Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Supermarket?
Nie, nie możemy zostać ani tygodnia dłużej w Kampot, bo może być niebezpiecznie dla naszego zdrowia!
Nasi klienci wyprzedażowi – właściciele tutejszych restauracji (nie-Kambodżanie), po zawarciu korzystnej (dla nich) transakcji, koniecznie chcą z nami wypić drinka.
Płacą za te drinki. Chcą się pożegnać, pogadać po raz ostatni, no i napić.
Przypadkowo, jakby umówieni, nie przychodzą na raz, co pozwoliłoby mi ich zostawić w swoim towarzystwie. Każdy zajmuje nam około godziny, czyli utrzymujemy stały poziom alkoholu we krwi przez cały dzień!
W każdym razie, ich życiorysy wystarczyłyby na niejedną książkę.
Różnica między nimi wszystkimi, a nami polega na tym, że oni z różnych życiowych powodów są skazani na Kambodżę. Wiedzie im się tutaj z różnym skutkiem. My przyjechaliśmy tutaj z własnego wyboru, a nie z konieczności.
Wybieramy powrót do kraju.
PS 1
Lokalni klienci są zbyt zaaferowani zakupami i targowaniem się, aby wdawać się z nami w rozmowy towarzyskie.
Na scenie tego mini teatru zdarzeń sporo się dzieje!
PS 2
Jeden z brytyjskich klientów (nie bywał w Kameleonie), po kilku drinkach stwierdził, że od wejścia do nas domyślał sie, że jesteśmy gejami.
- Dlaczego?
- Bo tu u was za czysto!!
Bez komentarza.
Nagle wszystkie rzeczy ruchome się stają,
Żeby nie powiedzieć - dostają wprost nogi,
I bez krępacji opuszczają gościnne dotąd progi.
A najdziwniejsza rzecz dopiero się zdarzy,
Gdy progi te opuści też dwóch gospodarzy.
Im nóg nie brakuje, a skrzydeł dostaną,
Kiedy na własnej ziemi znowu staną !