Odcinek 44

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 44

Rozmowa czterdziesta trzecia.

La Honda w stanie Kalifornia, 15. marca

- Niezłą mamy karę za to, że uciekamy od polskiej zimy!

- Pogoda w te nasze ostatnie dni w Kalifornii naprawdę jest beznadziejna! Zimno i deszczowo.

- Wszyscy tu cieszą się z tego deszczu, którego zawsze brakuje, a my narzekamy na pecha, że nas to musiało trafić. Zdaje się, że w Polsce jest teraz cieplej.

- Mimo brzydkiej pogody, z La Honda – rezydencji Nadii i Iljii wybraliśmy się jednak nad Pacyfik.

- Half Moon Bay[1] jest sławna z przemytu alkoholu z czasów prohibicji. Ukryta zatoka i prawie stale obecna mgła ułatwiały ten zdrożny proceder.

- W taki ponury dzień jak dzisiaj, Pacyfik wyglądał szczególnie groźnie i nieprzyjaźnie. Tylko wielkie foki wylegiwały się leniwie na plaży. Nikt im nie zakłócał spokoju. Słodkie grubaski.

- Kiedyś w miejscu tego parku narodowego, nad samym urwiskiem, znajdował się hotel, którego właściciel zasadził setki cyprysów, które rozrosły się w mroczny las.

- Jak z horroru.

- Bałeś się?

- Nie. Nawet wspiąłem się na jedno z drzew, abyś mógł zrobić ładne zdjęcia.

- Co za poświęcenie!

- Nadia była świetną przewodniczką, prawda?

- Ona wszystko potrafi! Petersburski fizyk (fizyczka?) z wykształcenia, z doktoratem z  Uniwersytetu Arizońskiego, studiowała również malarstwo. Nadia uważa się za malarkę ze szkoły znanego malarza petersburskiego - Anatolija Zasławskiego.

- Teraz odnosi sukcesy artystyczne i uczy rysunku i malarstwa w Palo Alto.

- Kilka lat temu namalowała nasz wspólny portret, a w naszym mieszkaniu w Szczecinie znajduje się kilka jej  prac. Nadia, jak każdy artysta, nie lubi, aby jej twórczość jednoznacznie klasyfikowano. Na moje uporczywe pytanie odpowiedziała, że jej portrety można zaliczyć do ekspresjonizmu.

- Obserwowałem Nadię przy pracy, gdy po śniadaniu, w pięknym otoczeniu - w ogrodzie rezydencji La Honda, gdy my pracowaliśmy przy naszych netbookach, ona malowała kolejny nasz portret. Jakoś nie zachwyca mnie jej technika.

- Nie znasz się! To nie są portrety realistyczne! Martwisz się, że nie jesteś na nich tak piękny jak w rzeczywistości?

- Dobrze, że w ogóle jestem podobny do siebie.

- Nadia stwierdziła, że jesteś wdzięcznym modelem do portretowania.

- No pewnie!

- Bo masz zdecydowane rysy. Nie tak jak ja. Jakieś takie… byle jakie.

- Jak dla mnie, są wystarczająco dobre.

- O, jaki jesteś miły. Dzięki.

- You’re welcome.

- No proszę jak się amerykanizujesz! Teraz pora na pozbieranie sił na ostatnie dwa tygodnie planowanego objazdu południowych Stanów od strony wschodniego wybrzeża, który zaczynamy w Waszyngtonie.

- Po to tu jesteśmy! Ale Zakopane w roku 2000 i „śliczne okoliczności przyrody” bardzo polubiłem!

- Po powrocie z Zakopanego doszło do pierwszego spotkania z twoją mamą.

- Ojciec dalej był na „nie”. O niczym nie chciał słyszeć.

- Ale przywiózł Irenę z twoim bratem Sebastianem z Gorzowa pod mój dom i… odjechał.

- Wszyscy byliśmy okropnie spięci.

- Irena zachowała się wspaniale i robiła dobrą minę do złej gry, bo cóż mogła więcej zrobić. Na pewno nie chciała stracić syna, więc wolała wziąć byka za rogi.

- Od razu byka. Byczka. Pobyt nad morzem i na twojej działce w Wisełce był bardzo udany.

- A Irena w podzięce za wysłane zdjęcia napisała do mnie: (…) Jeszcze raz dziękuję za serdeczną gościnę u Ciebie. Miło wspominam te chwile. Poznanie Ciebie pomogło mi zrozumieć, że obaj z Adrianem jesteście szczęśliwi. Bo tak jest, prawda? (…)

- A potem zaczął się szał przygotowań do budowy domu w Wisełce.

- Hola, hola. Najpierw była Warszawa z pobytem w czerwcu u Janusza i Andrzeja.

- To były ich urodziny. Obaj są zodiakalnymi bliźniakami. I chyba dlatego nigdy im ze mną nie było po drodze.

- Wtedy jeszcze było wszystko w porządku między wami. Problem polegał na tym, że ty nie miałeś prawa mieć racji. Oni wszystko wiedzą lepiej. No bo niby dlaczego ty miałbyś coś wiedzieć. I do tego lepiej?

- Z pokorą przyjmowałem ich wymądrzania się.

- Bardzo starali się być mili. A ich gościnność zawsze była niekłamana. Bywały chwile, że czułem się z nimi świetnie. Czasami jednak odczuwałem pewną ich sztuczność i ukrywaną niechęć do ciebie.

- Wszyscy mi ciebie zazdroszczą. Bo odbieram im coś, co wcześniej mieli na wyłączność.

- Gdyby mi na tym (to znaczy na nich) jeszcze bardziej zależało, poszedłbym z tym, nazwijmy to kłopotem, do terapeuty. Po to, aby uratować naszą przyjaźń we czwórkę.

- Dlaczego tego nie zrobiłeś. Przyjaźniliście się tyle lat!

- Najpierw Andrzej, potem Janusz wyjechali na stałe do Warszawy, a więc nasze kontakty były na tyle rzadkie, że mogliśmy sami zadbać o to, aby było miło. Potrzebowaliśmy siebie nawzajem.

- Beze mnie.

- Wyłącznie z tobą. Bez ciebie takie moje przyjaźnie nie mają sensu. Przyjaźń z Januszem i Andrzejem nie przetrwała jednak próby ogniowej.

- Teraz rozmawiamy o roku 2000, a rozstaliście się w 2010!

- O tych dramatycznych chwilach jeszcze porozmawiamy.

- Dałem plamę w tej Warszawie rozbijając twoje volvo.

- Lekko je „puknąłeś” najeżdżając na łuku zjazdu z drogi szybkiego ruchu, na wysoki krawężnik.

- Wracaliśmy pociągiem, a volvo zostało w Wa-wie do naprawy. Humory mieliśmy takie sobie.

- Całkiem kiepskie. A potem nawet do mnie nie dzwoniłeś, ani nie mailowałeś przez dwa, czy trzy dni! Dodatkowo miałem niemiłe sytuacje w PROGRESSIE. Czułem się fatalnie. Ja też się nie odzywałem.

- Co za nerwówka! Próba sił?

- W końcu przyszedł SMS: „ (…) jeżeli ta cisza ma być dla mnie lekcją, czy …, to wiedz, że jest bolesna, ale zniosę to, bo wiem, że warto. Kocham cię. I wszystko.”

- W końcu, na początku lipca ruszyła budowa w Wisełce. Drewniany domek stanął w sześć dni!

- A potem z wykańczanie go zajęło nam dwa lata.

- I nadal trwa.

- Ostro pracowaliśmy razem z cieślami.

- Głównie ty. Pokazałeś wiele swoich umiejętności. Mnie trochę zżerały nerwy, bo cała logistyka budowy w wykonaniu tej firmy, daleka była od doskonałej. Starałem się jak mogłem, aby nie dochodziło do spięć, ale było to trudne.

- Może ze dwa razy pojechaliśmy za ostro po sobie.

- Potwierdziła się moja zasada. Mogliśmy poznać się bliżej dopiero wtedy, gdy spędzaliśmy ze sobą, w niezbyt komfortowych warunkach, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Mogliśmy ocenić jak funkcjonujemy razem. Po tym miesiącu byłem pewien, że odnieśliśmy zwycięstwo nad naszymi słabościami i mogliśmy zacząć myśleć o wspólnej przyszłości.

- Teraz się dowiaduję, że poddałeś mnie próbie. A gdybym nie zdał tego egzaminu?

- Nie wiem. Dziś to już nieważne. Drugiego nie będzie. A ja zdawałem u ciebie jakiś egzamin?

- Zdajesz go codziennie. Na piątkę!

- Wpisz mi te oceny do naszego indeksu życia.

- Skończyła się budowa i …

- … zaprosiliśmy ponad trzydzieści osób, przyznajmy lekko zakręconych:

(…)10 lutego 2000 r. postanowiliśmy rozpocząć naszą wspólną drogę. Pragniemy, aby nasi Przyjaciele byli razem z nami w dniu 19 sierpnia 2000r na otwarciu naszego nowego Domu. Zapraszamy (…)

- Włożyliśmy sporo pracy…

- … i serca …

- … w przygotowanie tej imprezy.

- Robert Janowski (ten od śpiewania) wydał tomik poezji, gdzie znalazłem coś, co umieściliśmy w zaproszeniu, a co wydało mi się znakomitym mottem:

 

Dlaczego?

Po przecież kocham – to dlatego.

Kocham dlatego – bo to najprostsze.

Kocham najprościej – bo to najtrudniej,

Bo kocham najtrudniej – to dlatego takie proste.

I dlatego nie ma – dlaczego?

Bo przecież kocham – nie umiem inaczej.

 

- Bo się popłaczę!

- Wstydzisz się być sentymentalny, co? Musisz wszystko okpić?! Nie lubisz, gdy się wzruszam.

- Nie lubię. Czuję się wtedy nieswojo.

- Nie dam ci się ograniczać!

- Ktoś tu musi być mężczyzną!

- Mój ty mężczyzno!

- Dawaj dalej. Co było na tym weselu? Bo jakoś mało detali pamiętam.

- Darujmy sobie szczegóły. Była przysięga:

-„Biorę cię na wspólną drogę życia, byś zadowalał mnie, ale i frustrował, i kłopotał.

Byś rozumiał mnie, ale i nie rozumiał.

Byś pozwalał mi być, kim jestem, narzucał swój sposób bycia.

Byś szanował mnie i śmiał się ze mnie.

Byś był wobec mnie wymagający i niedorzecznie pobłażliwy.

Byś był egoistyczny i nadmiernie troskliwy.

Byś był nieustępliwy i sprawiedliwy.

Byś był dumny i pokorny.

Biorę cię, by szanować i wspierać aż do śmierci.”

 

- To już było na serio! 

Dodaj komentarz