Air Pacific to linie narodowe Fidżi. Zabrały nas ze słonecznego Sydney, swoim Jumbo 747, i zawiozły do zalanej deszczem Nadi (wymiawianej tu: Nendi). Lot trwał niecałe 4 godziny.
Fidżi jest w strefie czasowej o dwie godziny przed wschodnim wybrzeżem Australii, czyli 12 godzin przed Polską, 18 godzin przed wschodnim i 21 przed zachodnim wybrzeżem USA. Niedaleko stąd na wschód jest międzynarodowa linia zmiany daty.
Kto nie ma czasu na lekturę Wikipedii, niech przeczyta tyle:
"Fidżi, Republika Fidżi – państwo wyspiarskie, położone w południowo-zachodniej części Oceanu Spokojnego na wschód od Vanuatu, zachód od Tonga i południe od Tuvalu. Państwo położone jest na 322 wyspach i wysepkach pochodzenia wulkanicznego, otoczonych rafami koralowymi. Spośród nich zamieszkanych jest około 110. Dwie największe wyspy to Viti Levu i Vanua Levu. Viti Levu stanowi połowę powierzchni Fidżi, na niej położona jest stolica państwa, Suva oraz najwyższe wzniesienie – Tomanivi (1324 m n.p.m.)".
Teraz trzeba było podjąć decyzję jak dotrzeć z lotniska w Nadi do Suvy, do hotelu Holiday Inn. Tylko 200 km. Na lot krajowy i autobus było już za późno, pozostała taksówka za drobną opłatą USD 120.
Rano ulewa monsunowa nie dała nam spać. Poza tym cena hotelu, opłata za internet (mimo innej informacji na ich stronie) i opłata za użycie karty kredytowej spowodowały, że postanowiliśmy zmienić hotel.
Teraz jesteśmy w średniej klasy hotelu Peninsula, za rozsądne pieniądze.
Widok na ocean przynosi nadzieję poprawy pogody. Chociaż w tropikach nigdy nic nie wiadomo. Jak na razie, cieszymy się ciepłem i sporą wilgotnością.
