Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Stolica dla odmiany
Stolica! Stolica!
Po półrocznym pobycie na prowincji zapragnęliśmy odetchnąć atmosferą wielkiego miasta.
Phnom Penh rozwija się w błyskawicznym tempie. Ma wszystkie zalety i wady metropolii. Ma jednak swoją własną wielką wadę: ogromny ruch samochodów i motocykli, a w konsekwencji wszechogarniający smog. Spaliny drażnią oczy i gardło. Powietrze jest zabójcze.
Ruch uliczny został zorganizowany: na większości skrzyżowań są światła (w 2011 były tylko na dwóch!) i kierowcy podporządkowują się temu wymogowi. W Kampot są światła na dwóch skrzyżowaniach, ale tam są tylko sugestią dla kierowców…
Po hałasie w Kampot, ten w stolicy nie robi na nas wrażenia.
Bezwzględnie robi wrażenie iluminacja miasta. Na głównych ulicach billbordy migają kolorami, a wielkie aleje imponują oświetleniem.
Miasto żyje do późna. W Kampot po 21:00 zalegała cisza. Tylko psy szczekały…
Obiad jedliśmy w restauracji „Pelikan” prowadzonej przez Polkę. Na zdjęciach widać wiele podobieństw między tym miejscem a „Kameleonem”, ale ocenę pozostawiam Wam.
Menu jest interesujące z wieloma polskimi potrawami i wypiekami. Niestety daje się zauważyć wypalenie zawodowe właścicielki po pięciu latach prowadzenia tego lokalu.