Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Odcinek 54
Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem
Odcinek 54
Rozmowa pięćdziesiąta trzecia.
Waszyngton D.C., 07. kwietnia
- Dziś Sobota Wielkanocna. Nie obyło się bez wizyty w polskiej Rzymsko-Katolickiej Parafii Matki Boskiej Królowej Polski i św. Maksymiliana Kolbe w Metropolii Washington D.C., ze święconką.
- Bawiliśmy się jak dzieci malując jajka i przygotowując koszyk z tą święconką. Butelka białego wina też się zmieściła obok pęta kiełbasy i innych smakołyków.
- Jesteśmy tu wszyscy razem. Jak to miło, że Renata zaprosiła do wspólnego spędzenia Wielkanocy Teresę naszą wieloletnią przyjaciółką. Teresa przyjechała z Pensylwanii (gdzie mieszka z mężem Leszkiem od 20 lat), bo tu w Waszyngtonie mieszka i pracuje ich córka Magda. Magda z kolei robi karierę w rządzie amerykańskim.
- Tam Terenia w Kalifornii, tu Teresa z Pensylwanii. Będzie jeszcze ktoś o tym imieniu?
- Mam dużo przyjaciół i znajomych. Cały alfabet imion, jeśli o to ci chodzi.
- Wszyscy Polacy, których spotykamy w USA odnieśli sukces i są tu szczęśliwi. Nie ma tu nieudaczników?
- Nie trafiają się na naszej drodze. Zapewniam cię, że też znalazłbyś tu swoje miejsce.
- Ja już je znalazłem w Polsce i nie mam ochoty na żadne zmiany. A ty przez wiele lat szukałeś tutaj swego miejsca.Przejechałeś całą Amerykę i co?
- Przez cały czas dokonywałem wyborów. I chyba były one właściwe.
- Zapamiętałem, że w 1976 po raz pierwszy miałeś możliwość zostania w USA na stałe. Potem znowu w 1978, jeszcze raz w 1979 i…
- No to ci opowiem chronologicznie o tych moich wyborach.
- Pod warunkiem, że nie będzie nudno.
- Pewnie chciałbyś, aby było pikantnie i śmiesznie.
- To ty lubisz pikantne jedzenie.
- Tu mam na myśli ostre sformułowania dotyczące mojego życia seksualnego.
- Mogą być. Im więcej, tym lepiej.
- Ale ich nie będzie, bo to poważne sprawy, a na tamtym etapie mojego życia kluczowe. Tak więc w 1976 nie zostałem w USA, mimo iż nic mnie w kraju nie wiązało, nikt, poza najbliższą rodziną na mnie nie czekał, a ja byłem spragniony tej najważniejszej odmiany w moim życiu.
- Co więc kazało ci wracać do Polski?
- Na to pytanie nie znajduję odpowiedzi, ale decyzję tę podpowiedział mi chyba (podpowiedziała?) mój los (opatrzność?).
- Wierzysz w przeznaczenie?
- Nie. Ale posłuchaj. To były lata początków AIDS, o którym jeszcze nikt nie wiedział, ale choroba już się szerzyła. Gdybym został wtedy w Stanach, zakładam, że rozpocząłbym dość intensywne poszukiwania swojego miejsca w życiu, a więc prawdopodobieństwo niefrasobliwego podejścia do seksu byłoby duże.
- Czyli nie zaryzykowałeś zarażenia się wirusem HIV.
- Skąd miałbym wiedzieć o takim zagrożeniu? W 1978 też nie wiedziałem nic o tej chorobie, ale miałem już partnera w Polsce, więc wybór powrotu do kraju był bardziej oczywisty.
- Chociaż oferta zostania w Kalifornii była kusząca…
- Nie na tyle, aby skazać się na samotność i udawanie, że nie jestem gejem. Pamiętasz warunki, jakie postawił mi John, mój potencjalny szef?
- W Kalifornii udawać heteryka? To paradoksalne.
- Tam dzisiaj ludzie udają gejów, aby dostać pracę w niektórych dziedzinach! Wróciłem więc do kraju po raz kolejny i tu spotkała mnie nagroda!
- Komuna cię doceniła!
- Nie żartuj! Przyszła SOLIDARNOŚĆ. Dzisiaj mogę powiedzieć, że była nagrodą za moje dotychczasowe decyzje o powrotach do kraju.
- Zbyt długo ta „nagroda” nie działała.
- Niestety nie. Wiemy jak to dalej poszło. A ja poszukałem swojej drogi i w efekcie wyjechałem do Szwecji.
- O tym już było.
- Właściwie o wszystkim już było. Czas powoli kończyć te nasze pogaduchy.
- Mamy jeszcze prawie dwa tygodnie do powrotu do kraju. Chyba będzie jeszcze o czym pogadać?
- Jasne. Czas pogadać o tobie.
- Niewiele jest do pogadania.
- Znajdzie się. Trochę cię popytam.
- Próbuj.