Odcinek 23

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 23

Rozmowa dwudziesta druga.

Bali, 28. grudnia

- Mam dość tych niespodzianek!

- Co, nie podoba ci się klimat tropikalny z ulewami jak z wiadra? Deszcz na Bali w grudniu to niespodzianka?

- Po jednodniowej ulewie wszystko tu płynie!

- Ulicami Seminyak płynie rzeka, a w niej poruszają się samochody „zderzak w zderzak”, a wokół każdego z nich po dwadzieścia skuterów!

- To dlatego te pięć kilometrów z naszej willi Laki Uma, dokąd wróciliśmy na ostatnie trzy dni pobytu na Bali, jechaliśmy taksówką całą godzinę!

- Mahendra przyjechał do Laki Uma na swoim skuterku zmoczony do suchej nitki!

- Dałem mu nawet swoje majtki, aby się nie przeziębił! Ale dojechał na czas, bo był umówiony!

- Wymieniałem z nim maile przez kilka miesięcy przed naszym przyjazdem na Bali.

- Dlaczego właśnie z nim?

- Bo mimo młodego wieku mądrze pisał. Chłopak jest wykształcony, ma świetny angielski, ma dobrą pracę i nie umawia się z turystami w poszukiwaniu przygód.

- Tak to wynikało z waszej korespondencji. Często rzeczywistość jest inna. Ma dwadzieścia pięć lat, ale wygląda dużo młodziej. Dlaczego umówił się z nami?

- Wygląda na chłopca, nie ma wiele z mężczyzny. Powiedział, że jako Polacy jesteśmy dla niego wyjątkowo egzotyczni i bardzo podobała mu się nasza szczera wymiana maili.

- On sam jest Indonezyjczykiem, ale korzenie ma chińskie. O seksie nie było mowy w waszych mailach?

- Było. Pisałem wyraźnie, jakie mamy cele w spotykaniu miejscowych facetów. Wiedział, że nie odbywamy polowań seksualnych. Mahendra marzy o wyjeździe do Europy. Chciałby być pielęgniarką w Niemczech, bo jego siostra tam już studiuje.

- A co z jego własnym zawodem?
- Ekonomista z Bali nie ma czego szukać poza Indonezją.

- Czego szukał Mahendra spędzając czas z nami?

- Może nas polubił. W ostatni wieczór przywiózł nam kolację – indonezyjskie przysmaki.

- I w prezencie dwie piękne koszulki z napisem I Bali.

- Pierwszy raz obdarował nas ktoś „lokalny”. Wiemy, że Mahendra ma bogatych rodziców, a sam też nieźle zarabia.

- Dlaczego zgodziłeś się, aby został u nas na noc?

- Skonsultowałem to z tobą.

- Opowiadał nam przez cały wieczór o swojej samotności.

- O tym, że nie ma poczucia, że w ogóle może kogoś zainteresować, bo nie jest sexy.

- Ktoś mu to wmówił? Ktoś go zranił?

- Tego nie wiem, ale bardzo tęskni do chwili, kiedy spotka swego mężczyznę.

- Ale nie może to być Azjata! To musi być „rasa biała – kaukaska”. Gdy pytałem, co jest złego w Azjatach, odpowiedział mi gestem palca wskazującego skierowanego w głąb otwartych ust.

- No to ma kłopot. Na szczęście na Bali masowo występują przedstawiciele rasy białej, pochodzący z Australii.

- Niekoniecznie w charakterze narzeczonych, czy kandydatów na mężów dla Balijczyków.

- Jego determinacja jest duża. Zwierzał się, że pragnie seksu. Z jednym partnerem, a nawet z dwoma na raz.

- To była jakaś sugestia?

- Była. Nie sugestia. Prośba. Aby mógł zostać.

- Ten fragment rozmowy mi umknął.

- Aby przez chwilę mógł poleżeć z nami w łóżku. Aby mógł się przytulić. Abyśmy go nie odtrącili. A my możemy zrobić to, na co mamy ochotę. Możemy spać. Możemy go dotykać. Możemy się z nim pokochać. Możemy mieć go „na sandiwcza”, jak sam to ujął. Możemy nic nie robić. Tej nocy nie chciał być sam.

- Mogę wyznać, że Mahendra  mógłby prędzej zadziałać na mnie seksualnie, niż Seth, na przykład.

- Szkoda, że nie powiedziałeś mi tego wcześniej. Najdelikatniej jak umiałem, starałem się wytłumaczyć mu, że nie uprawiamy seksu grupowego i że odmowa nie ma nic wspólnego z jego wyobrażeniem o sobie jako niewystarczająco sexy.

- A dla ciebie był sexy?

- Niestety, nie. Ale nie chciałem robić mu przykrości. Przecież dla wielu facetów może być ekstremalnie sexy, co?

- Na pewno. Przespaliśmy tę noc leżąc we trójkę w naszym wielkim łożu, bez żadnego bara bara.

- Kto przespał, to przespał. Ja budziłem się co chwilę kontrolując czas, bo Mahendra musiał wstać przed piątą rano, aby na swoim skuterku dotrzeć do domu przed świtem.

- Zanim rodzice się obudzą.

- Traktują go jak małego chłopca. Sądzę, że wiedzą o jego preferencjach i starają się ochronić go przed tym, co nieuchronne.

- Czyli?

- Przed opuszczeniem gniazda na stałe.

- Nurtuje mnie teraz pytanie, dlaczego wasz związek z Jarkiem. nie udał się.

- Udał się udał. Czy cztery lata spędzone razem to mało? Przy tak znaczącej różnicy charakterów?

- Nie było widać tej różnicy, gdy poznaliście się?

- Chyba było. Pytanie, czy ja chciałem ją zobaczyć. Po dramatycznym okresie lat 92/93, zapragnąłem żyć chwilą. Dotarło do mnie, że podejście do życia w stylu carpe diem - sentencja pochodząca z poezji Horacego: "Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie”, nie jest pozbawione sensu. Dość cierpień, dość udawania radości życia.

- Udawania? Słyszałem, że wtedy wyglądałeś na zadowolonego. Zawsze byłeś uśmiechnięty.

- Byłem, byłem. Z tym uśmiechaniem się też były kłopoty. Co mogło być powodem mojego uśmiechu? Czy byłem zadowolony z siebie samego? Nigdy. Z życia? Czasami. Uśmiechałem się do wszystkich, bo takie podejście do ludzi mam we krwi, a zostało ono utrwalone podróżami po świecie, głównie po USA. Przecież nie chciałem obnosić się ze swoimi kłopotami prezentując smutne miny i głębokie frustracje.

- Jak to robi większość Polaków.

- Nasi rodacy uważają, że uśmiech jest podejrzany. Radość należy ukrywać, bo podlega ona zawiści. Polacy uważają, że nie mają się z czego cieszyć. Smutek to objaw powagi i uczciwego podejścia do życia.

- Ktoś robił ci uwagi z tego powodu?

- Wielokrotnie słyszałem: „Tobie to dobrze! Ty nie masz żadnych kłopotów. Jakie ty masz fajne życie!”

- Dzięki komu?

- Najpierw odpowiadałem, że każdy ma prawo do własnych kłopotów, ale nie każdy ma ochotę zawiadamiać o tym resztę świata. A moje życie jest moim własnym tworem, w szczególności w aspekcie czynienia je „fajnym”.

- Co w efekcie zabrało ci ten uśmiech z twarzy?

- Zgasiło go. Mówiąc bardziej poetycko. Pewne doświadczenia zawodowe i osobiste, które głównie polegały na kontaktach z tysiącami osób, które miały wpływ na moje funkcjonowanie w pracy i w życiu prywatnym.

- Co się takiego wydarzyło?

- Z tą odpowiedzią jeszcze poczekamy. Teraz przytoczę tylko zdarzenie, które, mimo swojej pozornej niewinności, dało mi wiele do myślenia. Otóż, kiedy jeszcze PROGRESS dzielił lokal z pewną prywatną szkołą wyższą, podczas dużego ruchu studentów na klatce schodowej, jedna z młodych dziewczyn, świetnie ubrana, mijając mnie głośno skomentowała: „To jakiś dziwny facet; kiedykolwiek go widzę, zawsze jest uśmiechnięty.”

- To cię tak przejęło?

- Nie, ale długo dźwięczało w uszach i miałem to zdanie jako punkt odniesienia w czasie kolejnych przemyśleń.

Dodaj komentarz