Odcinek 5

TOMMY

Odcinek 5

Część 3

Miałem właśnie zrzucić zawartość szufli do leja poniżej, gdy usłyszałem   - Spud!

Z pełną szuflą uniesioną do góry odwróciłem się i zobaczyłem Tommy'ego. Całą twarz miał opuchniętą. Potrząsnąłem głową i zapytałem - Co się stało?

Wiedziałem, że to O'Shannasy. Odwróciłem się i trzymjąc napełnioną szuflę jedną ręką, podniosłem ją z zawartością na wysokość ramienia, a potem, gdy przekręciłem nadgarstek, węgiel wsypał się z szufli do leja poniżej. Warknąłem niskim głosem - Och, czuję się teraz tak jak pięściarz Wielki John L. musiał się czuć! - Z lekkim chichotem - Mam nadzieję, że wystarczająco dobrze, aby wypruć flaki z tego twojego cholernego kumpla, O'Shannasy’ego.

- Spud, ty wiesz, że mogłem pobić tego gnoja, gdybyś tam był, ale na mnie samego, było ich zbyt wielu.

Spojrzałem na posiniaczoną twarz Tommy'ego i pomyślałem - Och nie, lubię cię bardzo takim jakim jesteś, ale chciałbym, abyś chociaż raz przywalił im ostro i powiedział - Spierdalajcie!

Kiedy nerwy w moim żołądku zaczęły się zaciskać, chwyciłem koszulę, puściłem oko do Tommy’ego, odwróciłem się, a gdy zeszliśmy z wagonu, powiedziałem - Chodź, stary, idziemy do pubu Old Central, on tam będzie, nagania klientów staremu bukmacherowi Wilsonowi.

Kiedy przekraczaliśmy tory, ruszając w miasto, położyłem rękę na ramionach Tommy'ego i przyciągnąwszy go do siebie, szepnąłem do ucha - Pozwól mi to zrobić, a ty zabezpieczaj moje tyły, okej?

Gdy zbliżaliśmy się do Old Central, nerwy mi odpuściły, na twarzy pojawił się uśmiech i zacząłem lekko gwizdać. Dotraliśmy do Old Central, skręciliśmy w w uliczkę i powoli ruszyliśmy w stronę stajni na tyłach pubu. Stał tam oparty o ścianę, otoczony przez kilku członków swojego gangu, Lippy O'Shannasy.

Gdy go zobaczyłem, podszedłem prosto do niego, lekko opuściłam lewe ramię i prawą ręką uderzyłem go prosto w usta. Właśnie odrywał się od ściany, żeby coś powiedzieć, kiedy siła mojego ciosu popchnęła jego głowę ponownie na ścianę. Więc, żeby nie stracić z nim kontaktu złapałam go pełną garścią za włosy, przyciągnąłem jego twarz do siebie i zaczęłam brutalnie walić w niego z całych sił. Pośród krzyków innych usłyszałem, że Tommy krzyczy - Spud, zabijesz gnoja!

Słysząc to przestałem, ale wciąż trzymałem go za włosy, patrzyłem jak krew cieknie mu z nosa, ust i z bardzo paskudnej rany wzdłuż brwi. Pomyślałem, że ma dosyć, przekręciłem jego głowę tak, abym mógł spojrzeć mu w oczy, a następnie wystarczająco głośno, by jego gang mógł usłyszeć, krzyknąłem - Jeśli którykolwiek z was, gnoi, jeszcze raz dotknie mojego brata, niech mnie bóg ma w swojej opiece, zatłukę was na śmierć!

Jeszcze wierzchem dłoni walnąłem go w twarz i pozwoliłem mu odejść, a on osunął się pod ścianą otoczony swoimi kumplami. Zobaczyłem, że nie będą walczyć. Wytarłem wierzch prawej dłoni o siedzenie moich spodni, przejechałem palcami po włosach, obdarzyłem Tommy’ego mrugnięciem, odwróciłem się i odeszliśmy tak spokojnie jak przyszliśmy.

Kiedy skręciliśmy za róg i ruszyliśmy z powrotem na naszą stronę, usłyszałem szept Tommy'ego - Dzięki, ale niech to szlag, czasami mnie przerażasz. Wygląda to tak jakbyś dokładnie wiedział, co robisz i jak szybko masz to zrobić. Do diabła, założę się, że cała ta sprawa nie trwała dwadzieścia sekund, a on będzie to pamiętał przez resztę życia.

Gdy mówił to, pomyślałem, że ja też się boję, Najwyraźniej bijatyka przychodzi mi łatwo, jedyną rzeczą jest to, że potrafię tak mocno uderzyć, że pewnego dnia coś złego może się wydarzyć, więc wymamrotałem - Ano tak.

Poczułem delikatne potrząsanie, usiłowałem otworzyć oczy, gdy usłyszałem - Och, panie Bradshaw, zmartwiłam się, tak bardzo się pan się trząsł i mamrotał w kółko „Tommy”, pomyślałam, że lepiej pana obudzę.

W tej chwili, całkowicie wyczerpany i martwiący się o Tommy'ego, zamknąłem oczy, ale to dziwne uczucie, że poznałem ją wcześniej, wróciło, więc zapytałem ponownie - Czy może mi pani powiedzieć, skąd pani pochodzi, bo mnie to dręczy?

Patrzyła na mnie przez chwilę, a potem jakby zadowolona, odpowiedziała - Monto.

- O tak – zaciągnąłem powietrze. – O to chodzi.

I z poczuciem, że miałem rację, ochrypłym szeptem powiedziałem - Musi pani znać Tommy'ego Wilsona. My też mieszkaliśmy w Monto!

Zmarszczyła brwi na chwilę, a potem zapytała - Jak dawno temu, ponieważ pamiętam, że moja matka Mollie, zanim umarła, każdy dzień A. N. Z. A. C.[1], kładła kwiaty na grobie sierżanta T. Wilsona. Kiedy zapytałam ją, dlaczego, powiedziała mi, że Wilson został zabity, kiedy on i jego partner Spud Bradshaw wysadzili w powietrze jakiś most kolejowy we Włoszech, a kwiaty były dla niego, tego Spuda Bradshawa.

Potem z uśmiechem, którym tylko kobieta potrafi kogoś obdarzyć, mówiła dalej - Byli kochankami przed wojną i myślę, że chociaż nigdy tak naprawdę tego mi nie powiedziała, był moim ojcem. Ten grób T. Wilsona to było to, co miała najbliższego z nim związanego, bo jego szczątków nigdy nie odnaleziono.

Przerwała, wpatrywała się we mnie przez chwilę, łzy zaczęły płynąć po jej twarzy, położyła rękę na ustach i westchnęła - Mój ty biedny człowieku, to ty musisz być Spudem Bradshawem.

Nie chciałem tego słuchać, zacząłem potrząsać przecząco głową, kiedy przez pogodne nocne powietrze pojawił się stary Khalu, wygrywając swoją melodię i czułem, że Tommy gdzieś tu jest, wstałem. Zobaczyłem go czekającego za rzędami worków ziemniaków i cebuli. W napływie szczęścia, zacząłem biec po peronie krzycząc

- Tommy, zaczekaj, popatrzymy na nią razem, na tę wielką, czarną bestię z wąsami pary i tłustą czarną fryzurą, kiedy będzie przejeżdżać tędy w pośpiechu.

 

Chciałbym zakończyć takim krótkim wersem:

W śmierci jak w życiu

Jesteśmy w towarzystwie przyjaciół

Ash Salaam

 

[1]Anzac Day – święto państwowe obchodzone w Australii i Nowej Zelandii 25 kwietnia upamiętniające wszystkich, którzy stracili życie w czasie operacji wojskowych tych krajów, oryginalnie zostało ustanowione jako dzień upamiętniający żołnierzy, którzy zginęli w czasie bitwy o Gallipoli, która rozpoczęła się 25 kwietnia 1915. ANZAC – Australijskio-Nowozeladzki Korpus Wojskowy.

Dodaj komentarz