Część 1

Sri Lanka revisited - inne spojrzenie

Część 1

SRI LANKA REVISITED - INNE SPOJRZENIE   

Część 1

Jest połowa grudnia 2023. W Sri Lance, według opisu klimatu tej wyspy, trwa pora sucha. Niestety, teraz jest inaczej. Leje albo pada codziennie i to przez klika godzin.

W czasie takiego deszczu udajemy się na kolację. Zasugerowano nam restaurację prowadzoną przez Niemca, bo bywa klientem naszego znajomego – malarza portrecisty – i wypada go odwiedzić.

W czasie jazdy tuk-tukiem miasto spowiła ciemność. Awaria w jednej z trzech elektrowni spowodowała przerwę w dostawie prądu na całej (!) wyspie.

Instytucje państwowe, szpitale, hotele i popularne restauracje ratują się własnymi generatorami prądu.

To właśnie światła z restauracji stanowią jedyne oświetlenie ulic.

W ciemności docieramy do naszej restauracji, w której nie widać oznak działalności. Ale za chwilę od stolika, przy którym siedzi grupa młodych ludzi (kelnerów?) podrywa się kilku i zaprasza nas na kolację.  

Dalej mocno pada.

Kolacja przy świecach i ozdobnych światełkach na baterie, ugotowana na gazie, stanowi typowe danie lankijskie – ryż i w sosie curry różne jarzyny (rice and curry).

RYZ

Jesteśmy jedynymi gośćmi, więc kilku kelnerów stara się zabawiać nas rozmową. Czas płynie, prądu nadal nie ma.

Nasza kolacja bez prądu:

kolacja

Jeden z chłopaków, którego angielski jest najlepszy, na naszą prośbę, towarzyszy nam przy stole. Ma około 30 lat i na imię Akitha.

Zasypujemy go pytaniami na temat życia w Sri Lance ludzi o podobnym do jego standardzie.

I tak zaczyna się opowieść „przy świecach”.

Momentami bardzo zabawna, chwilami intymna, a cały czas bardzo osobista i w rezultacie smutna.

Możliwość dłuższej rozmowy z obcokrajowcami, nie tylko takiej zdawkowej jak kelner – gość restauracji, powoduje, że Akitha otwiera się przy nas i wyrzuca z siebie to, co mu leży na sercu i duszy. Stara się nie epatować nas opowiadanymi dramatami i trudnościami życia, a raczej dość lekko przedstawiać swoją rzeczywistość jako los, który jego dotyczy.

Najpierw odpowiada na nasze pytania o warunki zatrudnienia w tej restauracji. Tu praca jest w jak w ustroju feudalno-kapitalistycznym: bez umowy, bez gwarancji zatrudnienia, całodobowa (!) w systemie ośmiogodzinnych zmian, płatna według kaprysu właściciela – Niemca i lokalnego menadżera. Dwadzieścia sześć dni roboczych w miesiącu za około 150 dolarów US!

Dwa kiepskie posiłki dziennie i łóżko w pokoju wieloosobowym.

O relacjach z kolegami mówi, że panuje tu ogólna wzajemna nieżyczliwość, bo konkurencja na rynku pracy jest bezlitosna.

Sezon turystyczny jest krótki (na wybrzeżu trwa zaledwie cztery miesiące).

Akitha ma bardzo ograniczone życie towarzyskie, bo brak pieniędzy oraz zobowiązania rodzinne każą mu podejmować dodatkową pracę.

Niesympatyczny i kapryśny właściciel restauracji łaskawie zgodził się na pracę Akithy na stałej zmianie 16:00 do 00:00, więc co drugi dzień może zajmować się od 06:00 do 15:00 domem z basenem i ogrodem pewnego Szwajcara – rezydenta w tym kraju.  Za ponad ośmiogodzinny dzień pracy zarabia pięć dolarów US. Z przeciążenia pracą i braku snu wynika wielkie zmęczenie młodego człowieka i brak energii do jakiejkolwiek dodatkowej aktywności.

Akitha jest wierzącym i praktykującym buddystą i bez protestu poddaje się rygorom tej religii (czy też filozofii życia).

Jest czwartym z kolei z pięciorga dzieci (jedynym męskim potomkiem) w rodzinie biednych robotników plantacji herbaty w rejonie Singharaja – w obrębie Parku Narodowego Lasów Deszczowych.

Wszystkie siostry Akithy mają już swoje rodziny i są rozproszone w regionie i w kraju. Nie wiedzie im się dobrze. Z trudem radzą sobie z kosztami życia.

Na jedynym męskim potomku spoczywa obowiązek opieki (głównie finansowej) nad rodzicami. Rodzice – siedemdziesięciolatkowie są zmęczeni życiem (ciężką pracą na plantacjach) i bardzo schorowani. Nie mają żadnych własnych dochodów. Pieniądze, które wysyła im Akitha (całą pensję z restauracji) nie wystarczają na pokrycie kosztów lekarstw, nie mówiąc o samych lekarzach.

Opowieść przedstawiciela tej grupy społecznej Sri Lanki (domyślamy się, że życie, o którym słuchamy jest z pewnością udziałem bardzo wielu młodych ludzi) porusza nas na tyle, że postanawiamy spotkać się z Akithą w jego wolne popołudnie i kontynuować naszą rozmowę.

Po pięciu godzinach „wróciło” światło i koło północy wróciliśmy do naszej miejscówki. Deszcz padał nadal.

W odległej o 16 km od Hikkaduwy, gdzie chwilowo jesteśmy, Galle, spotykamy się na zwiedzanie Fortu Portugalskiego i na dalsze rozważania o życiu. Głównie w Sri Lance.

Ojciec Akithy choruje na zaawansowaną cukrzycę i niewydolność krążeniową. Życie i dbanie o zdrowie rodziców stanowi główny cel funkcjonowania Akithy. Z całym oddaniem poświęca dla nich swoją pensję oraz skumulowane cztery wolne dni w miesiącu, aby spędzić z nimi ten czas. Wieś w rejonie Singharaja odległa jest o ok. 100 km od Hikkaduwy, gdzie pracuje. Dotarcie do niej, na wysokość ok. 500 n.p.m. oznacza prawie czterogodzinną podróż zmieniając kilkakrotnie autobusy jadąc do Deniyaya, a potem 10 km bardzo lokalnym transportem i jeszcze kilometr bezdrożem do domu, cały czas pod górę.

W bardzo prostym domostwie nie ma łazienki, a marzeniem ojca byłoby mieć telewizor, a matki – lodówkę. Obie rzeczy nie do osiągnięcia nie tylko ze względu na cenę, ale na ewentualne rachunki za prąd, który jest tu bardzo drogi.

Rozmowa o rodzicach i ich dramatycznej sytuacji, w której dieta składa się z przysłowiowej miski ryżu z ubogimi dodatkami oraz akcentowanie przez Akithę całkowitego oddania się swoim bliskim,  trochę się przedłuża, co wywołuje w nas wątpliwość i  podejrzenie, czemu to nasze spotkanie ma służyć.

Wielokrotnie słyszeliśmy o naciąganiu obcokrajowców na różne formy pomocy na podstawie opowieści o chorobach w rodzinie itp.

Kontynuując mój reportaż, muszę teraz napisać, że nic takiego nie miało miejsca w wyniku spotkania z Akithą. Z dzisiejszej perspektywy potwierdzam, że jego intencje  były czyste i pozbawione drugiego dna. Dzielił się z nami szczerze swoim niełatwym życiem, bo jak twierdził dotychczas nie spotkał nikogo, kto tak życzliwie wysłuchałby go.

Najbliższa przyszłość miała potwierdzić wiele z tego, co usłyszeliśmy, a życie Akithy wkrótce przyniosło kolejne trudności i dramaty, które spowodowały m.in. mój obecny pobyt w Sri Lance.   

Oczywiście musiałem zapytać jak Akitha wyobraża sobie swoją przyszłość i jak chciałby zmienić warunki, w których tkwi teraz, martwiąc się głównie, aby nie stracić tej pracy, którą ma.

Dowiedziałem się, że region, w którym mieszka jego rodzina (bezcenne, chronione lasy deszczowe) jest bardzo atrakcyjny turystycznie przez sześć miesięcy w roku. Niektórzy mieszkańcy wsi, już kilka lat temu zainwestowali w budowę jednego lub kilku bungalowów na własnych działkach, tworząc tzw. „homestay”, czyli noclegi przy rodzinie.

Według Akithy wszyscy szybko spłacili długi bankowe i, na lokalne standardy, stali się bogaci traktując z wysoka tych, którzy tkwią w biedzie.

Naturalnym pytaniem była cena takiej inwestycji. Jeden domek – bungalow buduje się w trzy miesiące za 1.000.000 rupii lankijskich, co równa się 13.000 polskich złotych.

Posiadaczom własnych działek (taki jest stan prawny ziemi rodziców Akithy) bank udziela kredytu żądając zwrotu 150%, w dość krótkim czasie. Morderczy kapitalizm, prawda?

Turyści płacą w tym rejonie 40 – 50 US dol. za noc od pokoju.

W przypadku Akithy trudność polega na ewentualnym braku dochodów w okresie budowy, zanim z inwestycji będą przychody…

Tak więc marzenie o budowie bungalowu (najpierw jednego) odsuwa się w nieznaną przyszłość.

Kwota 13.000 PLN zapisała się w mojej pamięci.

W kolejnych dniach Akitha pracował zgodnie ze swoją rutyną, a my udaliśmy się na ponad tygodniowy objazd wyspy.

Kto nie wyjeżdżał poza Unię Europejską nie zaznał niezwykłego uczucia wdzięczności rozwojowi technologii, w której dzięki aplikacji Whatsapp można rozmawiać za darmo z całym światem! Wystarczy połączenie z Internetem.

Na całej wyspie sieci telefoniczne i Internet działają doskonale, tak więc byliśmy w stałym kontakcie ze wszystkimi i w dowolnym momencie.

 

Dodaj komentarz