Odcinek 21

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 21

Rozmowa dwudziesta.

Bali, 22. grudnia

- Nie jest to miłość od pierwszego wejrzenia, ale na pewno z czasem polubimy tę wyspę.

- Ta wyspa marzeń wielu ludzi okazuje się marzeniem łatwym do spełnienia sądząc po liczbie turystów. Dodając do tego ogromną liczbę samochodów, które tu krążą, mamy wrażenie, że jesteśmy w wielkim  mieście, a nie względnie małej wyspie.

- Taka jest cena pobytu w popularnym miejscu.

- Trzeba umieć poszukać miejsc, które dają szansę poznać i pokochać tę piękną wyspę, a my mieszkamy pięć kilometrów od Savinyak i dwadzieścia od Kuty, co sprawia, że przy całkowitym braku komunikacji publicznej, jako środek transportu pozostają tylko taksówki, które poruszają się żółwim tempem w nieustających korkach.

- Nasza willa - czteropokojowy hotel znajduje się na południowym zachodzie wyspy. Jest to przepiękna willa o uroczej nazwie  Laki Uma[1], po angielsku House of Men.

- Nasz hotel sprawia wrażenie prywatnego domu ze służbą. Z czterech dwuosobowych pokoi zajęte są tylko trzy, a obsługuje nas od sześciu do ośmiu chłopaków. Wszystko na miejscu (bez posiłków, poza śniadaniem): pranie, prasowanie, sprzątanie, czyszczenie basenu (ciągłe), itp. Jeżeli zechcesz odwiozą nas do miasta samochodem, ale wracać musimy taksówką.

- Jeden masaż w tygodniu też jest w cenie.Krótko mówiąc jest tu komfortowo i nie wiem, czy chce mi się jechać do miasta, gdzie panuje ogromny ruch samochodowo - skuterowy, hałas i smród spalin.

- Dość nudne było to muzeum historii Bali, prawda?

- Mnie z kolei mało kręci hurtownia batików i wyrobów ze srebra.

- No i udało ci się, bo o tej ostatniej atrakcji nie dotarliśmy, bo na przeszkodzie stanęła awaria samochodu. Prawie nowy ford typu pick-up nagle odmówił posłuszeństwa i ani rusz dalej. 

- Taksówki okazują się niezawodne.

- Zastanawiam się, czy ta nasza willa, której goście to wyłącznie geje, zatrudnia chłopaków, którzy liczą na coś więcej niż tylko napiwki.

- A ty liczysz na coś więcej?

- Nie bądź głupi. Przyglądam się ich pracy i nie wydają mi się szczególnie pracowici, ani przejęci rolą dogadzania gościom; traktują to miejsce pracy jak każde inne. W regulaminie hotelu napisano, że obsługujący nie są obiektami seksualnymi, więc należy ich odpowiednio traktować.

- Z tego, co wiemy właściciele Belg i Indonezyjczyk mieszkają w Europie i nie zbyt często doglądają swojego interesu.

- Ale przyznaj, że miejsce jest piękne, a nasz apartament z wielką łazienką jest luksusowy.

- Najładniejsze są salon i jadalnia tuż przy basenie.

- Lubię nasze śniadania w towarzystwie dwóch Australijczyków – Paula i Andrew, którzy zabawiają nas swoimi opowieściami o gejowskim życiu na Bali, które znają z wcześniejszych tu pobytów.

- Te ich opowieści to głównie radość z tego, że mimo tak zwanego zaawansowanego wieku (mają ponad pięćdziesiąt lat) cieszą się nieustannym powodzeniem lokalnych podrywaczy. I do tego nie za pieniądze!!

- Acha. Jest więc nadzieja i dla mnie!

- Nawet nie próbuj!

- W Savinyak jest właściwie jedna ulica z kilkoma barami gejowskimi, które poprzez swoich naganiaczy zapraszają do środka.

- Wszystko jest szeroko otwarte, z ulicy widać, co dzieje się w środku.

- A czasami dzieje się dużo.

- Paul i Andrew skusili nas do oglądania wyborów Miss Christmas 2011.

- Widziałeś, że kilkunastu chłopaków nazywanych tu „lady-boys” reprezentowało różne kraje świata jako Miss danego kraju. Główną nagrodą ma być 500 dolarów. To duża suma dla młodego Indonezyjczyka (młodej Indonezyjki?). Finał wyborów za dwa dni.

- W tej części Azji zjawisko lady-boys jest powszechne i społecznie akceptowane. Ale finał konkursu Miss Christmas 2011 sobie darujmy, bo to co widziałem dzisiaj, wystarczająco mnie znudziło.

- Dla wyjaśnienia, określenie lady-boys odnosi się do osób transgenicznych, bądź sfeminizowanych gejów. Mówi się o nich czasami jako o trzeciej płci. Na dzisiejsze „występy” patrzyłem z niejakim pobłażaniem, ale goście, głównie Australijczycy, a wśród nich młode kobiety, wyglądali na bawiących się znakomicie.

- Ciekawe po ilu drinkach. Paulowi i Andrew też się podobało.

- Całe Bali żyje z Australijczyków, a oni uwielbiają tu przyjeżdżać, bo mają blisko.

- Bo dla nich wszystko tu jest tanie. Tanie drinki, tanie restauracje i markowe ciuchy, tanie atrakcje seksualne, żeby nie nazwać ich usługami.

- Dla nas nic nie było szczególnie tanie.

- Czy te atrakcje, o których mówisz, są też tanie, nie mieliśmy okazji stwierdzić,.

- W praktyce, ma się rozumieć.

- A jak to było po twoim pobycie na sylwestra w Galerach?

- Ty to masz skojarzenia. Co ty nagle wyskakujesz z Galerami?

- Bo rozmawiamy o lokalach z chłopakami tu, na Bali. A o funkcjonowaniu tak zwanej sceny gejowskiej w obecnej Polsce będziemy pewnie jeszcze rozmawiać, bo wiem, jakim ścieżkami krążą twoje myśli. Ale jak to było na początku, po wielkich zmianach w Polsce?

- Na początku był chaos. Trudno było o jakąkolwiek informację, gdzie, co, kiedy. Najlepiej funkcjonował przekaz ustny. Mimo iż komuny już nie było, wielkich inicjatyw oddolnych w tworzeniu miejsc dla świata gejowskiego nie było. Lambda – stowarzyszenie, którego misją jest budowanie pozytywnej tożsamości lesbijek, gejów, osób biseksualnych i trans-płciowych oraz kształtowanie wobec nich akceptacji społecznej, powstało dużo później, w 1997 roku.

- Ale od dawna funkcjonowały przecież „gazetki”, czyli czasopisma dla tej grupy ludzi.

- Ich zasięg był mały. Ciebie będę pytał później, jaką rolę odegrały one w twoim życiu. W Szczecinie funkcjonowała restauracja - bar To tu. Zabawne, To tu znajdowało się w samym centrum miasta i samoistnie stało się właśnie miejscem spotkań szczecińskich gejów, bo jeszcze za mrocznych czasów komuny ktoś wymyślił, że potrzebny jest lokal otwarty przez całą dobę.

- Nawet i ja tam kiedyś byłem…

- Ciekawe…

- Spoko. Parę lat wcześniej zanim się poznaliśmy.

- Galery należały do faceta, który odziedziczył stary dom przy drodze na trasie Wrocław – Jelenia Góra i postanowił otworzyć motel z restauracją, z założeniem, że będzie reklamować to miejsce jako przyjazne dla gejów.

- Sam był gejem?

- Zdeklarowanym i otwartym w temacie. Pomysł miał świetny, realizacja była nieco słabsza, bo wielką gotówką nie dysponował, więc poziom usług hotelowych był bardziej niż skromny.

- Wiem coś o tym.

- Na początku szło mu nieźle, ale pociąg do alkoholu i chłopców był silniejszy niż pociąg do pracy, więc źle to się skończyło.

- Co takiego się stało?

- Miał takie długi w urzędach państwowych, że w końcu zlicytowano jego dom.

- Kiedy to się stało? Ostatni raz byliśmy tam razem przejazdem w 2003.

- Kilka lat temu. Dla mnie było to miejsce kultowe, bo było pierwszym gejowskim lokalem w Polsce, gdzie świetnie się czułem i bawiłem na trzech sylwestrach i kilku imprezach karnawałowych.

- I tam poznałeś mnie!

- Dojdziemy i do tej historycznej chwili. Na razie jest 1993 rok, ja jestem w trudnym momencie po stracie rodziców i traumie rozstania z Andrzejem, po wielu latach bycia z nim w związku. Usiłuję znaleźć spokój pogrążając się w absorbującej mnie pracy przez kilkanaście godzin dziennie.

- Za niezłą kasę.

- Przyznaję, finansowo był to najlepszy okres w moim życiu. Dobra pensja ze Szwecji i dobrze prosperujący PROGRESS przy małej konkurencji w Szczecinie, dawały mi pełną niezależność.

- Podobno często zmieniałeś samochody.

- Częściej niż majtki. Pewnie tak mówili niektórzy. Zawiść ludzka jest nieograniczona. Gdy po latach jeżdżenia maluchami i wiekowym volvo, kupiłem w Niemczech nowego golfa, w mojej stajni stały dwa rumaki. Ten golf i przechodzony fiat 126P.

- Skąd więc ta opinia?

- Którejś ślicznej niedzieli, gdy gościłem w Szczecinie wszystkie moje szefowe z Göteborga, spod Uniwersytetu, gdzie uczyłem moich przyszłych anglistów, golf zniknął.

- Znalazł się?

- Nigdy.

- Jeździłeś więc maluchem?

- Chyba żartujesz. Miałem nim wozić moje szefowe, całkiem słusznych rozmiarów? Następnego dnia kupiłem u dealera samochodów (nie pamiętam jak nazywały się wtedy salony sprzedaży) gotowego do sprzedaży nowego formana.

- Co to takiego?

- Škoda combi. Doskonale służyła mi przez ponad sześć lat!

- I ten zakup tak podniecił twoich wrogów?

- Nie wiem, czy miałem wrogów. Nazwałbym ich zawistnikami. Mali ludzie, którzy najchętniej zaglądali innym do portfela zamiast zająć się swoją pracą i dbaniem o swoje własne pieniądze. W każdym razie, doszedł do moich uszu komentarz po tym zdarzeniu – „Niezły z niego cwaniak!”

- Przejąłeś się tym?

- Chyba nie, ale po raz kolejny dowiedziałem się, że nieważne są twoje zasługi, twoja ciężka praca. Przedmiotem zazdrości nie są twoje umiejętności i zdolności, ani to, co robisz dla innych. Przedmiotem wściekłej zawiści jest to, co posiadasz, a co widać na zewnątrz, a czego inni nie mają.

- Lepiej niczego nie mieć. Ci, co mają dużo i piją, są najlepsi. Bo są gorsi od nas.

- Ha!

- Wróćmy do listu dziękczynnego za zdjęcia z sylwestra w „Galerach”.

- List jak list.

- Ale był w nim numer telefonu. Stacjonarnego, jak się domyślam, w tamtych czasach.

- Tak, to czasy prawie już historyczne. Skoro był numer telefonu, rozpoczął się więc okres codziennych rozmów między Szczecinem i Wrocławiem, w czasie których poznawaliśmy się nawzajem i oswajaliśmy się ze sobą.

- Rozwijało się uczucie?

- Platoniczne!! Na razie nie zakładaliśmy spotkania, bo obydwaj byliśmy wyjątkowo zajęci zawodowo.

[1] Laki Uma Bali

[2] Laki Uma Bali

Dodaj komentarz