Odcinek 26

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 26

Rozmowa dwudziesta piąta.

Canberra, 07. stycznia

- A jednak do stolicy Australii Canberry dotarliśmy w niecałe cztery godziny jazdy autobusem z Sydney, a nie w sześć jak ci się wydawało.

- Wszystko fajnie, ale zaskoczenie było pełne, gdy okazało się, że w ponad trzystutysięcznym mieście wszystkie sklepy zamykają się o godzinie 17.00 i nie mogliśmy kupić niczego na kolację. A w knajpach drogo.

- Kolejna niemiła niespodzianka w hotelu to 17 AUSD za dobę połączenia internetowego. W krajach azjatyckich Internet w hotelach jest w cenie pokoju!!

- Nie ma to jak McDonald’s, u nich zawsze Internet jest za darmo.

- Dumny jestem że zrealizowaliśmy ambitny plan zwiedzania Nowego i Starego Parlamentu oraz muzeum i pomnik I i II wojny światowej, w których zginęły dziesiątki tysięcy żołnierzy australijskich.

- To zwiedzanie oznaczało pokonanie sporych odległości na piechotę.

- Wiesz, że Canberrę wybrano na stolicę Australii w wyniku rywalizacji pomiędzy Melbourne i Sydney, już w roku 1908? Dopiero w 1927 rozpoczął działać tu Parlament. Dziś ten budynek nazywany jest Starym Parlamentem.

- Podoba mi się jak pięknie wkomponowano Nowy Parlament we wzgórze, powyżej tego pierwszego.

- Nie wszystkim się to podoba. Krytykuje się brak skromności i przesadny rozmach architektoniczny.

- U nas przejawem skromności architektonicznej są budowle kościelne ze Świątynią Opatrzności na czele.

- Dajmy spokój polskiej architekturze.

- Jak każde miasto sztucznie stworzone, Canberra nie ma duszy. Poza tym wymiera wieczorami.

- Bo to miasto instytucji rządowych i finansowych. Ludzie wieczorami odpoczywają po pracy w domach, a na weekendy jadą tam, skąd pochodzą.

- Tak samo robią prawdziwi warszawiacy z prowincji. Canberryjskie życie nocne jest takie nijakie.

- Bo to styczeń, mnóstwo ludzi jest na wakacjach, nie ma studentów. Usiądźmy tu, w restauracji pod gołym niebem i rozmawiajmy.

- Znowu o gęstej atmosferze wokół ciebie?

- Nie przesadzajmy z tą gęstością. Trochę to środowisko gejowskie zaplątało się w moje życie.

- Skończmy temat Tomka, bo trochę się boję, do czego doprowadzi nas ta rozmowa.

- Masz coś za uszami w sprawie Tomka?

- Jeżeli o tym teraz będziemy rozmawiać, to pogubimy się w chronologii.

- Zróbmy mały skok w czasie. Jest już 2001, ja i ty od ponad roku mieszkamy razem w Szczecinie. Spotykasz się z dawnym kolegą z Gorzowa, którego dręczy samotność, a ty postanawiasz mu pomóc i umówić go przez Internet z facetem, którego tam znaleźliście.

- Poszliśmy razem z Łukaszem na to spotkanie, poznaliśmy człowieka i sprawę zostawiłem w rękach Łukasza.

- W rękach?

- Opowiedziałem ci to wszystko potem w domu.

- Następnego dnia dostałeś zaproszenie od tego człowieka na spotkanie się z nim, już bez Łukasza.

- Mówiłem ci jak ma na imię.

- Tego wtedy nie pamiętałem, a teraz z kolei nie pamiętam, co mnie tknęło, może to było jakieś słowo, którego użyłeś opowiadając o tym pierwszym z nim spotkaniu, może inny szczegół, ale intuicyjnie wyczułem, że to musi być Tomek, ten sam Tomek. Wprawdzie nigdy wcześniej o nim ci nie mówiłem, bo to były stare dzieje z końca XX wieku.

- Tomek wymyślił jakiś pretekst żeby się ze mną zobaczyć.

- Wtedy pękłem. Chciałem, abyś spotkał się z nim, bo tylko w ten sposób poznamy jego prawdziwe intencje. Musiałem jednak najpierw powiedzieć ci wszystko, co o nim wiedziałem, abyś był świadomy, z kim masz do czynienia. Moje złe przeczucia sprawdziły się.

- Od Łukasza musiał wyciągnąć więcej informacji na mój temat.

- I to, że jesteśmy razem.

- Cel miał prosty. Chciał między nami namieszać. Powiedział mi wprost, że nie powinienem być z takim facetem jak ty i on postara się, abym znalazł sobie kogoś bardziej odpowiedniego.

- Zemsta na mnie miała być okrutna.

- Jak widzisz, nie osiągnął celu. Nie wiem, co się dalej działo z Tomkiem. Łukasz wkrótce wyjechał gdzieś w świat i nigdy nie zgłosił się po swój garnitur, który u nas zostawił na przechowanie na kilka dni.

- Od tego momentu udało mi się nic nie wiedzieć o Tomku przez ponad pięć lat. I pewnego wieczoru, w głównym dzienniku TVP opowiadano o Polakach kupujących tanie domy na terenach poenerdowskich, blisko Szczecina. I pokazano Tomka przed ładnym domkiem, który właśnie nabył za niesłychanie małe pieniądze.

- Nie mieliśmy żadnych wspólnych znajomych, więc żadne szczegóły do nas nie docierały.

- Około pół roku później odebrałem w PROGRESSIE telefon. Młody głos przedstawił się jako chłopak Tomka, nie podał swego imienia. Zadzwonił, bo często słyszał o mnie i o PROGRESSIE od Tomka. Chciał mnie poinformować, że tydzień wcześniej Tomek zmarł w szpitalu w Berlinie.

- Zapytałeś, co się stało?

- Tak, ale i bez tego pytania domyślałem się, co było przyczyną śmierci. Usłyszałem, że to ta choroba, która zabija lekkomyślnych gejów. Tomka pochowano w jego rodzinnym Dziwnowie.

- Nie byłeś na jego pogrzebie i dlatego chciałeś odnaleźć jego grób na miejscowym cmentarzu?

- Dlatego, aby ostatecznie zamknąć ten rozdział mego życia.

Dodaj komentarz