Odcinek 13

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 13

Po dotarciu do Studni 37 następnego dnia, dowiedziałem się od Kanarie’go, że jeden z wielbłądników powiedział mu, że Mjallowie, tak jak to dawno temu uzgodniono z Wally’m Dowlingiem, zostawiali stertę gałęzi i trochę wielbłądziego i krowiego łajna w pobliżu starego obozowiska. Dawali tym znak, że są gotowi zapłacić za dowolną ilość mięsa, która nam zostanie po zabiciu. Czyli pozwolić nam przejść bez kłopotów.

A skoro Shinaman powiedział Kanarie’mu, że skończyła nam się wołowina, zdecydowałem się upiec dwie pieczenie przy jednym ogniu. Po pierwsze uzupełnić nasze zapasy wołowiny, a po drugie uspokoić moich poganiaczy i zdjąć z nich lęk przed tymi wojownikami stojącymi na wydmach.

Wybrałem jednego z najsłabszych, ale nie najchudszych byków i powiedziałem Brownowi, aby zastrzelił go i oprawił.

Po napojeniu byków pojechałem do obozu, aby napić się herbaty. Zobaczyłem, że Brown nadal babrał się w padlinie. Przyjrzałem się temu bliżej i zobaczyłem, że zanurza ostrze swego noża w zabarwionej na fioletowo cieczy w butelce, w której natychmiast rozpoznałem butelkę ze strychniną, ze względu na jej kształt i kolor.

Zobaczyłem w głowie obraz: resztki byka jako przynętę, gałęzie, łajno, wojowników, więc głośno zapytałem - Co ty właściwie wyrabiasz? Ci Mjallowie, w pewnym sensie, zapłacili za to mięso!

Odpowiedział rzucając mi przez ramię, gdy nadal robił swoje - Te cholerne dingo!

Usłyszawszy to, pokręciłem głową z niedowierzaniem nad charakterem tego człowieka. Wiedziałem, że nie ma żadnego sposobu zatrzymania go, może poza fizyczną interwencją, która w tym momencie nie była żadnym rozwiązaniem.

Zawróciłem konia i z mieszanymi uczuciami wjechałem do obozu, gdzie, po raz pierwszy od tygodni zjadłem dobry, świeży stek usmażony na pokrywie pieca obozowego. Dla ludzi żyjących w buszu, oprócz tego, że świeże mięso jest smacznym posiłkiem, stanowi konieczny środek przeczyszczający.

Jak tylko skończyłem kolację, wyjechałem z obozu do byków pozwalając kowbojom odpocząć i jeść ze smakiem posiłek ze świeżego mięsa, co było dla takie jak ich wolny czas, podczas ich wędrówek po pustyni w porze deszczowej. Nie musiałem długo czekać, aby usłyszeć klekotanie uderzanych o siebie kijów.[1]

Postanowiłem pojechać na jedną z wyższych wydm, z której mogłem wszystko zobaczyć. Wszystkie byki, konie, wielbłądy, ognisko obozowe i zadrzewione płaszczyzny wokół Studni. Dałem sobie czas na refleksję jak bardzo widok okolicy się zmienił od chwili, kiedy zaczęliśmy te podróż. Wspominałem piaszczyste wydmy wokół Studni 48 pokryte trawą spinifeks, porównując je z tutejszą bardziej suchą okolicą, dającą bardzo mało pożywienia bydłu i koniom, u których, za wyjątkiem wielbłądów, nastąpił graniczny spadek zarówno sił jak i wagi, tak u byków jak i naszych koni

Po wyjściu ze Szlaku ze Studniami o numerach trzydzieści, w rejon Studni o numerach dwadzieścia, okolica zmieniła się kolejny raz. Pojawiły się znowu piaszczyste wydmy, a spinifeks był jeszcze bardziej sporadyczny i do tego był szarawy i kolczasty.

Powiedział mi Kanarie, że nazywał się spinifeks kozłowaty, "nic" nie chciało tego jeść, ani bydło, ani konie, ani nawet wielbłądy nie dawały sobie z tym rady.

I za każdym mijającym dniem widziałem jak byki marnieją fizycznie i wyglądają jak wraki. Ta powolna degradacja bydła sprawiała, że znów usiłowałem zrozumieć praktyczny sens tego szlaku. Ponieważ, nawet jeśli te byki znalazłyby się na sawannie z bujną trawą, zajęłoby to sporo czasu, co najmniej rok, aby wróciły do swojej wagi. A starsze byki prawdopodobnie już nigdy.

Rozpoczynając ostatni etap idąc do Studni 22 wiedziałem, że opuszczę tam tych starych kumpli, zacząłem odczuwać poczucie winy, ponieważ, jak większość poganiaczy, czułem się emocjonalnie zaangażowany w mój obowiązek.

Jak tylko drąg studni pojawił się w polu widzenia i dowiedziałem się od Kanarie’go, że studnia była w stanie napoić całe stado, pozwoliłem bykom zatrzymać się, oddzieliłem te słabsze i popchnąłem je powoli w kierunku koryta. Zobaczyłem wtedy pojazd w kolorze opalenizny, który stał zaparkowany za drągiem studni oraz Mala Browna i kobietę o dużych kształtach i lekko przygarbionego starszego mężczyznę.

Nie mając innego wyjścia dalej popychałem byki naprzód, aż brzuchami oparły się o koryto, zsiadłem z konia i trzymając cugle pozwoliłem mu pić wodę.

Po czym, kiedy koń zaspokoił swoją potrzebę, poprowadziłem go na drugą stronę studni do miejsca, gdzie stały wielbłądy juczne. Gdy przywiązywałem go do krzaków, podeszła do mnie ta kobieta o obfitych kształtach. Wyciągając do mnie dłoń przedstawiła się jako Margaret Doman. Wtedy do przodu wystąpił jej towarzysz, którego przedstawiono mi jako George’s Lanigana, inspektora hodowlanego jej posiadłości wokół Wiluny.

Margaret Doman wkrótce zaczęła pytać jak się czuję i czy miałem dobrą podróż na południe. Zapewniłem ją, że chociaż nigdy przedtem nie doświadczyłem niczego podobnego, wydawało mi się, że zgodnie z tym, czego można było oczekiwać, mieliśmy jak dotąd dobrą podróż.

Wtedy ten facet George zapytał - Jaka była umówiona data dostawy? Kiedy przekazałeś te byki Malowi?

Słysząc to pytanie, niezależnie od tego, że poczułem jak skóra mi cierpnie, poczułem coś w rodzaju ulgi myśląc o moich bykach, więc patrząc mu prosto w oczy twardym tonem odpowiedziałem - Nawet gdyby to ja miałbym dokonać tej dostawy, to co do cholery pan tutaj robi? Przeliczyłem te byki w Goda Soak w piątek 13 maja i nadal są pod moim nadzorem za przyzwoleniem Lena Browna. On poinformował mnie przy Studni 46, że uzgodni z Margaret Doman, że ktoś mnie zwolni przy Studni 22, a ja wrócę do Bilaluny przygotować kolejne stado. A skoro widzę tylko pana jako jedynego mężczyznę tutaj, wyobrażam sobie, że tą osobą jest pan. Czy to jest wystarczająca odpowiedź na pańskie głupie pytanie?

Całkowicie zaskoczony moim potężnym wybuchem zwrócił się do Margaret Doman – Jest mi bardzo przykro Margaret, ale mój jedyny brat został zabity w piątek trzynastego. Ja nie mogę zająć się dostawą tych byków.

A zwracając się do mnie powiedział - Przepraszam, że zdenerwowałem cię tak bardzo, szczególnie po tym, przez co musiałeś przejść, ale z szacunku dla mojego brata nie jestem wstanie uwolnić cię w tym momencie.

Margaret Doman patrzyła przez chwilę w stronę byków, potem zwróciła się do tego faceta pana George’a Loningana i poprosiła go o przejście w stronę samochodu, gdzie rozpoczęli cichą rozmowę.

Odwróciłem się, by zapewnić im jak najwięcej prywatności, jak tylko mogłem, a po kilku minutach usłyszałem -Don, zdecydowaliśmy się poprosić cię o doprowadzenie tych byków do Studni numer 9, a ja chciałbym ci towarzyszyć, jeśli nie masz nic na przeciwko?

Nie mogłem uwierzyć, że mam tutaj do czynienia z tak złym zarządzaniem. Z pewnością ten facet Lanigan, który był tak przesądny, zapytałby o to Lena Browna, bo w przeciwnym razie, dlaczego zadał mi to pytanie. Poczułem, że nawet nie chcę wiedzieć. Odpowiedziałem - Zgadzam się na pierwszą część, na drugą nie. Powodem jest to, że nie wiedzielibyśmy, co zrobić za każdym razem, gdyby pan chciał iść do toalety.

Pani Donman najpierw wydała się zaskoczona, potem z uśmieszkiem na twarzy powiedziała - Nigdy o tym nie pomyślałam! Więc teraz, wydaje mi się, my możemy już wracać i do zobaczenia w Wilunie.

Z ponurym grymasem odpowiedziałem -Do zobaczenia tam.

Odwróciłem się, poprowadziłem konia z powrotem do koryta i pomyślałem - Tych dwoje dupków na pewno jest zadowolonych, że już na mnie nie muszą patrzeć.

Potem, gdy przy korycie pojawiła się druga część stada, a Kanarie odepchnął tę pierwszą na bok, usłyszałem, gdy pani Domam przechodziła z tyłu za mną - Don, wiem, że to był czas próby dla ciebie, dziękuję ci za doprowadzenie tych byków aż tutaj, bo to nie miała być twoja praca, ty jesteś głównym kowbojem Zagrody. Nie wiem, co przyszło do głowy George’owi. Wybaczam ci, że mu dałeś solidną reprymendę. Starzeje się już i nie bardzo wiedział jak ci powiedzieć, że nie chce przejąć tej dostawy od ciebie. Ja ci to później wynagrodzę

Przyjrzała się bykom i po chwili z żalem w głosie zaczęła   - Ja odziedziczyłam cały majątek po moim przedwcześnie zmarłym ojcu, w zeszłym roku. Chociaż zapewniono mnie, że tak właśnie byki docierają na rynki na Filipinach, nie mogę uwierzyć, w jakim stanie są te biedne zwierzęta. Przez to co widzę, chociaż to ma małe znaczenie dla ciebie w tej chwili, i co mi powiedziano, wiem, że ten szlak jest jednym z ekstremalnych. Musi być przecież lepszy na to sposób. Może w tym roku to przejście będzie jednym z ostatnich.

Potem z głośnym westchnieniem odwróciła się do mnie i powiedziała - Don, skoro George i ja za chwilę udajemy się do misji Jigalong, chciałabym znów uścisnąć ci dłoń i powiedzieć, dzięki.

Podałem jej rękę, nawiązałem do jej komentarza mówiąc - Dokładnie się z tym zgadzam, choć może pani uważa, że jestem trochę za młody, żeby składać takie oświadczenia, ale ja mam wielkie szczęście, że pracuję z kilkoma znakomitymi ludźmi znającymi się na bydle. Ja także nie mogę uwierzyć, że ta forma doprowadzenia tych biedaków na rynek ma jakikolwiek sens. Przyznaję, że te stare dranie nie są mi obojętne, więc prowadzenie ich dalej nie stanowi problemu. Do zobaczenia tam.

Uśmiechnęła się, a potem odwróciła się i zawołała na George'a, wskoczyła do ich samochodu z napędem na cztery koła i odjechali w kierunku zachodu słońca.

Tego wieczoru znowu wszystko zaczęło się od początku. Znowu wyruszyliśmy w noc. Wydmy wprawdzie nie były teraz tak wysokie jak na trasie z trzydziestkami, ale za to spinifeks kozłowaty stwarzał więcej problemów. Miejscami był tak gęsty i kłujący, że trzeba było być bardzo uważnym, bo stado mogłoby porozdzielać się na kilka mniejszych grup.

Aby tego uniknąć, Kanarie ruszając do przodu zagonił najpierw stare byki - przywódców, które poszły za nim, a potem następnie, praktycznie jeden za drugim, podążały pozostałe.

Przez kilka następnych dni zauważyłem jak bardzo niektóre byki osłabły. Gdy jechałem na końcu stada, jeden z nich ciągle ryczał z ogonem wysoko uniesionym do góry. Pojechałem, żeby zobaczyć, co nękało go, zobaczyłem, że jego odbyt jest szeroko otwarty i jeden pojedynczy placek wysuwał się i wsuwał. Biedaczysko, chciał zrobić kupę, ale w jego jelitach nie było wystarczająco dużo pożywienia, żeby zrobić więcej niż jeden placek, ale nawet i tego nie mógł wydusić z siebie.

Z żalem obserwowałem ten niebywały widok. Dlaczego to zwierzę zostało zmuszone do takiej męczarni. Oto wielki stary byk, który robi, co może, aby przeżyć, i po co? Po to, aby ktoś mógł chełpić się, że był poganiaczem na Szlaku Caninnga.

 

[1] Kije zwane clapsticks (ang.) są typem instrumentu perkusyjnego do wybijania rytmu towarzyszącemu śpiewowi.

 

Dodaj komentarz