Odcinek 47

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 47

Rozmowa czterdziesta szósta.

Savannah w stanie Georgia, 21. marce 

- Coraz bardziej podoba mi się Południe i to jak zanurzamy się w jego historię i piękno.

- Ale nie będziemy rozmawiać o Wojnie Secesyjnej, bo w Internecie można sobie uzupełnić wiedzę?

- Boisz się, że znowu będę nudzić? Skupmy się na pięknie kultywowanej tu przyrody i jedynej w swoim rodzaju architekturze tych miast.

- Savannah[1] w Georgii już nie jest tak piękne jak Charleston.

- Mnie się bardzo podoba, bo oprócz wielkiej amerykańskiej historii pokazuje nam swoją urodę, która w niczym nie przypomina miast, które widzieliśmy do tej pory w świecie. Muszę to tu powiedzieć, że jest to pierwsze amerykańskie miasto, którego układ urbanistyczny powstał na bazie czterech wielkich prostokątnych placów[2] i dziesiątków podobnych (łącznie ponad sto), ale mniejszych skwerów. Na nich usadowiono pomniki, zasadzono azalie, derenie oraz specjalną odmianę dębów obwieszonych mchem hiszpańskim[3]. Jeden z takich skwerów nosi nazwę Kazimierza Pułaskiego – bohatera Wojny Domowej. Zmarł z ran odniesionych w bitwie pod Savannah 11 października 1779. Wszystkie te place i skwery służą ludziom miasta oferując cień i trochę chłodu.

- To coś na tych drzewach nie wygląda jak mech.

- Bo to jest taka nazwa zwyczajowa. To coś, że się pomądrzę, to bezkorzeniowy epifit o pędach pokrytych srebrzystymi włoskami chłonnymi, z wyglądu podobny do jakiegoś porostu. Ten mech może rosnąć nawet na drutach telefonicznych. Używa się go w tapicerstwie i jako roślinę ozdobną. Savannah szczyci się wieloma takimi alejami dębowymi, a mech jest pod ścisłą ochroną.

- Te aleje ze zwisającymi z gałęzi dębów „włosami” tego mchu, robią wrażenie jak z horroru. I dlatego tu na Południu mają wzięcie nocne wycieczki z przewodnikiem po starych cmentarzach, nawiedzanych przez duchy domach i miejscach.

- Amerykanie lubią się bać, albo być straszeni.

- Ja też.

- Pamiętasz nasze pierwsze Boże Narodzenie w Wisełce?

- Coś nas tam straszyło? Nie pojechałem do domu na tamte święta. Ojciec nadal był negatywnie do mnie nastawiony.

- Sylwester 2000/2001 też był znamienny.

- O co ci chodzi? O tego tam Karola?

- Acha! Uderz w stół… Przyznaj się, że zauroczył cię swoimi komplementami, zalotami. Bezczelny!

- Dzisiaj widzę, że było to dość niebezpieczne.

- Dla naszego związku oczywiście! Przestraszyłem się, że nie powstrzymam czegoś, co jest tak naturalne. Miałem konkurenta?!

- Dobrze, że zareagowałeś i pogoniłeś „zalotnika”.

- Miałem doświadczenie po Hawranie...

Dodaj komentarz