinna być fontanna.
O tej porze roku noce są chłodne, a dni niezbyt gorące.
„Nasz” riad to mały dom wewnątrz murów starego miasta, z 5 pokojami. Wynajęliśmy cały dom, bo docelowo będzie nas 10 osób.
Na miejscu czekała na nas gorąca kolacja (?) i nareszcie spanie!