Mingun, Amarapura i most U Bein

Teraz Wanda i Pweł:

Mandalay przywitało nas w ten bardzo zajęty dzień chłodem poranka (co jest dość zaskakujące, gdyż ostrzegano nas przed upałem od samego rana).

Pierwszym punktem programu na dziś był rejs największą rzeką Myanmaru – Ayeyarwaddy do wioseczki o wdzięcznej nazwie Mingun.

Przystań jak przystało na Azję bardzo prowizoryczna, zatem dotarcie do  naszej łodzi z brzegu wymagało niemalże umiejętności linoskoczka.

Po godzinnym rejsie leniwą Ayeyawaddy’ą przy zejściu na ląd powitały nas monumentalne budowle, które niegdyś przedstawiały lwy. Po naszych podróżach przywykliśmy już do faktu, że Azja jest usłana „ruinami ” ale to co ujrzeliśmy tutaj jest naprawdę imponujące. Pozostałości niedokończonej stupy górują nad małą bambusową wioską. Ambicją fundatora było zbudowanie największej na świecie ceglanej stupy, z największym dzwonem z brązu a całości miały strzec największe posągi lwów (czyżby cierpiał na megalomanię?). Na skutek intrygi nadwornego astrologa budowę przerwano i zamiast 150 m zostało wybudowanych 50. Zużyto ok. 4 mln cegieł, a na lwy 800 tysięcy. Ponieważ pagoda nie została ukończona dzwon, ważący bagatela 90 ton, nie został nigdy zawieszony i stoi nieopodal na podporach.

Kolejną atrakcją dnia była ‘kosmologiczna’, biała pagoda. Piękna świątynia zbudowana na planie okręgu z cegieł pokrytych wapiennym tynkiem. Wzniesiona została przez następsę tronu królewskiego w hołdzie dla jego zmarłej małżonki, której nigdy nie dane było zostać królową (osobiście uważamy, że nie wypada się tak afiszować z radością po śmierci żony ;), ale co kraj to obyczaj).

Następnie popłynęliśmy do Ava zobaczyć dwa klasztory, tekowy i żółty. Tekowy klasztor stoi na 267 palach; niektóre z nich mają nawet 60 m długości od podstawy do dachu. Jest on przykładem kunsztu lokalnych cieśli, a jego niezwykły urok jest spotęgowany przez wszechogarniający zapach tekowego drewna. Żółty klasztor słynny jest z pięknych sztukaterii, które zdobią jego dach. Chyba tylko ze względu na upał i zmęczenie nie byliśmy w stanie docenić w pełni jego walorów, choć niewątpliwe jest wyjątkowy!

Ostatnim punktem programu był zachód słońca przy tekowym moście U Bein’a. To jedno z ‘must see’ w Myanmarze. Najprawdopodobniej każdy z Was widział w życiu choć jedno zdjęcie tego mostu, a jak nie to zobaczycie poniżej.

Powiemy jedno to naprawdę sprawiło, że warto było tu przyjechać!

Dodaj komentarz
  • 27 kwietnia 2024 | sobota 01:29 IRENA i ANDRZEJ, Gorzow
    Brawo Adku mój Ty zdobywco. Pokazaliscie nam przepiękne miejsca.Wszystkie dziewczyny są tak radosne.Trzymajcie się.
  • 27 kwietnia 2024 | sobota 01:29 Małgosia, Wrocław
    Bajkowo, zmiennie, kolorowo. Podziwiamy zdjęcia i śledzimy Wasze relacje. Aż żal, że nas tam z Wami nie ma. Buziaki dla całej Ekipy. Bawcie się miło i łapcie każdą chwilę miłą dla oka. Wrocław pozdrawia !. M i J
  • 27 kwietnia 2024 | sobota 01:29 Małgosia Hornowska
    Co tu dużo mówić - zdjęcie mostu o zachodzie słońca wymiata !
    P.S. Co oznaczają te białe malunki na twarzach? Just for fun?