Ważne sprawy w dobrym tempie

Zacznę od bardzo ważnej dla naszego funkcjonowania w Kambodży sprawy:

Musimy mieć licencję na prowadzenie działalności gospodarczej, zwanej tutaj „business card”.

Po raz kolejny przekonujemy się o tym, że nasz Lim jest nie do zastąpienia. Wprawdzie po raz pierwszy pomaga załatwiać tego typu dokumenty, bez problemu odnalazł znajomego w ratuszu miejskim i sprawy ruszyły natychmiast:

Należało wykonać po kilka kopii paszportu, kontraktu najmu mieszkania, no i dołączyć 6 zdjęć.

Kopiowanie trochę trwało, bo kolejki do tej usługi długie.

O 10:30 pojechaliśmy do urzędu i dowiedzieliśmy się, że na 30 minut przed rozpoczęciem przerwy obiadowej niczego nie załatwiają…

Polecono nam wrócić o 15:00 (przerwa obiadowa trwa do 14:00).

Tuż przed 15:00 zawiadomiono Lima telefonicznie, że urzędnicy pojawią się osobiście u nas w domu celem wizji lokalnej.

Punktualnie zjawili się dwaj urzędnicy i bez większych pytań zabrali kopie, zrobili zdjęcia naszego logo i nazwy lokalu oraz, oczywiście, pobrali stosowną kwotę niezbędną do uzyskania zezwoleń w pięciu (!) wydziałach urzędu.

Poinformowano nas, że banner reklamowy musi mieć khmerski tekst w pierwszym wierszu.

Ostrzeżono nas, że od poniedziałku do piątku muzyka może być głośna tylko do 21.30.

Tę niezbędną „business card” dostaniemy po 28 dniach na okres 12 miesięcy.

Bez żadnych dodatkowych podań, ankiet, pism, znaczków i innych formalności. Niebywałe!

Wyobraźcie sobie: to się odbyło u nas w domu w ciągu mniej więcej 10 minut!!

Po piętnastu minutach jeden z urzędników przywiózł do nas, do domu fakturę! Oczywiście dostał skromną gratyfikację, która (wg. Lina) nie była konieczna, ale miła.

Kolejny dziś zakup to butla gazowa i dwupalnikowa kuchenka. Popatrzcie na nasz bardzo szybki lunch na barwnych chińskich talerzach. To co, że plastikowych?!

Po lunchu krótka wizyta u pani od poduch na meble i decyzja o materiale na nie. Gładkie kolory odpadły, ze względu na gości barowych, którzy nieopatrznie (?) plamią siedziska.

Na koniec wizyta w stolarni, aby zaakceptować łoże, które jutro będzie montowane w sypialni.

 

 

Dodaj komentarz
  • 29 kwietnia 2024 | poniedziałek 15:22 Grażyna
    Szkoda, że mnie tam nie ma. Przytrzymałabym deski, przycięła co trzeba, lub zrobiła kilka różnorodnych ławek, jak kiedyś w Wisełce. A do tego przytulała do serca i oswajała Kamela. Uściski.