Życie towarzyskie

Sobota wieczór. Ostatni weekend wolności – bez pracy w „Kameleonie. Tej z klientami, naturalnie…

Postanawiamy wyjść na kolację.

Wybieramy lokal naszego znajomego Khmera – „Park Inn” (bar i guesthouse). Na imię ma Sopheap (czyt.: Sopiip).

Miło nam, że wiele osób nas pamięta, rozpoznaje, a nawet „umieją” nasze imiona.

Celem wizyty jest oczywiście zaproszenie go na otwarcie „Kameleona”. Nasz gospodarz przyjmuje je i stawia nam piwo do zamówionej kolacji.

Trochę rozmawiamy o wspólnych już dla nas sprawach i korzystamy z jego rad.

Przedstawił nam swego gościa hotelowego o imieniu Chhaya (czyt: Cziaja). Urodzony we Francji, odwiedza kraj swego ojca Khmera, który w czasie terroru Czerwonych Khmerów wyemigrował do Francji i tam ożenił się z Francuzką. Mają czworo dorosłych juz dzieci.

Nie sposób nie zauważyć, że Chhaya swoim wyglądem potwierdza, że mieszanki rasowe łączą najładniejsze cechy urody obu ras. 

Mówi znakomicie po angielsku, co nie jest takie oczywiste wśród rodowitych Francuzów. Jest sympatycznym gadułą.

W czasie długiej rozmowy dowiedzieliśmy się wiele o losie emigrantów khmerskich, których problemy nie są obce naszym „expatom”, tyle że tutaj dochodzi problem koloru skóry.

Wracamy późno wieczorem do domu i zachwycamy się nowymi inwestycjami: nowymi restauracjami i sklepami samoobsługowymi, co jest tu nowością.

Cieszy nas, gdy te inwestycje dokonywane są przez Khmerów, a nie Chińczyków.

Ten problem będzie się jeszcze przewijał w naszych opowieściach.

PS

Kwiatki pięknie kwitną i kolejne odważają się pokazać swoją urodę.

Dodaj komentarz
  • 29 kwietnia 2024 | poniedziałek 11:06 Irena
    Irena Gorzów. Kwiaty to był strzał w 10-tkę, zachwycające. Ten egzotyczny pan owszem ma urodę, ale Wy przy nim to prawdziwi mężczyźni, i nie słodzę. POZDRAWIAM.