Odcinek 36

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 36

Rozmowa trzydziesta piąta.

Miasto Meksyk, 27. lutego

- Za krótko! Stanowczo za krótko byliśmy w stolicy Meksyku. Cztery tygodnie na ten wielki kraj i tylko pięć dni w stolicy. Żal wyjeżdżać.

- Szczególnie, gdy są powody, dla których chciałoby się zostać dłużej. Podczas całej naszej podróży odczuwamy presję czasu. Wszędzie byliśmy za krótko.

- Prowokujesz mnie do rozmowy o tym, co się tu wydarzyło! Jestem gotowy. A pakowanie i rozpakowywanie bagaży – to zapamiętam na całe życie.

- Nie narzekaj! Do Meksyku wzięliśmy tylko po jednej małej walizce, które zabiera się ze sobą na pokład samolotu, co potwierdza, że należy do minimum ograniczać toboły. Nie wymuszam na tobie żadnych tematów, uważam tylko, że zdarzyło się coś, o czym warto porozmawiać.

- Zanim porozmawiamy, obejrzyjmy sobie to miejsce rekreacji Meksykanów i licznych turystów zagranicznych – Xochimilco [soczimilko][1].

- Są to pływające ogrody stworzone na licznych kanałach utworzonych z jeziora. Po tych kanałach pływają setki barwnych gondol na kilkanaście osób każda, ze stołem pośrodku.

- Na tych gondolach ozdobionych kwiatami, w trakcie kilkugodzinnego spływu, całe rodziny lub grupy przyjaciół, cały czas coś jedzą, to coś, co jest serwowane z przepływających obok łodzi.

- Kilka zespołów Mariachis [mariaczis][2] gra swoją głośną muzykę, która miesza się z muzyką dochodzącą z poszczególnych gondoli, gdzie każdy „puszcza” to, co lubi.

- Hałas jest tu całkiem niezły. Dobre miejsce na organizację urodzin i innych imprez w towarzystwie znajomych.

- Sympatyczne miejsce, ale zaliczam je do typowych pułapek turystycznych, bo gdyby nie mój hiszpański, oskubaliby nas nieźle.

- Bardziej podobała mi się inna dzielnica – Zona Rosa.

- Jest to jedna z większych dzielnic turystycznych miasta, gdzie na każdej ulicy jest kilkanaście barów, restauracji i klubów nocnych, które w weekendy wypełniają się gośćmi zarówno meksykańskimi jak i obcokrajowcami.

- Kluby go-go z tańcami na rurze itp. oraz kluby gejowskie zdecydowanie wyróżniają się.

- Tu wszyscy świetnie się bawią, a homoseksualiści mogą czuć się bezpiecznie trzymając się za ręce i demonstrując swoje uczucia w sposób, w jaki robią to standardowo heteroseksualiści.

- Przypomina to dzielnicę Chueca [człeka] w Madrycie i Castro w San Francisco. Ale tylko tu w Meksyku, w centrum miasta, daleko od Zona Rosa, widzieliśmy chłopaków spacerujących ze sobą za rękę, całujących się i obejmujących. W parku i na deptaku tuż obok opery - Palacio de Bellas Artes.[3]! I nikt nie zwracał na nich uwagi.

- Z naszych rozmów ze znajomymi gejami z Meksyku wiemy, że Zona Rosa jest miejscem ich spotkań. Bywalcy mają swój własny sposób porozumiewania się, zwrotów językowych, języka ciała oraz ubierania się, co należy do zestawu zachowań pozwalających na wzajemną identyfikację.

- Uważam, że ubierają się modnie, w dobrym guście, konkurują strojem ze sobą, aby się wyróżnić i spotkać potencjalnego partnera. Nie ma to nic wspólnego z ze stereotypowym w tym przypadku myśleniem o prostytucji!!

- Na marginesie, tylko w stolicy homoseksualiści mogą zwierać małżeństwa i adoptować dzieci.

- Meksyk wydał mi się najbardziej liberalny ze wszystkich stolic krajów katolickich, które widziałem.

- Miałeś szansę tam zostać, co?

- Wiedziałem, że mi nie odpuścisz i będziesz drążyć ten temat.

- Nie mam zamiaru drążyć, chcę tylko przegadać to zdarzenie, które poruszyło twoje uczucia.

- Przecież nie na tyle, aby wykonywać jakieś nerwowe, czy niemądre ruchy.

- Ciekawostka. Jakie ruchy wykonałbyś, gdyby mnie nie było w pobliżu!

- Zacznijmy od początku, bo inaczej nie wyjaśnimy szczegółów zachowania André’a.

- OK. Imię już padło.

- Przez miesiąc prowadziłem z nim „pogaduchy” w Internecie pisząc mu o naszej podróży, trasie, którą pokonujemy i celach spotykania przez nas obu lokalnych ludzi, głównie gejów.

- Przyznaję, na bieżąco informowałeś mnie o waszych kontaktach i naszych wspólnych planach spotkania się z nim w stolicy. Rozmowy były ciekawe i jego zainteresowanie poznaniem facetów z Polski autentyczne.

- Nie było żadnych podtekstów, pisał sporo o sobie, głównie o tym, że w wieku dwudziestu ośmiu lat czuje się bardzo samotny i to mimo pracy w dużej firmie, wśród ludzi i w gronie przyjaciół.

- Wręcz standardowe marudzenie gejów.

- Nie był w tych opowieściach depresyjny i nikogo nie oskarżał, że jest mu ciężko w życiu. Nie koncentrował się wyłącznie na sobie, interesował się również nami i naszym związkiem.

- Nie bardzo się spieszył, aby osobiście o tym porozmawiać, bo zjawił się w umówionym miejscu, ale jak to Meksykanie, ponad półtorej godziny później.

- Po miesiącu pobytu w Meksyku i twojej znajomości Latynosów powinieneś być już oswojony z takim ich zachowaniem.

- Jestem, jestem, ale za każdym razem wkurza mnie ten całkowity brak szacunku dla czasu. Nie mówiąc już o tym, że chwilami odczuwam to jako brak szacunku dla drugiej osoby.

- Skoro robią to wszyscy?

- I wszyscy na to narzekają. Co za konsekwencja! Identycznie krytykują ogólnonarodową korupcję i sami uczestniczą w tym procederze, bo nie umieją inaczej postępować.

- Byłem pod dużym wrażeniem, w jaki sposób rozmawiałeś z André’em, gdy poszliśmy razem na obiad, który trwał całe popołudnie.

- Rozmowa, w której przecież aktywnie uczestniczyłeś, była naprawdę ciekawa. André jest szalenie inteligentnym, oczytanym chłopakiem, doświadczonym życiowo najmłodszym dzieckiem z licznej, ale dysfunkcyjnej rodziny. Samodzielnym finansowo, radzącym sobie nieźle w życiu, z marzeniami, które ma zamiar spełniać…

- Tak, tak, chodzi do studium aktorskiego i bardzo chce być aktorem filmowym.

- Chyba nie potrafimy ocenić jego talentu aktorskiego, chociaż miał kilka zagrań, które obserwowaliśmy, a które można by zaliczyć mu jako niezłe etiudy aktorskie, ale przecież pozostaje jeszcze uroda.

- Nie podobał ci się? Ma piękną twarz, niesamowicie ogromne oczy z rzęsami na kilometr, urzekający uśmiech i super kruczo-czarne włosy, które układa w fantazyjne, najmodniejsze fryzury.

- Pewnie w Polsce zwracałby na siebie uwagę, ale tu w Meksyku, widziałem takich setki. Podobali mi się bardziej od niego, bo niestety André nie dorównuje im wzrostem. Nie umiem sobie wyobrazić, w jakich rolach byłby dobry, skoro los poskąpił mu tego atutu. Amantów?

- Jednak w rozmowie z nim bardzo popierałeś jego pomysły. Nie tylko te o aktorstwie.

- Obaj podnosiliśmy go na duchu w wielu sprawach. Z wielką uwagą słuchał, gdy zapewnialiśmy go, że nadejdzie taki moment w jego życiu, że nabierze ono sensu, mimo iż do tej pory jeszcze go nie dostrzegł.

- Obaj wiemy, że większość problemów, które męczą go w życiu, sprowadza się do jego samotności.

- Z kolei jego wielka wrażliwość nie pozwala mu szukać partnerów na chwilę, jako przygodę. Marzy o stałym związku z kimś odpowiedzialnym, starszym. Z kimś, dla kogo zmieniłby swoje życie.

- Wyprowadziłby się od mamusi, uniezależniłby od różnych układów, w których tkwi, no i w ogóle zacząłby żyć dla siebie.

- Jak się później okazało, nikt tak jak my do tej pory z nim nie rozmawiał. Nikt nie wykazał takiego jak my zainteresowania jego problemami. Bardzo były mu te rozmowy z nami potrzebne. Czuł się dowartościowany. Był   n a m i   zauroczony. Na razie.

- Również dlatego, że rok wcześniej skończył kurs budowania własnej osobowości i dbania o swoje ja, ale jak dotąd nie udało mu się tych wskazówek wprowadzić w życie.

- Że też musiał trafić na nas. A właściwie na ciebie.

- Nic nie zapowiadało „nieszczęścia”.

- Te nasze poważne rozmowy z nim o wszystkim, a głównie o tym, co dotyczy życia każdego młodego geja, musiały nim potrząsnąć. Jak również musiały ucieszyć go nieukrywane ciepłe słowa i komplementy, które płynęły od nas do niego.

- Tak bardzo, że postanowił spędzić z nami te kilka dni, które pozostały nam przed powrotem do USA.

- Podczas wspólnego sobotniego wieczoru w Zona Rosa, razem z dwojgiem jego przyjaciół, byliśmy w kilku ciekawych klubach i było nam razem bardzo dobrze.

- Było super. Wszyscy mieli znakomite humory i André wydawał się być na luzie.

- Czy coś jeszcze zwróciło wtedy twoją uwagę?

- Nie. Chyba nie.

- Mnie nie dziwiło to, że wpatruje się w ciebie, że szuka kontaktu wzrokowego z tobą. To było dość naturalne.

- Chyba niczym go nie prowokowałem?

- Może nie, a może tak. Na pewno można było zauważyć, że więcej czasu poświęcasz André’owi niż Ricky’emu (skrót od Ricardo), że chętniej z nim rozmawiasz. Przecież Ricky był równie atrakcyjny, a przy tym bardziej żywiołowy, rozgadany, dowcipny i miły.

- No cóż, to nie to samo.

- A widzisz! Sandra pierwsza coś wyczuła, bo słyszałem jej delikatny komentarz na temat rozmarzonych oczu André’a.

- Chyba przedwczesny. Wszyscy mieli świetne humory, było bardzo wesoło, zabawnie i jakoś tak ciepło, serdecznie. Robiliśmy wspólne plany na kolejne dni.

- Ja miałem takie same odczucia. Z jednym wyjątkiem. Czułem, że te umówione spotkania z całą grupą nie dojdą do skutku, bo planowanie, umawianie się i zapewnianie o konieczności spotkania się, to typowe zachowania Latynosów, które nie niosą żadnej odpowiedzialności za słowo. To wszystko jest jakby odpowiednikiem naszych miłych słów na pożegnanie. Nie wystarczy powiedzieć: No to, pa. Dobranoc.

- Przecież André umówił się z nami na niedzielne przedpołudnie na wizytę w Muzeum Antropologii i spacer po parku Chapultepec.

- Pojawił się w zupełnie zmienionym nastroju. Był małomówny i miałem wrażenie, że czymś się martwi. Przestał zadawać nam pytania i jakby stracił zainteresowanie rozmową z nami. Tak mi się zdawało.

- Ja też jeszcze niczego nie podejrzewałem, chociaż coś mi po głowie zaczęło chodzić.

- Jeszcze nie zapytam, co.

- Wieczorem mieliśmy z nim pójść na spotkanie z ludźmi z kursu, w którym André uczestniczył rok wcześniej.

- Połączyło ich wspólne rozwiązywanie swoich życiowych problemów wywodzących się z różnych źródeł. Od tamtej pory te kilkanaście osób prywatnie spotyka się dość regularnie, bo bardzo się ze sobą zżyli.

- I się zaczęło! Nie powinni byliśmy tam pójść.

- André znalazł się wśród swoich, w pewnym sensie podobnych do siebie ludzi. Pełnych kompleksów, udawanej pewności siebie i nadrabiających minami.

- Wyglądało na to, że trochę popisują się przed nami.

- André, bez humoru, bardzo serio, zabierał głos w tematach, o których my nie mieliśmy pojęcia. Wszyscy z tej grupy wspominali sytuacje, które wspólnie wcześniej przeżyli. Jakby celowo wszyscy mówili bardzo szybko, rodzajem slangu, którym zwykle się porozumiewają. Trudno mi było w tym uczestniczyć. Byliśmy outsiderami i dawano nam to odczuć.

- On sam, w ogóle do nas się nie odzywał.

- Nie, to do mnie się nie odzywał. Z tobą zamienił kilka słów, zadbał o twojego drinka. Ja czułem się tam zupełnie niepotrzebny.

- Nie rozumiem, dlaczego nas tam zabrał.

- A ja chyba wiem. Chciał być z przyjaciółmi i jednocześnie być z nami. Nie, poprawka. Z tobą!

- Dość szybko wyczuł, że popełnił błąd.

- Po północy odwoził nas do hotelu. Na moje pytanie, dlaczego jest taki milczący, stwierdził tylko, że jest bardzo zmęczony i ma wszystkiego dość! Nie chciało mi się dalej go indagować. Odpuściłem sobie, aby tym razem sobie nie popsuć humoru.

- W milczeniu jechaliśmy dość długo przez całe miasto.

- W końcu przyszło nam się rozstać się na dobre przed hotelem, mimo iż my mieliśmy przed sobą jeszcze dwa dni w Meksyku.

- Zdziwiło mnie, że dość zdawkowo pożegnał się z tobą. Nie powiedział ani słowa o następnym dniu.

- A ja zrozumiałem wszystko, gdy zawisł ci w ramionach i dłuższą chwilę tak trwał. Nie było dla mnie istotne to, co ci zapewne szeptał do ucha! 

Dodaj komentarz