Odcinek 28

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 28

Rozmowa trzydziesta.

Cancún i Campeche, 5. lutego 

- Jak podobał ci się lot do Meksyku na pokładach US Airways, z San José w Kalifornii przez Pheonix w Arizonie?

- Czuje kpinę w twoim głosie. I chcesz, abym to ja powiedział coś brzydkiego o amerykańskich liniach lotniczych!

- Nie. Chcę, abyś publicznie powtórzył to, co słyszę za każdym razem, gdy wsiadamy do samolotu różnych linii amerykańskich.

- Że obsługa jest fatalna, że jedzenie beznadziejne, o ile dają cokolwiek, że kawa lura, że alkohol drogi, że …

- Nie! Powiedz, co mówisz o stewardesach!!

- Że dopracowują ostatnich swoich lat przed emeryturą. Mam obawy, że w razie kłopotów w czasie lotu, to ja będę musiał je ratować. No i nie są miłe! Ta praca nie sprawia im przyjemności.

- A tobie nie sprawia przyjemności patrzenie na stare kobiety. To zapomniałeś dodać. I wiedz, że to bardzo niepoprawne politycznie i nie mów tego głośno w USA!

- Tobie to mówię. Nie wstydzę się tego, że wolałbym być pod opieką młodych, sprawnych mężczyzn.

- Tak, tak. Poczucie bezpieczeństwa pasażerów jest przecież najważniejsze.

- A co!? Tu chodzi o moje życie!

- W ogóle mi nie odpowiada Cancún, w którym widzimy tylko ogromną dzielnicę wielogwiazdkowych hoteli nad oceanem. To miasto niewiele ma nam do zaoferowania poza całodniowymi wycieczkami w głąb Jukatanu, do miast Majów. 

- Dlatego też byliśmy w Chichén Itzá,[1] czyli u Źródła Ludu Itzá. Nie uwierzysz! Poczytałem trochę o tym przedkolumbijskim mieście założonym przez Majów na półwyspie Jukatan  około 450 roku: W 1988 stanowisko archeologiczne w Chichén Itzá wpisano na listę światowego dziedzictwa UNESCO, zaś 7 lipca 2007 obiekt został ogłoszony jednym z siedmiu nowych cudów świata.

- Skoro w słynnym Cancún nie mogliśmy skorzystać z pięknych plaż, jak ta o nazwie Playa de Carmen, ani odwiedzić wyspę Isla de Mujeres, bo pogoda była zaskakująco zła, bardzo wygodnym autokarem firmy A De O (dużo więcej miejsca na nogi niż w samolotach klasy ekonomicznej) zdecydowaliśmy się pojechać do odległej o prawie 500 km od Cancún Méridy - stolicy Jukatanu. W nocy mieniła się światłami i wszystkimi kolorami, a przede wszystkim zabawami mieszkańców (sobota), w centrum miasta.   

- Następny autokar, na lokalnej trasie, był nieco mniej wygodny. Pojechaliśmy nim nad ocean, aby zobaczyć flamingi w wielkim rezerwacie przyrody w Celestún[2].

- Bo to jest to miasteczko rybackie na półwyspie Jukatan, położone nad Zatoką Meksykańską. Rezerwat Biosfery Celestún o powierzchni 600 km. słynie głównie ze stad flamingów, pelikanów, czapli, kormoranów i wielu gatunków ptaków wędrownych. Tutejsze plaże są też miejscem lęgowym żółwi morskich.

- Kilkadziesiąt tysięcy różowych ptaków brodzących w zatoce, w jednym miejscu robi wrażenie.

- Smród był też potężny, gdy podpłynęliśmy naszą łodzią bardzo blisko flamingów.

- Jedzą i srają w tym samym miejscu. Ornitolodzy nie mają lekko.

- Kolejne miasto nad Zatoką Meksykańską to Campeche.

- Podobał mi się widok z naszego hotelu na pięknie oświetloną katedrę i park centralny, jak Meksykanie nazywają zadrzewione place z wielką budowlą w formie altany pośrodku, gdzie grają orkiestry lub dzieją się inne atrakcje dla ludu.

- Jaskrawo pomalowane fasady domów wokół placu dają typowy obraz Meksyku.

- Turystyka nie dotarła tu jeszcze w pełnym zakresie, a na pewno nie trafiają tu Amerykanie zwani gringos.

- Rybacy nadal wieczorami wracają z dziennym połowem, a wielu mieszkańców codziennie gromadzi się w tutejszym Wielkim Parku, na porcję najnowszych plotek.   Cieszy mnie atmosfera prawdziwego  Meksyku.

- Podoba mi się Meksyk i widzę, że w wielu dziedzinach życia radzi sobie lepiej niż nasz kraj. Powiedz mi, jak sobie radziłeś z dziewczynami, kobietami, które uznały, że warto o ciebie zawalczyć.

- Co za zmiana tematu! Chyba ci już mówiłem, że nie było to dla mnie łatwe. Przyjaźniłem się z wieloma dziewczynami. Miałem z nimi bardzo dobre relacje. Starałem się nie prowokować sytuacji intymnych. W czasie studiów wspólnie bywaliśmy bardzo często w klubach studenckich, chodziliśmy na imprezy (wtedy jakoś inaczej się nazywały), uczyliśmy się razem…

- I tak nic? Żadnych bara bara, bunga bunga?

- Ty ciągle o tym samym. Może kilku z nich nie było łatwo ze mną, bo może podkochiwały się we mnie. Nie mogły mi jednak robić wyrzutów, bo obietnic nie było.

- Ale zabierałeś im czas; mogły w kogo innego inwestować swoje emocje.

- Ich wybór. Gorzej było później, z dorosłymi kobietami.

- Taaak?

- No tak. Kilka z nich dość jednoznacznie składało mi propozycje.

- Jak to robiły?

- Werbalnie. Albo pojawiały się w moim pokoju hotelowym podczas wspólnych wyjazdów turystycznych.

- Robi się ciekawie.

- Nie byłem gotowy na coming-out, więc musiałem uciekać się do deklaracji mojej wierności wobec kogoś, kto na mnie czeka…

- Kupowały ten bajer?

- Co miały kupować. Przecież to była najłagodniejsza forma odrzucenia propozycji seksualnej.

- Nie domyślały się niczego?

- To już nie był mój problem.

Dodaj komentarz