Odcinek 42

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 42

Rozmowa czterdziesta pierwsza.

Los Angeles w stanie Kalifornia, 09. marca 

- Bez żalu pożegnałem Las Vegas i przez pustynię przejechaliśmy do Los Angeles. Zaledwie 450 km.

- Tradycyjnie już nakarmiłem cię kanapkowym lunchem na plaży w Santa Monica, a potem namówiłem na bardzo długi spacer po bulwarze w szalonej Venice Beach[1].

- Nie przesadzaj. Nie musiałeś tak bardzo namawiać. Lubię to szalone miejsce.

- Tylko zdjęcia (i to w niewielkiej części), a nie słowa, mogą oddać atmosferę tego miejsca, gdzie gromadzą się najbardziej zwariowani ludzie z Los Angeles.

- Zaskoczyły mnie „gabinety lekarskie”, gdzie wypisują recepty na niezbędną na poratowanie zdrowia marihuanę.

- Mnie zawsze uderza tam barwność tłumu i radość na twarzach tych ludzi. Jedyny problem, jaki oni mogą mieć, to brak wystarczającej ilości kasy. Chociaż i bez niej wyglądają na szczęśliwych.

- Jak podobał ci się wieczór z Paulem – Polakiem poznanym przez Internet?

- Jak zwykle w takich przypadkach mam tak zwane mieszane uczucia. Czy spotkał się z nami, aby pochwalić się swoją niezależnością finansową (eufemizm dla bogactwa), czy chciał poznać interesujących ludzi?

- Nie zdążyłem w tym krótkim czasie o tym się przekonać. Spodobał mi się sposób jego spędzania wolnego czasu.

- A ma go dużo, bo odziedziczył majątek po swoim partnerze (sam ma około pięćdziesiątki) i nigdzie już nie musi pracować.

- Kilka razy w roku wybiera się na rejsy w różnych częściach świata na luksusowych statkach.

- Tak robi wielu amerykańskich emerytów!

- Ale to nie są rejsy dla emerytów! To są rejsy dla gejów. Kilkuset, o ile nie kilka tysięcy, gejów na jednym statku! W każdym wieku.

- Raj na ziemi!

- I zdziwisz się, bo Paul mówił, że nie wybiera się tam na żadne ekscesy. Krytycznie odnosi się do siebie jako potencjalnego podrywacza. Po prostu lubi przebywać w tej atmosferze, wśród pięknych, radosnych ludzi i nie ukrywa, że odpowiada mu to „wibrujące seksem powietrze”.

- Po prostu sanatorium!

- Zabiegi też są w ofercie.

- Nabrałeś ochoty na taki rejs?

- Tak. Pojechałbym na taki rejs z tobą.

- Z drewnem do lasu?!

- Ty swoje! Chciałbym pooddychać „wibrującym seksem powietrzem” i bawić się z tobą.

- Przy takiej deklaracji, sam nabieram ochoty!

- Paul sprawił mi frajdę zapraszając nas na lunch do najstarszej amerykańskiej restauracji "Bob’s Big Boy", z 1946 roku. W menu "prawdziwe"  hamburgery!

- Już dawno ci mówiłem, że wszystkie inne hamburgery (bez lokowania produktu, proszę!) to tylko kiepska namiastka. Te w "Bob’s Big Boy" były pyszne! Mięsko pierwszej jakości, bułka chrupiąca, frytki i dodatki świeżutkie.

- I dodatkowo ta sympatyczna zaprzyjaźniona z Paulem obsługa, którą sowicie wynagrodził, bo trudno tę sporą kasę nazwać napiwkiem.

- Osobiście mam do napiwków stosunek ambiwalentny.

- To znaczy nie lubisz ich dawać!

- Mam stosunek dwoisty, mówiąc po polsku, bo wolałbym, aby to było ujęte bezpośrednio w rachunku i nie trzeba by było zastanawiać się, ile należy zostawić. Inną sprawą jest dodatek za w y j ą t k o w o   dobrą obsługę, która w zasadzie rzadko się zdarza.

- Amerykański system jest całkiem beznadziejny, bo   m u s i s z   samemu obliczyć od 15 do 20% za tzw. serwis. W każdym stanie jest inaczej.

- Stanowi to 80% zarobków kelnerów! Ale wróćmy do twojego pierwszego pobytu w Zakopanem i przygód na szczytach.

- Na szlakach w niektórych miejscach leżał jeszcze śnieg; nie było zbyt bezpiecznie.

- Poradziłeś sobie doskonale, biorąc pod uwagę twoje nie najlepsze buty do chodzenia po górach. Zaskoczyłeś mnie wręczając mi komórkę z połączeniem do twojej mamy. Jak miałem z nią rozmawiać?

- Normalnie. Już wiedziała, że wyjechałem z jakimś facetem w góry.

- Powiedziałeś jej? Tak po prostu?

- Kiedyś musiałem to zrobić. Już trochę wcześniej, tuż przed poznaniem ciebie, dokonałem mojego coming-outu w rodzinie.

- Dlaczego właśnie wtedy?

- Wiedziałem, że coś podejrzewają, zaczęły się pytania i w ogóle taka niefajna atmosfera. Dopytywali się, z kim pojechałem pod namiot, z kim godzinami rozmawiam przez telefon, dlaczego godzinami po nocach ślęczę przy kompie i dlaczego…

- … tak długo wysiadujesz w łazience?

- O to nie pytali, ale chyba widzieli moje gejowskie czasopisma kupowane w wielkim stresie w odległym kiosku.

- Te gazety miały dla ciebie znaczenie?

- Były moim pierwszym kontaktem ze światem gejowskim. Dowiedziałem się, że nie jestem sam, a tak właśnie myślałem. Dowiedziałem się, że „problem” dotyczy wielu facetów, a co najważniejsze dowiedziałem się, że mogę być szczęśliwy, mimo iż…

- … mimo iż jesteś inny.

- Bardzo chciałem kochać, bo jeszcze nawet nie marzyłem, żeby być kochanym. Te gazety pozwoliły mi wiele zrozumieć. Poczułem silne wsparcie. Byłem przygotowany na stawienie czoła światu.

- Dziś mogę powiedzieć, że zachowałeś znakomitą równowagę psychiczną i nie zdążyłeś zgorzknieć i stać się, nazwijmy to, uczuciowym i seksualnym frustratem. Myślę, że te czasopisma pokazały ci twoją drogę. Ich poziom intelektualny daleki był od doskonałego, ale ich rola jest nie do przecenienia.

- Innego sposobu poznania tego świata nie było.

- Mogę ci tylko pozazdrościć, bo w mojej młodości nie było absolutnie żadnych źródeł, do których młodzi ludzie mogliby się odwołać.

- Jak dowiedziałeś się, że nie jesteś jedynym na tym świecie ze swoim problemem?

- Zajęło mi to wiele lat. Sam się dziwię, że dałem sobie z tym radę. Nosiłem tę swoją „tajemnicę” i cierpiałem.

- A buzujące hormony nie dawały znać o sobie? Nie pchały cię w stronę facetów? Nie spotkałeś nikogo, kto wprowadziłby cię w ten świat?

- Nie uwierzysz, ale nie. Nic mnie „nie pchało”, bo bardzo późno rozwijałem się hormonalnie. Długo byłem takim sobie dorastającym chłopcem bez żadnej osobowości seksualnej. Czułem swoją odmienność, łatwiej porozumiewałem się z dziewczynami, lubiłem przebywać z niektórymi chłopakami, ale nie istniały we mnie potrzeby seksualne.

- Ile miałeś lat?

- Już chyba dwadzieścia!

- No, nie! Nie powiesz mi, że nie waliłeś konia?

- Co to za język! Chyba się zarumieniłem. Wtedy to się inaczej nazywało. Chyba. Jakoś tak na b.

- Odpowiedz na moje pytanie. Nie trzepałeś kapucyna [2]?

- Mam się wstydzić? To coś złego? Siedź mocno, bo to będzie szok! Nie uwierzysz mi! Odpowiadam na twoje pytanie: Nie!

- Ty chyba chory jesteś?

- Teraz, czy wtedy?

- Teraz, bo kłamiesz, albo wtedy, bo to niemożliwe, żeby normalny facet nie musiał tego robić!

- A jednak prawdziwe! Przecież ci powiedziałem, że wszystko u mnie przyszło później. Dużo później.

- No dobrze, ale chłopaki musieli cię kręcić?

- Jasne, podkochiwałem się w moim kolegach hetero, co wzbudzało mój lęk.

- A tak zwane fantazje seksualne? Nie miałeś ich?

- Miałem, miałem. Dużo później.

- Żadnych incydentów z facetami?

- No właśnie. Były incydenty, które nie miały większego znaczenia poza utwierdzaniem się, że to jest to!

- Kiedy więc „to” się zdarzyło?

- Już ci to wcześniej mówiłem. Ale skoro koniecznie chcesz mi to wypomnieć…

- Nie o to chodzi. Współczuję ci, że umknęło ci sporo życia.

- Ja też sobie współczuję. Winę za to, że spóźniłem się na ten pociąg zwalam na to, że za wcześnie się urodziłem. A na poważnie to mam żal do Kościoła i komuny. Ten pierwszy straszył mnie przez całe moje dzieciństwo i wczesną młodość i w rezultacie pozbawił mnie wiary. To drugie „nieszczęście” kazało mi myśleć, że w naszym wspaniałym kraju homoseksualizm nie występuje, więc muszę szukać swego szczęścia poza nim. Nienawidziłem komuny nie tylko dlatego. Radość z życia spotkała mnie dopiero w wieku trzydziestu lat!

- Komuna jeszcze żyła!

- I dlatego nadal nie było mi łatwo. Wiele, bardzo wiele rzeczy uprościło się w moim życiu osobistym po 1989 roku! Co nie oznacza, że zmienili się ludzie. To ja się zmieniłem i z podniesionym czołem robiłem to, co do mnie należało.

- A wydawało mi się, że ty zawsze byłeś taki…, no… taki…

- Wyzwolony?

- Odważny i pewny siebie.

- Może minąłem się z powołaniem i powinienem był zostać aktorem…

- Przede mną też grałeś?

- Nie. Już nie musiałem. Powiem ci to jeszcze raz: Los dał mi nagrodę za lata męki i poczucia niesprawiedliwości.

- Ile ci dał?

- Nie do policzenia. Ciebie!

- Ale się zrobiło serio. Dziękuję ci. Kocham cię.

- A widzisz!

Dodaj komentarz