Odcinek 27

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 27

Rozmowa dwudziesta szósta.

Sydney, 12. stycznia 

- Odniosłeś sukces kulinarny zapraszając na lunch prawie całą rodzinę Marty.

- Marta, Phillip, Elliott, Colleen, Patrick, Lisa, Greg i Carina to nasza nowa australijska rodzina.

- Tylko Marta jest Polką!

- Nieistotne. Marta jest córką mojej bliskiej kuzynki Elżbiety. Phillip – partner Marty i jego najbliżsi to piękna mieszkanka krwi brytyjskiej i hinduskiej.

- Bardzo serdecznie gościli nas w Sydney.

- Mój lunch był małym rewanżem.

- Pochwal się, co przygotowałeś.

- Najpierw dokonaliśmy zakupów na wielkim targu rybnym, na którym można dostać zwrotu głowy od różnorodności ryb, ostryg i wszelkich skorupiaków. Na lunch podaliśmy ostrygi (pół tuzina na osobę), małże (bez ograniczeń) w rosole selerowym i wielką grillowaną rybę przypominającą znaną nam doradę.

- Po dużym kawałku dla każdego. Na ostrygi nie dałem się namówić.

- Żałuj.

- Od dwóch dni żegnamy się z Sydney, z twoją rodziną i przyjaciółmi.

- Oraz obchodzimy twoje urodziny.

- Sharron i Wayne pokazali nam Sydney takie, którego turyści zwykle nie poznają.

- Przepiękną dzielnicę willową, gdzie każdy dom ma wspaniały widok na zatokę.

- Zabrali nas też na plaże. Wybrali dwie. Obelisk[1] to plaża dla nudystów - gejów i plaża o nazwie Cobblers[2]  - dla nudystycznych rodzin.

- Na której z nich było więcej gejów?

- Identyfikatorów przy sobie nie mieli.

- Nasza para Australijczyków (oboje mają ponad czterdzieści lat), są zamiłowanymi naturystami i najczęściej jeżdżą na te plaże.

- Poza tym mają do nich najbliżej. Po domu też biegali na golasa, gdy wpadliśmy do nich na chwilę przed kolacją na mieście.

- Czy smakowała ci kolacja urodzinowa w tajskiej Pink Peppercon (Różowa kukurydza)?

- Obsługa, czyli nasz kelner i kucharz zrobiła na mnie takie wrażenie, że nie pamiętam, co jedliśmy.

- To ulubiona restauracja Sharron i zabrała nas tam, abyśmy poznali tego niezwykłego kelnera.

- Wyjątkowo zabawny, uśmiechnięty i wręcz serdeczny. To musiał być gej!

- No i był. Zapewne jest nadal. Do tego jest tancerzem tańca towarzyskiego.

- Zabawiał nas przez cały wieczór mówiąc dużo i szybko w tajskim-angielskim, a na dodatek miał aparat korekcyjny na obu szczękach, więc nie miałem czasu na koncentrowanie się na tym, co miałem na talerzu, bo starałem się złapać sens tego, co mówił.

- Sharron też nie zawsze go rozumiała, ale było bardzo wesoło.

- Poza tym, wino urodzinowe, które my stawialiśmy było rewelacyjne!

- Dość gadania na dzisiaj, pakujmy się, bo za kilka godzin odlatujemy na Fidżi!

- Musisz jeszcze dokończyć historię Jarka i jego powiązań z Tomkiem.

- Skoro nalegasz. Teraz z kolei musimy cofnąć się w czasie do roku 1997. Po czterech latach wspólnego życia z Jarkiem wyczerpała się nasza wzajemna cierpliwość.

- Związki polegają na cierpliwości?

- Tak. Jeżeli skończy się gwałtowne uczucie zainicjowane zauroczeniem i minie „szał ciał”, pozostaje układ, który wymaga kompromisów i cierpliwości.

- Co spowodowało, że nie wystarczyło tego na dłużej?

- Zanim podjęliśmy z Jarkiem decyzję o zamieszkaniu razem, kilka życzliwych mi osób pytało mnie, czy na pewno wiem, co robię i starało się ostrzec mnie przed jakimś pochopnym krokiem. Nie zrażało mnie to, bo bardzo pragnąłem odreagowania po poprzednich trudnych latach. Byłem zdecydowany na wspólne życie z Jarkiem, choćby miało ono trwać krótko!

- Co według ciebie znaczy krótkie wspólne życie?

- Rok, dwa, trzy. Moje z Jarkiem trwało cztery. Z tych czterech ostatni rok nie był słodki, ale niczego nie żałuję. To nie były złe lata.

- To co się takiego stało?

- Dość szybko zdałem sobie sprawę, że Jarek nigdy mnie tak naprawdę nie kochał, a on sam uświadomił to sobie zbyt późno. Decyzją o przeprowadzce do Szczecina bardzo skomplikował sobie życie. Z jednej strony dobrze mu było przy mnie, a z drugiej brakowało mu wolności. Niestety, nie pomyślał o swojej przyszłości. Zawalił studia, narobił sobie długów.

- Kto podjął decyzję o rozstaniu?

- Kiedy emocjonalnie byliśmy już od siebie daleko, miał miejsce epizod, który przypieczętował koniec. Pozwolił sobie, pod moją nieobecność, zaprosić kogoś na noc.

- Mówiłeś mi, kto to był?

- Dla mojego związku z Jarkiem nie miało to już żadnego znaczenia. Przez przypadek (albo i nie) ten człowiek pojawił się później w twoim i moim życiu. Będziemy jeszcze o nim rozmawiać. To lekarz z Gorzowa – Havran!

- Ten sam Havran, który?...

- Tak, ten sam!

- Dobrze, będziemy o nim jeszcze rozmawiać.

- Jarek miał dokąd wracać. Miał własne mieszkanie we Wrocławiu. Nie miał tylko do kogo tam jechać. Po dość burzliwym okresie, gdy ukrywane przez niego przede mną prawdy wyszły na jaw, doszliśmy do wniosku, że czas się rozstać. Pozwoliłem mu mieszkać u siebie i pracować w PROGRESSIE do czasu, aż sam podejmie decyzję o powrocie do Wrocławia. I tak się stało dwa lata później, jesienią 1999.

- Aż dwa lata! Spotykał się wtedy z Tomkiem?

- Domyślam się, że tak. Ale był już wolnym człowiekiem i nie musiał mnie o tym informować. Przypuszczam, że spotykali się towarzysko w szczecińskich klubach. Myślę, że obaj „odreagowywali mnie” utwierdzając się nawzajem, że niczego złego nie zrobili i wszystko złe w ich życiu stało się przeze mnie.

- Przez ciebie?

- Tak. Obaj mieli silną cechę nie pozwalającą im nigdy przyznać się do własnej winy.

- Komu jest łatwo wziąć winę na siebie?

- Tym, którzy mają odwagę cywilną i wysokie poczucie godności osobistej.

- Im tego zabrakło?

- Nie będę tego oceniać. 

Dodaj komentarz