Odcinek 34

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 34

Rozmowa trzydziesta trzecia.

Jalapa, 20. lutego

- Oaxaca nie zrobiła na mnie wielkiego wrażenia.

- Nie może tak być, że każde odwiedzane miejsce powala nas swoją urodą. Są i takie, które warto zobaczyć, bo dowiadujemy się więcej o kraju i jego mieszkańcach. Nie wszystkie zabytki przedkolumbijskiej historii Meksyku zapierają dech w piersiach, ale przecież są równie ważne.

- Podobała mi się gorzelnia, w której produkuje się mezcal[1] – alkohol z agawy produkowany na południu Meksyku. W każdej butelce na dnie jest jakiś robal.

- Nie robal, tylko jedna z gąsienic, które żerują na liściach agawy. Znany nam alkohol o nazwie własnej tequila produkowany jest wyłącznie w stanie Jalisco [halisko] - na północ od stolicy kraju.

- Często celem takich "wycieczek" - pułapek turystycznych jest zmuszanie turystów do zakupów w miejscach, które opłacają przewodników - kierowców do zatrzymywania się tam.

- Mnie po prostu urzekł sklep przylegający do tej gorzelni, gdzie tuż obok półek uginających się od alkoholi, stał całkiem spory ołtarz błogosławionego Jana Pawła II, który w Meksyku jest czczony jak w Polsce. O ile nie bardziej.

- Dla mnie to chore. Tu handel, komercja, alkohol a tu ołtarzyk. Pomieszanie pojęć.

- Czy nie podobał ci się warsztat tkacki, gdzie z dużą wprawą udało ci się uprząść kawałek włókna wełnianego?

- Ale zabawa. Głównie dla tych, którzy na to patrzyli!

- Była również atrakcja w postaci drzewa z Tule[2] rosnącego w miasteczku Santa María del Tule, około 10 km od stolicy stanu.  Posiada najgrubszy pień spośród drzew rosnących na ziemi. Jest to cypryśnik meksykański. Pień drzewa ma obwód 36,2 m, zaś średnica wynosi 11,62 m. Wiek szacuje się na 1200 do 3000 lat. 

- A my znowu zapakowaliśmy się w autokar i przez spore góry pojechaliśmy do Jalapy.

- Jalapa [halapa] to stolica stanu Veracruz.

- I znowu spotkaliśmy pozytywnie zakręconych ludzi.

- Pamiętasz ją z Wisełki! Krystynę – Polkę, kulturoznawczynię i doktorantkę uniwersytetu Veracruz i Juana – partnera Krystyny, rzeźbiarza i lutnika.

- Te skrzypce, które rzeźbi! Dzieła sztuki!

- Widziałeś, że ozdabia je urokliwymi inkrustacjami, absolutnie wyjątkowymi i stanowiącymi znak rozpoznawczy autora? Z kolei Krystyna jest osobą powszechnie w Jalapie znaną i jednocześnie niekłamanym autorytetem w dziedzinie badań etnograficznych lokalnych Indian.

- Oboje wydają się super parą dzielącą swój czas pomiędzy zajęcia zawodowe i własnoręczną budowę domu w środku lasu niedaleko Jalapy.

- Dom jest niekonwencjonalny, bo wykańczany dłońmi prawdziwego artysty.

- Bardzo do siebie pasują. Trafili na siebie po wcześniejszych życiowych zakrętach.

- Juan powiedział mi, że spotkanie Krystyny było wspaniałym zrządzeniem losu i wielką nagrodą, która spotkała go w drugiej połowie życia. Jak ja go rozumiem!

- Na mnie robi wrażenie hacjenda siostry Juana, niedaleko od domu Krystyny i Juana, na której zatrzymaliśmy się i mieszkamy praktycznie sami. Z psami, kotami, trzydziestoletnią papugą i różnymi kłopotami technicznymi.

- Margarita, osoba pięćdziesięcioletnia, opowiedziała mi pokrótce, że po odchowaniu czworga dzieci, pogonieniu niewiernego męża, zajęła się sobą. Podjęła studia w kilku dziedzinach, działa społecznie, tańczy fandango i nieustannie poszukuje swojego szczęścia. Rzadko bywa w domu.

- To, że jej volkswagen – furgon jeszcze się nie rozleciał, potwierdza niebywałą wytrzymałość tej marki! Ten samochód ma trzydzieści lat! Jedynym spoiwem karoserii jest chyba rdza.

- Sposób zmiany biegów i w ogóle cała jazda Margarity nadawałaby się do sfilmowania. Wykonuje dziesiątki ruchów, aby uruchomić silnik, zmienić biegi i zmusić tego grata do jazdy. Do tego bez przerwy opowiada. O sobie, o życiu, o wszystkim. Bardzo interesująco, ze swadą, doskonałym barwnym językiem. Wiele skorzystałem słuchając jej hiszpańskiego.

- Nieźle trzyma nas w napięciu nie tylko z powodu tych opowieści. Nigdy nie wiemy, kiedy pojawi się w domu i czy wróci na noc.

- Nigdy nie wiem, czy nakarmić psy, koty i papugę. Co zrobić z jedzeniem zostawionym poza lodówką. Co zrobić na noc z bramą wjazdową na teren hacjendy i drzwiami wejściowymi do domu, bo tylko my mamy klucze.

- Żadnych telefonów, żadnych kartek zostawionych na stole, żadnej informacji co mamy robić.

- I dlatego, pod naszą nieobecność, musiała włamać się do własnego domu. I do tego w nocy.

- Nie pojawiła się nawet w dniu naszego wyjazdu! Nie miała czasu. Realizowała swoje szalone pomysły.

- My nie byliśmy na bieżącej liście jej zainteresowań.

- Czyli ja w pewnym momencie pojawiłem się na twojej liście?

- Na bardzo krótkiej liście. Jednoosobowej.

- Ja nie miałem już żadnej listy. Pojechałem z tobą do Szwecji zastanawiając się, kto z nas był odważniejszy. Ty zabierając kogoś, kogo znałeś zaledwie tydzień, czy ja godząc się na ten wyjazd.

- Uzgodniliśmy przed wyjazdem, że niczego nie będziemy przyspieszać, że będziemy „jechać” powoli.

- To nie miał być ekspres, chciałem, aby ewentualne zdarzenia następowały wolno, bo przyznaję, że w moim sercu ciągle tkwił Przemek i zajmował miejsce, które nie powinno być dla niego.

- Lecz ten ekspres kierowany przez ciebie nagle przyspieszył. Czyj wagon puścił hamulce?

- Ważne jest to, że obaj tego chcieliśmy. Było pięknie. Bardzo tego pragnąłem i już wtedy wiedziałem, że nie stało się to przez przypadek.

- Wszystko dobrze pamiętam. George Michael śpiewał w tle. Z albumu Ladies & Gentlemen. The Best of George Michael.

- Z tamtego pobytu w Szwecji niewiele pamiętam z tego, co zobaczyłem w Göteborgu.

- To miły dla mnie komplement!

- Natomiast z obecnego pobytu w stanie Veracruz w Meksyku zapamiętam pola uprawne kawy i sposób przygotowania ziaren do palenia.

- A ja wyjazd nad wodospad, gdzie kręcono wiele filmów m.in. Miłość, szmaragd i krokodyl. Zmierzchało, więc zdjęcia wyszły kiepsko, ale ty z rolką papieru toaletowego nad przepaścią wyglądasz zabawnie.

- Miałem potężny katar.

- Juan skomentował, że ten papier był ci potrzebny, bo za tobą była wielka przepaść i mógłbyś zesrać się ze strachu.

- Jakie śmieszne!

- Dla mnie nie jest śmieszny los moich meksykańsko-polskich przyjaciół, których znam od dawna, z czasów ich doktoratów w Polsce. Bracia Mauricio – architekt i Adrian Arredondo – biolog, zrobili doktoraty w Szczecinie, ożenili się dwiema pięknymi Polkami i od wielu lat wszyscy mieszkają w różnych częściach Meksyku. Przyjaźnimy się od lat, byłem na obu weselach, a nawet byłem świadkiem na ślubie Adriana i Hani.

- Odwiedzanie twoich przyjaciół to dla mnie ogromne doświadczenie i przyjemność obserwowania jak radzą sobie Polacy (głównie Polki) za granicą. Jestem pod wielkim wrażeniem, jakie kariery te dziewczyny zrobiły.

- Niestety kariery ich mężów oraz ich kolejnych dwóch braci, bardzo zależą od sytuacji politycznej w Meksyku. Cała wspaniała rodzina Arredondo działała w swoich zawodach, ale równocześnie mocno zaangażowała się w działalność partii rządzącej. Wszyscy bracia mieli wysokie stanowiska w rządach regionalnych, bądź polityczne stanowiska na uczelniach. Najstarszy brat Victor jest (był?) szanowanym naukowcem i rektorem Uniwersytetu w Jalapie. Posiada kilka doktoratów honoris causa z całego świata.

- Dzisiaj w Meksyku rządzi inna partia!

- No właśnie. Wszyscy bracia są bez pracy, sfrustrowani i z trudem odnajdują się w życiu szukając swoich dróg w biznesie.

- Ich żony sobie radzą?

- Oczywiście. Ich żony nigdy nie pozwoliły sobie na uzależnienie się od swoich meksykańskich mężów. Tym różnią się od Meksykanek. Ania (ex-żona Mauricio) prowadzi w Jalapie własny antykwariat i pracuje w archiwum uniwersyteckim. Hania (nadal żona Adriana) prowadzi w stolicy własną szkołę muzyczną i przedszkole.

- Obie robią wrażenie bardzo pewnych siebie.

- Bo mają powody. Nie mają kompleksów imigrantek. Od prawie trzydziestu lat mieszkają w Meksyku. Poznały na wylot latynoski charakter swoich mężów i nie dały sprowadzić się do roli „przy mężu”.

- Jak utrzyma swoją rezydencję Victor? Przecież to wielka posiadłość, z własnym ogrodem botanicznym, z własnym odcinkiem rzeki i kilkoma domami.

- Nie sądzę, aby występował tu jakiś kłopot finansowy. Rzecz w urażonej ambicji, utracie pozycji, braku władzy itp.

- Nawet go o coś oskarżają.

- Skoro stracił władzę, teraz trzeba się na nim zemścić. Jest okazja dołożyć mu. Powyciągać na wierzch wszystkie potknięcia i zadawnione żale. Skąd my to znamy? 

Dodaj komentarz