Odcinek 25

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 25

Rozmowa dwudziesta czwarta.

Zoo w Sydney, 04. stycznia 

- Tak jak nam mówiono, najlepszym sposobem, aby dostać się do „Sydney Taronga Zoo”[1] jest skorzystanie z promu, który odpływa z najważniejszego portu, położonego w samym sercu miasta - Circular Quai (Nabrzeże Okrężne)[2]. Tego, przy którym zbudowano tę słynną operę.

- Właśnie z tego promu widoki na wszystkie atrakcje Sydney i ikony tego miasta wydały mi się naprawdę imponujące.

- A potem już zoo, które położone jest na wzgórzu opadającym do zatoki, można oglądać Sydney z wielu punktów widokowych. podczas zwiedzania ogrodu.

- Wiele hałasu o nic. Ogród mały, okazy ogólnie znane i oprócz tych rozkosznych koala, nie zobaczyłem tam niczego ekstra.

- Wystarczy, że ty jesteś ekstra! Co za zblazowanie! Nic ci się nie podoba. A te foczki kiepsko wytresowane? A te okazy unikalne, które chowają się przed zwiedzającymi i prawie nigdy nie można ich zobaczyć? A te nudnawe pogadanki opiekunów o swoich wychowankach? A te długie kolejki do tego, co ciekawe? Nic cię nie kręci?

- Kręci mnie twoja opowieść o Jimie i Tomku, bo i ja mam w niej swój udział.

- Dojdziemy i do tego. Siadajmy tutaj na ławce, skąd widać całe Sydney i tysiące jachtów pływających po zatoce. Słońce grzeje, zjemy lody i opowiem ci, co działo się dalej.

- W tej opowieści, kto jest głównym bohaterem? Tomek, czy Jim?

- Głównym aktorem jest Tomek. Jim, aktor drugiego planu, o którym niestety nie mogę powiedzieć zbyt wiele dobrego, poddał się całkowicie manipulacjom Tomka i obydwaj postanowili, że mnie przechytrzą i będę musiał podporządkować się ich woli.

- Co miałeś zrobić?

- Zapewniać Jimowi pracę, a tym samym dochody na przeżycie.

- Chyba na życie?

- Mieli spore koszty, ale to mnie nie obchodziło. Jakieś długi, jakieś zobowiązania.

- Podporządkowałeś się ich woli?

- Nie żartuj! Kazałem Tomkowi opuścić moje biuro i nie pokazywać mi się na oczy. Pozostałem z wielkim niesmakiem z całej tej znajomości i nieokreślonym lękiem, że jakąś krzywdę mogą mi wyrządzić.

- Jim skontaktował się z tobą?

- Był zbyt wielki tchórzem, aby spojrzeć mi w oczy. Widziałem go tylko jeszcze raz w życiu. Przez chwilę. Po zerwaniu z Tomkiem i wyjeździe z Polski na dobre, pracował jako steward w liniach lotniczych na trasie USA – Niemcy. Kiedyś wpadłem na niego na wielkim lotnisku we Frankfurcie. Wymieniliśmy zdawkowe pozdrowienia i rozstaliśmy się.

- A Tomek?

- Nadal wynajmował ode mnie mieszkanie i dość regularnie płacił rachunki.

- Aż przestał.

- Uzbierało się tego za pół roku. Pewnego dnia wyprowadził się i zatarł za sobą ślady. Nie miałem żadnych wątpliwości jak mam postąpić. Udało mi się ustalić jego adres zameldowania i wysłałem list wzywający do spłaty długu. Drugi list wysłałem na adres uczelni, w której robił doktorat.

- Straszyłeś go sądem?

- Nazwij to jak chcesz, postępowałem zgodnie z polskim (!) prawem.

- Jaki był skutek?

- Na początku żaden. Skończyło się pozwem sądowym, w wyniku którego doszliśmy do ugody. Spłacił dług w całości, a ja odstąpiłem od sporych odsetek, które się nagromadziły.

- I już?

- Chyba już. Muszę ci jednak powiedzieć to, co usłyszałem od niego samego, zanim ty pojawiłeś się na przedostatnim etapie mojej z nim znajomości.

- Spotkaliście się?

- Osobiście przyniósł dług. Wykorzystał ten moment, aby wyżalić się na Jima, który zmarnował mu część życia i zostawił samego.

- Wysłuchiwałeś tego?

- Było to trochę masochistyczne z mojej strony, ale konieczne do zamknięcia tego rozdziału. Tomek postanowił zmienić się i żyć pełnią życia. Opowiadał o częstych wyjazdach do Berlina na różnego typu imprezy gejowskie. O randkach z młodymi chłopakami. O chęci emigracji do Niemiec.

- Zanim zaczniemy rozdział z Tomkiem i ze mną w tle, odetchnijmy i wróćmy do Sydney.

- Z przyjemnością.

- Wczorajszy dzień z Paulem i Andrew też był zaskoczeniem, w pewnym sensie.

- Zwiedzaliśmy z nimi plaże Sydney, których jest tu bez liku. Paul i Andrew, obwieźli nas po tych najciekawszych. Zobaczyliśmy plaże w bezpiecznych zatoczkach dla rodzin z dziećmi, zobaczyliśmy inne nad otwartym oceanem, z wielkimi falami (i rekinami) dla odważnych surferów i jeszcze inne z pięknym widokiem na miasto.

- A te dla naturystów i gejów?

- Też jest ich kilka. No właśnie, dziwne, że nasi znajomi z Bali nie zabrali nas tam. Poczekaj do jutra. Jutro spotykamy się z Sharron i Wayne’m, a oni tam bywają regularnie.

- Zaskoczeniem było również dla mnie to, że Paul i Andrew dość nagle pożegnali się z nami po południu, a przecież zaplanowali poświęcić nam cały dzień.

- Mogę tylko podejrzewać, że w ciągu dnia nie wykazywaliśmy wystarczającego zainteresowania spędzeniem z nimi wieczoru i nocy …

- Mów wprost. Nie chcieliśmy się z nimi bzykać.

- A oni uznali to za stratę czasu.

- Może oceniamy ich zbyt surowo, bo żadne konkrety nie padły.

- Znudzili się nami. I dlatego sympatyczna na początku znajomość, nie przetrwała próby czasu.

- Dzięki temu już sami obejrzeliśmy spektakularny zachód słońca z Sydney na horyzoncie.

- Dopiero tydzień szwendamy się po Sydney, a ja już mogę powiedzieć, że kocham to miasto.

- Mnie też bardzo się podoba. Głównie ogólny luz na ulicach z pubami i restauracjami, porządek w mieście, pogoda, jedzenie ze wszystkich stron świata i organizacja licznych imprez masowych.

- Kocham Sydney za świetną komunikacją miejską, informację turystyczną, klimat zarówno ten od pogody jak i ten od atmosfery a w mieście. Oraz za kawę! Kawę parzą tu rewelacyjną!

- Ceny mi się nie podobają, żeby była jasność.

- Australijski boom gospodarczy nie jest przyjazny dla turystów z dolarami USA.

- Gdybym miał konkretny zawód, mógłbym tu pracować i mieszkać.

- Ja też mógłbym tu mieszkać.

- To co, przenosimy się do Australii?

- Warunek: zabieramy nasz dom z Wisełki, razem z otoczeniem.

- Pogadać można. 

Dodaj komentarz