ODCINEK IV

W związku z koniecznością dopracowania technicznych szczegółów funkcjonowania zakładki "KSIĄŻKI", dla niecierpliwych, którym przecież wczoraj obiecałem,  ODCINEK IV tutaj:

 

ODCINEK IV

Obudziło mnie rano pianie kogutów i kiedy leżałem tam, delektując się dziwnymi odgłosami mojego nowego domu, zapamiętywałem swoje obowiązki zapewnienia bezpieczeństwa. Tak więc, szybko usiadłem na łóżku, wciągnąłem buty, wstałem i ze szczoteczką do zębów w jednej ręce, z ręcznikiem na ramieniu, wyszedłem podążając ścieżką na tyłach szopy z generatorem, mając nadzieję znaleźć cel mojej trasy. Wtedy natrafiłem na mały, ale bardzo schludny i uporządkowany ogród warzywny wraz z sadem. W zasadzie było tam tylko kilka drzew figowych obładowanych pięknymi figami oraz przynajmniej dziesięć drzew cytrusowych również obwieszonych pomarańczami i cytrynami. Za tym wszystkim była ściana winorośli, a pod nią trzy lub cztery rzędy kapusty, pomidorów i fasoli. Wszystko to zaskoczyło mnie, bo ogrody, które wcześniej widziałem u innych ludzi były zwyczajne, spełniały swoją zasadniczą rolę, ale ten tutaj był doskonały. Wszystkie rzędy wysokich drzew owocowych były pozbawione jakichkolwiek chwastów, a część warzywna była taka sama pod względem układu jak sad, tylko mniejsza.

Wydało mi się, że ten ogród nie bardzo pasuje do zagrody z hodowlą bydła, a jako chłopak, który musiał ciężko pracować od małego, podziwiałem wysiłek włożony tutaj. Nagle, ogarnęło mnie to samo uczucie bycia w domu, które poczułem wczoraj po wejściu do mojego pokoju.

Stojąc tam, zrozumiałem, że kobiety odgrywają ważną rolę w zarządzaniu tym gospodarstwem.   Potem po raz ostatni rzuciłem spojrzenie na ogród i poszedłem dalej w kierunku końca zabudowań.

Po dojściu do bramy z satysfakcją stwierdziłem, że gdyby mnie zapytano, to odpowiedziałbym otwarcie, że nie widziałem tam żadnych intruzów. Wróciłem do umywalni i szybko się umyłem, wróciłem do swojego pokoju, a po zwinięciu maty wyszedłem poszukać kuchni. Kiedy podszedłem do drzwi, które wydały mi się kuchenne, zobaczyłem małą Margie Brown wychodzącą stamtąd i gdy nasze oczy się spotkały, z radosnym uśmiechem na twarzy przywitała mnie – Dzień dobry.

Potem wskazała na duży ciężki stół w kuchni i powiedziała - Don, mama, kazała mi przygotować śniadanie dla ciebie. Mam nadzieję, że będzie ci smakowało to, co zrobiłam. Jest tam pod siatką przeciw muchom.

Przecież, mimo iż miałem już jakąś wiedzę o dziewczynach, nadal miałem tylko dziewiętnaście lat i w obecności młodej dziewczyny jak ta, poczułem się bardzo nieswojo. Więc z niezgrabnym - Dzień dobry i dzięki - przemknąłem obok, i podchodząc do stołu kuchennego, podniosłem siatkę, gdzie zobaczyłem talerz z dwoma smażonymi jajkami i dwiema świeżymi figami oraz poczułem zapach, świeżo upieczonej bułki, a obok tego wszystkiego stała mała miseczka z czymś, co się okazało kozią śmietanką i aromatycznie pachnący kubek z parującą kawą. Kiedy obejrzałem to wszystko, co mogło być śniadaniem przygotowanym jak dla brata, poczułem ciepło domu rodzinnego.

Zasiadając przy stole do śniadania, zauważyłem, że było tam tylko jedno, moje nakrycie, a że nigdy nie chciałem być ostatnim, który odchodzi od stołu, tak szybko jak mogłem, połknąłem jajka, bułkę i figi. I chociaż smak parzącej usta kawy był nie do opisania, nie dokończyłem jej pić. Tak zakończyłem moje pierwsze śniadanie w Bilaluna. Po ogarnięciu mego miejsca przy stole wstałem i wychodząc z kuchni skierowałem się do ​koni. Zauważyłem zaraz po mojej prawej stronie, że pani Brown rozmawia z jakimiś czarnymi kobietami, więc kierując się ku niej powiedziałem – Dzień dobry pani Brown. Przepraszam, ale wydaje mi się, że wyjadłem wszystko, co było na stole!

Spojrzała na mnie, następnie z chichotem, cicho odpowiedziała - Dzień dobry Don, i proszę, mów do mnie Betty.

Dotknąwszy ronda kapelusza palcem w geście pozdrowienia i potwierdzenia jej uprzejmości, szedłem dalej, zauważyłem, że się zarumieniła i pomyślałem, że jej dzieci muszą ją bardzo kochać. 

Zbliżając się do koni zauważyłem, że podobnie jak w całej Zagrodzie nie było porozrzucanych śmieci, ogrodzenie dla koni wyglądało na porządnie zbudowane z dużych bali drewnianych i metalowych szyn wskazując, że zrobiła to zdolna osoba i z dobrymi umiejętnościami. Musiałem stwierdzić, że nie widziałem często tego w Outbacku, no i pomyślałem, że Brown może ma problem z czarnymi, ale Zagrodę utrzymuje w porządku i czystości. 

Widząc konie za ogrodzeniem automatycznie odwróciłem się w ich kierunku i zobaczyłem Lena w środku, więc wystarczająco głośno krzyknąłem, by usłyszał - Dzień dobry, Len, masz tu niezłe konie. - Usłyszałem odpowiedź - Tak, ten ogier to duży kasztanowaty koń z Queensland, zwany Królewską F lotą. Zajął dobre miejsce w Doomben Dziesięć Tysięcy[1] i skoro jesteś gotowy, chcę, żebyś tu przyszedł.

 Poczułem, że nasze wzajemne relacje ulegają poprawie; jeszcze tylko jedno szybkie spojrzenie na konie, zanim przeszedłem dalej do okrągłego zagrodzonego placu dla koni. Kiedy wspinałem się na górny drąg ogrodzenia, byłem pod wielkim wrażeniem, zarówno wielkości zagrodzonego placu, jak i jakości i wyglądu zadaszenia z bali. Jak tylko bezpiecznie usadowiłem się na górnym drągu, zacząłem przyglądać się pracom wykończeniowym tego placu, a spojrzawszy w górę, ujrzałem centralny element dachu, którym był solidnie wyglądający bal drewniany o średnicy około dwóch stóp. Całość przypominała piastę koła wozu z dziesięcioma solidnymi szynami odchodzącymi od środka jak szprychy, które oparte były na dziesięciu mocnych słupach.

Gdy Len wspiął się po drągach, aby usiąść koło mnie. Zapytałem - Czy to ty zbudowałeś to zadaszenie z bali? Jeśli tak, to wykonałeś cholernie dobrą robotę.

Po tym jak już bezpiecznie usiadł na drągu obok mnie, z uśmiechem odpowiedział - Nie, stary Jimmy Ester zrobił to! Ja tylko nosiłem te cholerne torby z wodą.

Usłyszawszy to, wróciłem do przyglądania się wykonaniu tej budowli i zobaczyłem drągi umieszczone w piaście i przymocowane do słupów wokół placu, które zostały ustawione w bardzo bezpieczny sposób. A że ja sam wcześniej wykonywałem taką robotę, byłem pod wrażeniem, ponieważ wszystkie połączenia były dokładnie i dobrze umocowane. Wskazując na centralny element zadaszenia, skomentowałem – On musi być bardzo dobry w pracy z toporem, bo to cholernie trudna robota.

Len, spojrzał tam, gdzie wskazywałem, zanim odpowiedział - Tu zdarzają się wściekłe burze piaskowe, i wszystko musi być dobrze umocowane. W przeciwnym razie wszystko zostanie rozniesione po całej okolicy. Ale nie o tym chcę z tobą porozmawiać. A o tych tam koniach. – Wskazał na ogrodzony plac.

- Te są jedynymi, które trzymamy w porze deszczowej w zamkniętym wybiegu. Reszta biega wolno, około sto mil na południe stąd w Misji Balgo Hills. Poza tym, w tym gospodarstwie nie ma zamkniętego padoku, z wyjątkiem tego dla wielbłądów tam, przy starej zagrodzie.  

 Następnie wskazując kiwnięciem głowy kilku starych czarnych facetów opierających się o niższe drągi, kontynuował - A te stare dranie, są w tej chwili jedynymi robotnikami tutaj, których głównym zajęciem jest utrzymywanie porządku w tym miejscu i zabijanie kóz na nasze potrzeby zaopatrzenia w mięso. Niestety, dzisiaj będziesz musiał ich użyć do wybrania koni do podkucia i również mieć ich na oku kiedy kują, bo oni naprawdę nie mają bladego pojęcia o tym, co robią.

Patrząc na nich, odpowiedziałem - Czego nie potrafią, ja ich nauczę.

Potem, jak gdyby przyjmując za dobrą monetę moją pewność, co do moich umiejętności, zszedł z ogrodzenia i stając na ziemi, powiedział  - Wszystko, czego będziesz potrzebował do podkuwania jest w tamtej szopie! - Wskazując skinięciem głowy szopę obok ogrodzonego placu i zwracając się do kilku starych powiedział - Ty, facet, on szef! - Po tym, odwrócił się i oddalił się w stronę domu.

Zaskoczony, mruknąłem do siebie - No, tego się nie spodziewałem! Przynajmniej nie będzie nade mną stał zaglądając mi przez ramię. - I już miałem zejść z ogrodzenia, kiedy zdecydowałem, że skoro górny drąg jest na wysokości prawie 2,5 m, to będę miał lepszy stąd widok na cały plac. Spojrzałem poza plac i zobaczyłem, że okolica jest prawie płaska nieźle pokryta bladozielonym spinifeksem[2]. I dalej, patrząc dalej, zobaczyłem te same pagórkowate wydmy, którym przyglądałem się wczoraj. Przyjrzałem im się bliżej i zauważyłem, że ich pochyłość zaznaczona jest czerwonawym pasem piasku pozbawionym jakiejkolwiek roślinności. Prowadząc wzrok wzdłuż tego czerwonego pasa zobaczyłem, że wydmy ciągną się przez mile, a miejscami osiągają całkiem sporą wysokość.

Uświadomiłem sobie, że Len może mnie teraz obserwować, szybko zszedłem z ogrodzenia i zapytałem jednego z tych starych facetów od koni opierających się o drągi, czy zna się na koniach i usłyszałem odpowiedź, gdy ten wspinał się po drągach - Boss, ja znać tych konie.

Tak więc, z taką pomocą zacząłem selekcjonować konie, których wygląd podobał mi się i kiedy to skończyłem, wyszedłem poza ogrodzenie i podszedłem do wskazanej szopy, gdzie dowiedziałem się, że Barcoo Poley[3] wiszący na krokwi jest siodłem głównego kowboja.

Zdjąłem je i wróciłem na plac, gdzie po osiodłaniu każdego konia po kolei i wykonaniu szybkiego galopu na padoku, wybrałem tego, które uznałem za wartego pod wierzch i rozpocząłem kucie.

Około południa, usłyszałem słaby odgłos dzwonka kuchennego. Spojrzałem przed siebie i zobaczyłem idącą w kierunku placu młodą aborygeńską dziewczynę niosącą menażkę i zawinięty talerz. Odstawiłem kopyto konia, przecisnąłem się przez drągi i schowałem się w cieniu zadaszenia z bali czekając na dziewczynę. A kiedy podała mi menażkę i talerz, powiedziałem - Dziękuję.

Ona wymamrotała – Pani dawać obiad, Malagar[4]. – odwróciła się i praktycznie pobiegła z powrotem w kierunku domostwa. Obserwowałem ją jak się oddala i pomyślałem – Popatrz, do cholery, musi mieć co najmniej piętnaście lat, ale jeszcze taka dzika!

Potem zająłem się tym, co miałem przed sobą. Podszedłem do pieńka, na którym usiadłem umieszczając menażkę na ziemi i zacząłem rozwijać obrus, w którym zawinięty był talerz, a w nim dwie grube kanapki z podwójną porcją wołowiny. Ślina naleciała mi do ust, więc napełniłem kubek, który przytroczony był do menażki, gorącą czarną herbatą i zacząłem jeść mój lunch. W tym samym czasie zastanawiałam się nad różnicami jakie są pomiędzy tą młodą czarną dziewczyną a czarnymi dziewczynami, które wcześniej spotykałem w Queensland.

Tam dziewczyny nosiły biustonosze, flirtowały i były po prostu normalnymi, młodymi, czarnymi dziewczynami. Tutaj, o ile rzeczy tak się mają jak widać było po tej dziewczynie, to różnica między tymi dwiema społeczeństwami aborygeńskimi była ogromna. Potem, gdy ugryzłem kolejny kęs kanapki, pomyślałem, że cel, dla którego tu przyjechałem nie ma nic wspólnego ze społeczeństwem tych ludzi. Zająłem się więc smakowitym lunchem składającym się z herbaty z menażki i kanapek z wołowiną.

Przez kilka następnych dni podczas sortowania koni cieszyłem towarzystwem młodego Mala, który zawsze był chętny odpowiadać na wszelkie moje pytania.

Jednego razu, skręcając papierosa zauważyłem stojącego w pobliżu czarnego faceta, odwróconego do mnie plecami, sikającego. Robił to, stojąc z nogami rozpostartymi w szerokim rozkroku i sikał prosto w dół, nie przed siebie. Więc, zapytałem młodego Mala - Co z nim nie tak?

Zobaczyłem jak się rozgląda, a potem z dużym uśmiechem na ustach powiedział – Och ten. Ma nakłuty gwizdek.

Spojrzałem tam ponownie i równocześnie zapytałem - On, co ma?

Ze złośliwym wyrazem twarzy odrzekł – Co ty, stary? Wy tam nie macie czarnych facetów? Skąd ty jesteś?

Zaskoczony jego reakcją spokojnie odpowiedziałem – Ani jednego takiego nie mamy. Powiedz mi, co to jest.

Teraz zdał sobie sprawę, że trochę przesadził, spokojnie wyjaśnił, że to był sposób kontroli urodzin stosowanych przez Mjallów. Tak to się dzieje, kiedy młode byczki osiągają wiek dojrzałości i przechodzą przez plemienną ceremonię męskiej inicjacji. Ich kutasy rozcinane są od jąder do główek, co przeciwdziała zachodzeniu w ciążę w czasie przypadkowych stosunków.

Spojrzałem na niego, czy sobie ze mnie kpi, ale zobaczyłem tylko niewinną twarz. Zapytałem – Ile masz lat? - Pomyślałem – I sporo wiesz jak na takiego młodego faceta.

- Chociaż mam dopiero szesnaście lat, wiem, o co w tym wszystkim chodzi!

Młody Mal okazał się także zdolnym młodym jeźdźcem. Jak się dowiedziałem posiadał nawet prawo jazdy. Coś, czego ja nie miałem. A kiedy go zapytałem, jak udało mu się je zdobyć, powiedział mi, że ze względu na nowe zasady dotyczące pracowników Bruce Dybal, sierżant policji w Halls Creek, który zatrudniał jego ojca przyznał mu prawo do kierowania 3.tonową ciężarówką w obrębie gospodarstwa, ale nie na głównej drodze.

Po zagonieniu i oznakowaniu bydła, które było w Zagrodzie postanowiłem przygotować całkowity plan przeganiania zaczynając od wielbłądów. Do tego czasu większość aborygeńskich pilnowaczy bydła powróciła ze swoich wędrówek. Miałem okazję być świadkiem procedury powrotu i ponownego włączania się takiego pilnowacza do siły roboczej Zagrody.

Jeden z nich ustawił się przed magazynem, a Len odbierał od niego wszystkie jego włócznie, kije nulla nulla[5] i bumerangi oraz krótką, wąską osłonę ciała połączoną z opaską na biodra i szmatką zasłaniającą kutasa. Len w zmian dał mu ubranie, to samo które robotnik nosił w zeszłym roku - kolorowy kapelusz, spodnie i parę butów roboczych. Gdy już obaj byli zadowoleni z tej wymiany, Len dał mu małą kostkę tytoniu do żucia firmy Champion. Len wyjaśnił mi, że to była procedura wprowadzona jeszcze przez poprzedniego zarządcę. Po tym jak byłem świadkiem bardzo gwałtownego, krwawego incydentu, niedługo po moim pierwszym przyjeździe do tego gospodarstwa, zrozumiałem zalety zamykania ich broni w magazynie i utrzymywania opisanej procedury w dalszym ciągu.

[1] The Doomben Ten Thousand – tor wyścigów konnych w Brisbane.

[2] Spinifeks (ang. Spinifex) jedna z kilku australijskich traw z kolczastymi nasionami i blaszkowatymi, sztywnymi ostrymi liśćmi.

[3] Barcoo Poley – nazwa wytwórni siodeł w Australii.

[4] Malagar – tak Aborygeni szczepu Mjallów zwracali się do swoich białych pracodawców.

[5] Nulla nulla – ręcznie wykonany zaostrzony kij. Jeden z końców jest grubszy. Stosowany przez Aborygenów na polowaniach lub do samoobrony.vvvvv

Dodaj komentarz