Dzień czwarty...

Czwarty dzień festiwalu nie przyniósł nam rewelacji, a właściwie rozczarował wielkim włoskim reżyserem – Marco Bellocchio*. Jego film „Krew z mojej krwi” (gdzie przeszłość miesza się z teraźniejszością, czasy inkwizycji z rządami mafii, dogmaty religijne z politycznymi) był po prostu nudny. Można przyjąć opinię, że reżyser zrobił ten film dla Włochów, a ściślej dla mieszkańców miasteczka Bobbio, którzy lubią takie przegadane historie.

*Marco Bellocchio (ur. 9 listopada 1939 w Bobbio) – włoski reżyser, scenarzysta i producent filmowy. Jeden z głównych przedstawicieli kina kontestacyjnego we Włoszech.

Wybierając film z propozycji festiwalowej, nawet po przeczytaniu „zajawki”, nigdy nie wiadomo, co nas spotka!

Podziwiam widzów festiwalowych, bo nikt nie opuścił seansu, a widownia to około 900 osób!!

Wieczorem, w ramach benefisu, obejrzeliśmy monodram „Belfer” w wykonaniu Wojciecha Pszoniaka.

Zaskakujący tekst o kondycji nauczyciela i jego zmaganiach ze zobojętniałą na literaturę i mającą w pogardzie autorytety, dorastającą młodzieżą.

(…) „Belfer” – to dramat zarazem wzruszający i okrutny, śmieszny i przerażający. (…)

Pszoniak

 

Dodaj komentarz