Odcinek 15

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 15

Rozmowa czternasta.

Bagan, 08. grudnia 

- Lot z Yangonu do Nyaung Oo [njaung u] myanmarskimi liniami Air KBZ okazał się miłą niespodzianką!

- I z jaką obsługą!

- Zarówno dziewczyny i chłopcy słodcy nad miarę. Niezła wizytówka kraju!

- Za to odprawa paszportowa jak za dobrych komunistycznych czasów u nas.

- Ty je pamiętasz! Czego oczekiwałeś? Bez komputerów, wszystko notowane jest ręcznie w zeszycikach. Miało to nawet swój urok.

- Gdyby nie te ponure gęby facetów dokonujących odprawy. Nie czułem się mile powitany.

- Za to z uśmiechem powitały nas dzieci ubrane w stroje regionalne, zaraz po wyjściu z odprawy, a na zewnątrz budynku czekało kolejne powitanie przez męski zespół muzyczny.

- No, nie tylko nas.

- Przykro ci było z tego powodu? To nie był koncert na wyłączność.

- Tak zwany koncert „ekskluzywny”?

- Prowokujesz mnie, bo wiesz jak bardzo śmieszy mnie przenoszenie słów angielskich w te obszary języka polskiego, które sobie radzą bez takich makaronizmów.

- Ty mój lingwisto!

- A co?!

- Jak oceniasz angielski Myanmarczyków?

- Starają się jak umieją, a umieją mało, bo chyba niewielu ma dostęp do nauki języków. Nie można porównywać ich z Tajami, których angielski jest poprawny.

- Rozumiesz Tajów mówiących po angielsku?

- Czasami mam kłopoty, bo ich czasami trudna do zrozumienia wymowa wynika z ich języka ojczystego. Tajski to języka tonalny, co z grubsza oznacza, że żadne słowo nie kończy się spółgłoską i stąd ten kłopot.

- Jak oni wymawiają „smażony ryż”?

- To jest typowy przykład. Po angielsku to brzmi: „fried rice” [fraid rajs], w wykonaniu Tajów brzmi: „fri li” [frai lai].

- Czasami mam nawet kłopoty z rozumieniem Setha.

- Jego angielski jest bogaty w słownictwo, ale jak oni wszyscy ma trudności nie tylko z wymową, ale również gramatyką.

- Robi więcej błędów niż ja?

- To nie o błędy chodzi. Język służy do komunikacji więc ewentualna poprawność gramatyczna też tylko temu służy i ją ułatwia. Tajowie nie mają innych czasów gramatycznych oprócz teraźniejszego. Mówią: „Idę wczoraj do kina”, dlatego pojawiają się liczne błędy w tym zakresie, ale rzadko zaburzają porozumienie.

- Ale mają fajnie! Angielski powinien być taki!

- Nic nie stoi na przeszkodzie, abyś nauczył się tajskiego.

- Czemu ty tego nie robisz?

- Mam wielką ochotę, ale trochę mi już szkoda czasu. Mam teraz tyle do roboty, a w Tajlandii i tak nie zamieszkamy. Na krótkie pobyty, te języki które znam, wystarczą.

- Które z nich mogą być przydatne w tej części świata?

- Mam wymienić wszystkie, które znam? Przed nami jeszcze trzy czwarte podróży.

- Pochwal się, pochwal się.

- A tobie jest żal! W Azji angielski jest niezbędny, rosyjski też się nada, bo Ruskich wszędzie pełno. W Australii wystarczy angielski. Chińskiego nie znam, a przydałby się.

- Na Bali?

- Zdecydowanie angielski. Słyszałem, że indonezyjski jest dość łatwy, ale nie miałem okazji go poznać.

- Na Fidżi?

- Angielski.

- W USA?

- Angielski i hiszpański oraz francuski w Nowym Orleanie. Hiszpański to drugi język w Stanach. W zachodnich stanach mieszkają Meksykanie, we wschodnich Portorykańczycy, a w południowych Kubańczycy.

- Polaków też wszędzie sporo.

- Ale nie udało się jeszcze wprowadzić polskiego do szkół USA jako języka obowiązkowego!

- To po co ci szwedzki i portugalski w tej podróży?

- Zupełnie na nic. Ach, bym zapomniał. Po to, aby pisać maile do moich szwedzkich znajomych, a portugalski, żebym mógł porozmawiać z Brazylijczykiem Marcelo w Waszyngtonie.

- Powiedz coś po szwedzku!

- Jag älskar dig [joo elskar dej]. Zrozumiałeś? To znaczy: kocham cię. Mogę ci powiedzieć, że to nie był łatwy język dla mnie. Zanim znalazłem się w Szwecji na stałe, przez pół roku samodzielnie uczyłem się tego języka. Byłem przekonany, że za kolejne pół roku będę świetnie sobie w nim radził.

- I co? Nie udało się?

- Chcesz usłyszeć o mojej porażce? Tak, po półrocznym kursie dla zaawansowanych (dla innych był to drugi lub trzeci rok nauki) przystąpiłem do narodowego egzaminu ze szwedzkiego, co było warunkiem rozpoczęcia ewentualnych studiów podyplomowych, oblałem trzy z pięciu jego części. Bardzo byłem sobą rozczarowany.

- Po roku nauki?

- Przecież wiesz, że w tej sprawie stawiam sobie poprzeczkę bardzo wysoko.

- Zdałeś w końcu ten egzamin, czy nie?

- Egzamin zdałem po kolejnych czterech miesiącach nauki przez osiem godzin dziennie!

- Przerażasz mnie.

- Ja to lubię. Muszę jednak przyznać, że dopiero po kolejnym roku uzyskałem pełną swobodę w tym języku. Ten język szedł mi oporniej niż poprzednie, bo w pracy go nie używałem, a moje kontakty osobiste ze Szwedami były znikome. Szczególnie w pierwszych latach pobytu.

- A w kolejnych były częstsze?

- Nie na tyle, abym mógł ćwiczyć język codzienny, domowy, sypialniany i temu podobne, jeżeli to chcesz usłyszeć.

- To jak się go nauczyłeś?

- Głównie poprzez telewizję. Filmy angielskojęzyczne mają szwedzkie napisy. Powinniśmy żałować, że nasza TV rezygnuje z tak prostej metody dokształcania narodu w obcych językach.

- Tak przy okazji?

- No, właśnie. A wiesz, kiedy poczułem, że znam szwedzki?

- W którym momencie?

- Wtedy, gdy zdałem sobie sprawę, że rozumiem przypadkowo usłyszane rozmowy, na przykład w autobusie i rozumiem audycje radiowe wtedy, gdy jestem zajęty czymś innym.

- Fakt, to niezły sprawdzian.

- Wróćmy do miejsca, w którym się znajdujemy.

- Siedemset kilometrów na północ od Yangonu, w Bagan.

- Może już wiesz, ale ci przypomnę, co mogłeś pominąć w lekturze o Myanmarze: Bagan[1] jest jedną z największych atrakcji Azji. To tutaj znajduje się dwa tysiące świątyń i stup (stupa to buddyjska pogrzebowa budowla sakralna). Kiedyś było ich trzynaście tysięcy. Mieszczą się na powierzchni czterdziestu kilometrów kwadratowych.

- Ile z nich zobaczyliśmy z bliska?

- Wiele. Może nawet za dużo. Byliśmy bardzo ambitni i przejechaliśmy na rowerach, po piaszczystych drogach, sporo kilometrów, aby je odwiedzić. Po tej wycieczce bolały mnie wszystkie części ciała, a jedna przede wszystkim.

- Podziwiałem cię jak sobie radzisz mimo naturalnego braku kondycji, bo przecież w Polsce nie jeździmy na rowerach.

- Mogliśmy wybrać się dwukołowym pojazdem konnym, ale to by było poniżej mojej ambicji.

- Seth też ostro kręcił i dotrzymywał nam kroku. To znaczy trzymał się koła.

- Oglądanie świątyń buddyjskich nie było dla niego szczególną atrakcją, ale oglądanie zachodu słońca ze szczytu świątyni Mingalazedi[2] sprawiło mu taką samą satysfakcję jak i nam.

- Bardzo podobało mi się obserwowanie ludzi, którzy tam się w tym celu zgromadzili.

- Pewnie, było tam sporo ładnych chłopaków z całego świata.

- Najładniejsi byli lokalni młodzi buddyjscy mnisi.

- Może i tak, ale żuli liście betelu, jak większość Myanmarczyków, a w tym i kobiet, co powoduje, że mają czarne zęby i spluwają czymś obrzydliwym w czerwonym kolorze.

- Oficjalny zakaz spluwania w Yangonie nie dał efektu. Wszędzie widać czerwono-brunatne plwociny. Ohyda.

- Mnie podobała się twoja rozmowa z dziećmi, które cię otoczyły, abyś kupił pocztówki lub kartki przez nie namalowane. Podziwiałem cię jak dobrze ci idzie z maluchami – 7 - 8. letnimi.

- Piękne dzieci. Mówiły, że zbierają na szkołę. Nie ważne, czy to prawda, miałem potrzebę je wesprzeć.

- Jednej z dziewczynek kazałeś na poczekaniu namalować taką pocztówkę, aby sprawdzić, czy ona sama namalowała te, które sprzedaje. Stanowiliście razem ładny obrazek. Są zdjęcia.

- Czy według ciebie Myanmarczycy są ładniejsi od Tajów?

- Na pewno mają bardziej różnorodne twarze. Widziałem sporo naprawdę pięknych. Z zachowaniem wszelkich proporcji, uważam, że pod względem urody Myanmarczycy są najmniej „azjatyccy”.

 

[1] Bagan

[2] Mingalazedi Pagoda

Dodaj komentarz