Odcinek 35

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 35

Rozmowa trzydziesta czwarta.

Miasto Meksyk, 26. lutego

 

- Ogromnie się cieszę, że tu przyjechaliśmy. To mój drugi pobyt w tym fascynującym mieście. Myślę, że i na tobie zrobi wrażenie. I polubisz to „Ciudad de México”, czy jak wolisz Mexico City, mimo wielorakich opinii o tej stolicy, nie zawsze pozytywnych.

- Tego nie biorę pod uwagę. Kieruję się tym, co sam obserwuję i sam przeżywam. Póki co, widzę ogromną metropolię, która w żadnym momencie nie jest bardziej niebezpieczna niż np. Warszawa.

- Ilość policji i ochroniarzy jest dość deprymująca i lekko przerażająca. Czasami miałem wrażenie, że w stolicy wprowadzono jest stan wyjątkowy.

- Niech będzie stan wyjątkowy, jeżeli zapewnia bezpieczeństwo mieszkańcom miasta.

- Tylko, gdzie jest w tym demokracja?

- Czy w Meksyku możemy mówić o demokracji? W kraju o tak potężnych różnicach społecznych? Oglądamy tu nieprzebrane bogactwo i skrajną nędzę.

- Na ulicach stolicy, przynajmniej w centrum, nie jest ona tak rzucająca się w oczy. Miasto Meksyk liczy około 28 milionów mieszkańców. Dla Europejczyka to niewyo- brażalne!

- Meksyk wydał mi się miastem przyjaznym dla turystów. Metro działa świetnie. Informacja turystyczna też. Policjanci i policjantki chętnie pomagają zagubionym turystom. W centrum jest sporo automatycznych punktów przywołań policji, w przypadku zagrożenia. Jedynie męczące są te odległości!

- I zakorkowane ulice. Na szczęście my poruszamy się komunikacją miejską. Czasami tylko wożą nas nasi znajomi…

- Chcesz teraz o nich rozmawiać? Chcesz coś ze mnie wyciągnąć?

- Masz coś do ukrycia? Jest coś czego nie wiem?

- Pytaj.

- Odkładam pytania na zakończenie naszego pobytu w Meksyku. Przecież coś się jeszcze może wydarzyć.

- Cieszmy się więc tym miastem i tym, co tu oglądamy.

- Czy minął ci katar po terapii na placu Zócalo[1] - głównym placu miasta, gdzie w czasie wielkiego festynu z okazji Dnia Flagi meksykańskiej Indianie w pióropuszach okadzali cię tajemniczym zielem? Minę miałeś nietęgą.

- Jakoś od tego nie umarłem.

- Przeżyliśmy też udział we mszy w Nowej Bazylice Matki Bożej z Guadalupe[2], która mieści dwadzieścia tysięcy wiernych i gdzie Jan Paweł II wielokrotnie odprawiał nabożeństwa. Jest On tak samo wielbiony tutaj jak i w Polsce. A może nawet bardziej. Liczba Jego pomników w tym kraju też o tym świadczy.

- Ten kościół obok, bardzo stary, to Stara Bazylika, która uległa częściowemu zniszczeniu podczas trzęsienia ziemi.

- Nowa Bazylika Matki Bożej z Guadalupe jest aktualnie największym sanktuarium maryjnym na świecie – rocznie przybywa do Meksyku 12 milionów pielgrzymów. Dla porównania – kolejnymi co do wielkości ruchu pielgrzymkowego sanktuariami są: Lourdes – 6 mln, Fátima – 5 mln, Jasna Góra – 4 mln pielgrzymów rocznie.

- Od kościołów wolę atrakcje, które oferuje miasto nie tylko turystom. W pięknym parku obok Muzeum Antropologii, oglądaliśmy popisy Indian - taniec "voladores".[3]

- Już ci mówiłem, że tych voladores” (dosłownie "lataczy") można oglądać w parku Chapultepec w każdą niedzielę. Jest to przed-kolumbijski meksykański obrzęd religijny, związany zwłaszcza z tradycjami ludu  Totonaków zamieszkujących okolice miasta Papantla na wybrzeżu Zatoki Meksykańskiej. Pięciu mężczyzn w odświętnych strojach wspina się na trzydziestometrowy słup, jeden z nich pozostaje na szczycie, przygrywając na bębenku i flecie, natomiast czterech pozostałych, z linami przywiązanymi do kostek rzuca się w dół, zataczając powolne obroty. Obrotów tych jest dokładnie 13, co pomnożone przez czterech tancerzy daje 52, tyle ile lat liczy tradycyjny "wiek" w przedkolumbijskim kalendarzu. W 2009 rytuał został wpisany przez UNESCO na listę Niematerialnego Dziedzictwa Ludzkości.

- A w Muzeum Antropologii okazało się, że tzw. Kalendarz Majów[4]jest Skałą Słońca, a prawdziwa rola tego znaleziska nie jest znana.

- Tu ciekawostka: Ta teza, że koniec naszej cywilizacji, mający nastąpić około 21 grudnia 2012 roku, staje pod znakiem zapytania dzięki odkryciu, jakiego dokonał pod koniec ubiegłego roku Andreas Fuls. Otóż z Kodeksu Drezdeńskiego wynika, że koniec świata nastąpi 208 lat później, czyli w 2220 roku. 

- Boisz się końca świata? Wierzysz w to?

- U mnie kiepsko ze wszystkimi wierzeniami. Nie wierzę w nic. Przepraszam, pomyłka. Wierzę w człowieka. Wyłącznie przez duże C. Na razie wierzę w ciebie.

- Na razie?

- Jak to szło? Nie chwal dnia przed zachodem słońca?

- Nad naszym związkiem nie ma prawa zachodzić!

- Podobną twoją deklarację pamiętam z Moguncji, gdzie towarzyszyłeś mi w wyjeździe na konferencję językową.

- Przypomnij mi, co takiego powiedziałem.

- Było to w maju 2001, złapałem jakąś wstrętną grypę i musiałeś się mną opiekować. Byłeś bardzo troskliwy. Któregoś dania na ulicy zobaczyłeś młodego faceta pchającego wózek z trochę starszym, prawdopodobnie po wylewie…

- Teraz przypominam sobie. Wyglądali na parę gejów.

- Powiedziałeś, że do tego też jesteś przygotowany.

- Chyba to jakoś ładniej wyraziłem.

- Ważne, co miałeś na myśli. A twoje przygotowanie wynikało stąd, że przez kilka lat opiekowałeś się siostrą twego taty chorą na zanik mięśni.

- Po powrocie ze Szwecji wróciliśmy do swoich zajęć. Ja do pracy i studiów zaocznych, a ty do swojego PROGRESSU z Alkiem i całą resztą tego towarzystwa.

- Czyżbym słyszał zazdrość w tym tonie?

- Nawet dzisiaj jestem zazdrosny o tę waszą przyjaźń, bo wiem, ile ONI znaczyli dla ciebie. Nigdy nie zrozumiałem i nie zaakceptowałem ich zachowania kilka miesięcy później, po moim przyjeździe na stałe do Szczecina.

- Smutne było to, że nie udało się zaradzić nadchodzącym gwałtownym zmianom w naszych relacjach. 

Dodaj komentarz