Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Zakupy hydrauliczne i ... ogrodowe.
Dzień zakupów:
Punktualnie o 9:00 Mr Lim czekał pod domem i udaliśmy się na zakupy niezbędne do prawidłowego uruchomienia 3 (słownie: trzech) łazienek i ciepłej wody w kuchni. To ostatnie rzadko tu w domach występuje, bo przecież woda w kranie nigdy nie jest bardzo zimna, prawda? Ale nam to do higieny nie wystarcza!
Jeżeli Mr Lim nie radził sobie z tłumaczeniem, Adek wyświetlał obrazki w telefonie i wszystko poszło jak z płatka. Och, ta nowoczesność!
Ja na razie ćwiczę khmerskie liczebniki.
Acha, ceny ok. 30% niższe niż w Polsce.
Potem po "zieleninę" do ogrodu.
Nie wiedzieliście, że mamy ogród? My też nie!
Po odgruzowaniu naszej przestrzeni przeddomowej, zrobiło nam się szaro i smutno i stąd decyzja o zazielenieniu zaanektowanego ogródka. Wprawdzie tło paskudne, ale rośliny szybko rosną i zasłonią wszystko to, co nieładne.
W wielkej hurtowni ogrodowej wybraliśmy właśnie takie krzaczki oraz 2 donice z moimi ukochanymi bugenwillami, dopełniającymi marzenie o tropikalnym ogrodzie!
Potem szpadel, wąż do podlewania i ... do roboty.
PS
Kamel wciąż w ukryciu. Ale jest postęp: w nocy coś tam dobrego zjadł, a w dzień, podczas naszej nieobecności zrobił kupę do kuwety (po raz pierwszy w swoim życiu). Widzicie, każdy ma jakiś problem w rodzinie!
wzorowego, ekologicznego obywatela, który dba o otoczenie wspólne i traktuje je jak własne.
Pozdrawiamy nieustająco K&R
Ps. Kamel jest już Wasz