Odcinek 15

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 15

ROZDZIAŁ 5

STUDNIA NR 9 I SPOTKANIE Z PANIĄ I PANEM WARD

Kiedy wolno popychaliśmy byki w kierunku koryta, podjechały dwa samochody. Zobaczyłem, że z pierwszego wysiadła Margaret Doman i George Lonigan, a z drugiego młody mężczyzna i kobieta.

Wszyscy zgrupowali się wokół Browna. Widząc tę formę ponownego spotkania postanowiłem zawrócić i powoli przyprowadzić chromego byka do pojenia. Nakazałem Kanarie’mu, żeby dokończył pojenie byków. Zawróciłem konia i w nadziei, że ci wszyscy ludzie już sobie poszli, pojechałem z powrotem.

Powoli napierałem na tego kulejącego byka i zauważyłem, że pojazdy wciąż tam były. Pomyślałem - Pieprzyć ich, dajmy bykom odpocząć.- I pojechałem do obozu, gdzie zsiadłem z konia i wtedy podeszła do mnie Margaret Doman. Z serdecznym uściskiem dłoni zapytała jak się czuję i powiedziała, że musiało mi ulżyć, skoro moja rola skończyła się. Z chichotem dodała - To koniec podróży, ponieważ od tej pory znajdujesz się w kraju zarozumialców i wybiegów dla owiec.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć na jej pytania odwróciła się i głośno przywołała dwoje swoich towarzyszy. Z uśmiechem na twarzy obydwoje podeszli do miejsca, w którym staliśmy. Zauważyłem, że młoda dama nie była wiele starsza ode mnie. Mężczyzna został mi przedstawiony jako pan Henry Ward, a on odwrócił się do swojej towarzyszki i powiedział - Chciałbym, abyś poznał moją żonę, dopiero co się pobraliśmy.

Uścisnąłem mu dłoń i zwróciwszy się do tej młodej damy powiedziałem - Bardzo mi miło, że mogę was poznać, a jeśli trochę śmierdzę, przepraszam. Tam, gdzie byłem nie ma zbyt wiele wody.

Rzuciłem wodze konia, chwyciłem manierkę z herbatą, trochę peklowanej wołowiny i dampera, złapałem ponownie wodze, odprowadziłem konia do miejsca, gdzie mogłem ukucnąć i zjeść. Następnie, nie mając ochoty na żadną rozmowę, bo nadal nie mogłem się wykąpać, odjechałem do byków. Zwolniłem chłopaków i kazałem im puścić konie na odpoczynek, a sam zabrałem się za organizowanie moim bykom nocnego obozowiska. Po raz ostatni.

Kiedy przejeżdżałem obok kilku starych przywódców stada, których prawie nigdy nie miałem szansy zobaczyć w świetle dziennym, powiedziałem do nich - Wy, moi starzy kumple, wykonaliście dobrą robotę. To dzięki wam robota poganiacza jest łatwiejsza. Dzięki.

Wydawało mi się, że niektóre z nich, jakby rozumiejąc, co powiedziałem, potrząsnęły swoimi starymi łbami. Przeszedłem z tymi starymi kumplami taką ciężką trasę, a teraz mając świadomość, że oni znieśli te trudy po to tylko, aby zostać zaszlachtowani, musiałem odwrócić wzrok.

Jak tylko wszystkie byki były na miejscu odpoczynku, ku mojemu zdumieniu zobaczyłem, jasne rozbłyski na horyzoncie, na południe od nas, które strzelały prosto w nocne niebo. Przypominało mi to, czego uczono nas w wojsku o działaniach wojny atomowej.

Jednak nikt nie wydawał się zaniepokojony, gdy przejeżdżałem kilkakrotnie obok obozu,. Nie mogłem pohamować mojej ciekawości, podjechałem do ogniska i zapytałem - Przepraszam, ale czy ktoś widzi te światła migające na niebie nad południowym horyzontem?

Usłyszałem, że Margaret Doman odpowiedziała - Och, to Astoria Borealis[1], czy nie widziałeś tej zorzy wcześniej?

Stałem tak przez minutę niewiedząc, co powiedzieć, potem powoli zawróciłem konia i odpowiedziałem - Nie! Ale jest naprawdę bardzo jasna!

Odjechałem, aby kontynuować moją wartę. Kowboj od koni zaczął odprowadzać mojego konia i wtedy dotarło do mnie, że porzucam moich prawdziwych przyjaciół. Postanowiłem przejechać się wokół stada jeszcze raz. „Za nasze dobre czasy.” Do głowy przyszła mi myśl o ich przyszłości, wyszeptałem - Wykorzystajcie ten czas, aby się podtuczyć.

Po nieśpiesznym objeździe stada odjechałem w kierunku ogniska obozowego. Wyciągnąłem rękę i poklepałem łagodnie mojego konia po szyi. Jego też nie zobaczę aż do przyszłego roku, o ile w ogóle.

Dojechałem do koryta, zsiadłem z konia, rozsiodłałem go i przy użyciu mojej manierki całego wymyłem, zanim poszedł do innych koni, gdzie założono mu pęta. Z ukłuciem smutku poklepałem go po szyi - Tobie też życzę bezpiecznego powrotu do domu, stary druhu.

Wracając do ogniska poczułem się źle na myśl o damskim towarzystwie. Złapałem coś ze skrzyń z prowiantem i szedłem do mojego plecaka z matą, gdy usłyszałem pytanie Margaret Doman - Don, czy mogę zapytać cię, skąd pochodzisz ? Wydajesz się mieć silne powiązania ze zwierzętami.

Z trudem znalazłem właściwą odpowiedź. Ze ściśniętym gardłem, niskim głosem odpowiedziałem - Och! Po wojnie było tyle problemów tam, gdzie mieszkałem, że przebywanie ze zwierzętami wydawało się najbezpieczniejsze. Tak więc rozmawiałem z nimi. Tak to było, przykro mi.

Łagodnym tonem odpowiedziała - Don! Proszę wybacz mi, że zmusiłam cię do wspominania tamtych czasów. Właściwie to chciałam ci powiedzieć, że Len chce, abyś wracał prosto do Bilaluny i zaczął przygotowywać kolejne stado do przejścia na południe. I jeżeli się zgodzisz, zabiorę cię jutro do Wiluny, potem następnego dnia do Meekathara. Tam dołączysz do dwustu tłustych byków i pojedziesz z nimi pociągiem do Midland Junction w Perth. Odpoczniesz tam kilka dni w mojej posiadłości na „Farmie” w Waroona. W końcu polecisz do Halls Creek.

Stałem w świetle zachodzącego słońca i myślałem - Mój przyjazd do Bilaluny miał tylko jeden cel – miałem nauczyć się pracować z wielbłądami. Jak dotąd wygląda na to, że jedynym sposobem, aby miał do czynienia z wielbłądami jest odprowadzenie „pustego zespołu”[2]

Ze skinieniem głowy zgodziłem mówiąc, że moim warunkiem ponownego poganiania byków na południe jest powrót z „pustym zespołem” do domu. Zaskoczona patrzyła na mnie, a ja mówiłem dalej - A teraz, jeżeli pani pozwoli, chciałbym pójść się wykąpać przed kolacją, bo nagle poczułem się bardzo brudny.

Z krzywym uśmiechem powiedziała – Tobie prędzej się to uda i pospiesz się, bo robi się zimno.

Odwróciłem się, poszedłem tam, gdzie był plecak, złapałem moją drugą koszulę, poszedłem poza koryto, gdzie przy użyciu manierki, po raz pierwszy od kilku dni, wymyłem się porządnie od stóp do głów. Ubrałem się, wyprałem brudne dżinsy i koszulę, powiesiłem je obok drąga przy studni, a obok schowałem ręcznik i pastę do zębów. Wróciłem do ogniska, ukroiłem sobie kawał wołowiny i dampera, znalazłem pusty worek, do którego włożyłem moje siodło, położyłem go obok samochodu Margaret Doman, poszedłem do mojego legowiska, zjadłem kolację, wślizgnąłem się w śpiwór i natychmiast zasnąłem.

Obudziło mnie - Malagar, ty kolej tera.

Po raz ostatni podniosłem rękę, zacząłem wygrzebywać się ze śpiwora, gdy zaskoczył mnie chłód zimnej nocy. Trzęsąc się z zimna naciągnąłem buty, podszedłem do ogniska i pijąc kawę spojrzałem dalej poza stado byków i ujrzałem przedzieranie się światła dziennego. Zorientowałem się, że pozostali poganiacze dali mi pospać dłużej.

Szybko dokończyłem kawę, podszedłem do nocnego konia, dosiadłem go i przejeżdżając obok chłopaka na warcie powiedziałem głośno – Dzięki.

Gdy objeżdżałem stado, powietrze zrobiło się lodowate. Zady i głowy byków, grzywa i uszy mojego konia, moje rękawy i nogawki zaczęły pokrywać się szronem. Moje stopy, ponieważ nigdy nie nosiłem skarpetek, paliły mnie w butach. Siedząc tak na koniu i marznąc przypomniałem sobie, że kiedyś w wojsku raz lub dwa zmarzłem, ale nigdy tak cholernie jak teraz. Zacząłem przeklinać Browna za jego wkład w moje samopoczucie i zdrowie. W Bilalunie nikt mi nie powiedział, abym zabrał ze sobą jakąś kurtkę. W plecaku miałem tylko dwie koszule i dwie pary dżinsów. Trzęsąc dupą z zimna rozważałem powrót do obozu, aby wziąć koc z plecaka. Nagle usłyszałem – Don, ty chyba zamarzniesz na śmierć. Proszę, chodź tutaj i weź mój płaszcz. – Spoglądając w kierunku ogniska obozowego zobaczyłem państwa Wardów, którzy tam stali. Podjechałem szybko, zszedłem z konia i z rozkoszą stanąłem blisko ogniska.

Zauważyłem, że ta młoda kobieta zdejmuje futro, robi krok do przodu i szybko narzuca mi je na ramiona. Zrobiła krok wstecz i jakby podziwiając swoje dzieło, patrząc na mnie powiedziała łagodnym głosem - Nie mogłam tego znieść. Patrzyłam na ciebie i widziałam jak tam marzniesz

Bez skrupułów i z głupawym uśmiechem, bo futro było dużo za małe, podziękowałem jej za uratowanie mi życia. Dosiadłem konia i pojechałem znów do moich byków, na moją wartę, gdy przejeżdżając obok zauważyłem, że niektóre z nich zdawały się drżeć. Z żalem odezwałem się do nich - Nie ma końca waszego nieszczęścia. W jednej chwili przymieracie głodem, w drugiej zamarzacie.

Potem z głupim śmiechem powiedział pełnym głosem, wystarczająco głośno, aby nawet ptaki na drzewach usłyszały - Boże, czego człowiek nie zrobi dla mięsa!

I tak jeździłem dalej wokół stada, kiedy już miałem byki stawiać na nogi, pojawił się Brown i przejeżdżając obok mnie warknął - Ja je teraz przejmuję.

Siedziałem tam przez chwilę, myśląc - Ty ignorancki skurwysynu, nie nadajesz się, żeby prawdziwego poganiacza w dupę pocałować. Ja przeszedłem i opiekowałem się tymi bykami przez 800 mil przez jedną z najokrutniejszych ziem, jakie w życiu widziałem. Ty nie potrafiłeś wybrać robotników, którzy się do tego nadają. Tolerowałem twoją arogancję i paskudne zachowanie przez kilka ostatnich tygodni. A ty teraz nie masz nawet tyle przyzwoitości, aby powiedzieć mi dziękuję.

Patrzyłem jak moje byki popychane są do wstania i z westchnieniem zawróciłem konia i po raz ostatni zakończyłem moją wartę, przekazałem nocnego konia, podszedłem do ogniska i z pełnym wdzięczności uśmiechem oddałem futro pani Ward.

Potem zdecydowanym krokiem poszedłem do koryta, wyjąłem szczotkę do zębów i ręcznik, które zostawiłem tam zeszłej nocy, umyłem zęby, umyłem się, wróciłem do mego leża, zawinąłem nadal wilgotne ubranie w ręcznik, wcisnąłem w plecak i zaniosłem do samochodu pani Doman. Podniosłem siodło i zacząłem umieszczać oba bagaże z tyłu pojazdu. Wtedy zobaczyłem wielbłądy, które wciąż były własnością Bilaluny. Objuczone stały razem z końmi gotowe do drogi. Miałem okazję pomachać na pożegnanie Shinamenowi i opiekunowi koni. Wskoczyłem do samochodu obok George’s Lanigana, z Margaret Doman za kierownicą. Wyruszyliśmy, jak myślałem do Wiluny.

W miarę jak herbatka, rogaliki, domowej roboty dżem z rozellii[3] i dziury w ziemi na piaszczystej drodze zaczęły się powtarzać, podjąłem pewne podejrzenia, co do zamiarów tej kobiety.

Już miałem podziękować za zaproszenie do kolejnego małego baraku i za kolejne atrakcje z herbatą, rogalikami i domowej roboty dżemem, a myśl o dobrym zimnym piwie zaczęła zanikać, skręciła z drogi w ogromne podwórze i podjechała pod dużą rezydencję z cegły

Po zatrzymaniu pojazdu zwróciła się do mnie i z tym dziwnym uśmiechem graniczącym z bezczelnością, powiedziała - Don, to jest miejsce, w którym dziś się zatrzymamy. Wiem, że byłeś wkurzony przez całą drogę, przez ostatnie kilka godzin. Ale chcę, abyś jutro był trzeźwy! George ma dla ciebie karton piwa w zamrażarce. Poza tym wierzę, że masz, choćby pod przymusem, masz dużo silnej woli.

Spojrzałem na nią całkowicie zdziwiony i pomyślałem. - To cholerne babsko, testowała mnie przez cały dzień, bez mojej zgody. Więc z krzywym uśmiechem powiedziałem -Nigdy by mi to nie przyszło do głowy.

Chwyciłem klamkę, otworzyłem drzwi i bez słowa wysiadłem z samochodu, złapałem plecak i poszedłem za George'em Laniganem w kierunku tego wielkiego budynku. Wszedłem przez tylne drzwi, do czegoś, co musiało być kuchnią, chociaż było wystarczająco duże, aby pomieścić salę balową. George Lanigan wskazał mi krzesło, a potem otworzył wielkie drzwi do chłodni i wyniósł karton piwa Emu Bitter[4]. Oparłem swój plecak o ścianę, chwyciłem krzesło i byłem w trakcie zdejmowania kapsla z dużej butelki Emu Bitter, kiedy, Margaret Doman weszła i z lekko zmarszczonymi brwiami i mruknięciem poinformowała mnie, że zabiera mnie do Meekathary[5] z samego rana. – I proszę nie pij zbyt dużo. Poza tym tutaj są dwadzieścia dwie sypialnie i z wyjątkiem mojej, możesz spać, gdzie ci się podoba.

Z na wpół głupkowatym uśmiechem, który przebiegł przez jej twarz, opuściła kuchnię.

Po kilku kolejnych łykach chłodnego piwa George Lanigan zwrócił się do mnie i z ziewnięciem, mruknął

- Don, ja próbowałem, ale choć wiedziałem, co się dzieje, sam się wkurzałem, ale ona jest tu szefem "

Kiedy osuszyłem ostatnie piwo, poczułem efekty działania alkoholu, powiedziałem dobranoc, złapałem plecak, wyszedłem na trawnik, rozwinąłem matę i położyłem się spać.

Zgodnie z jej słowami, wcześnie rano, po szybkim śniadaniu i podaniu sobie rąk z George’m Laniganem, ruszyliśmy w drogę, już bez George'a Lanigana.

Z naszej krótkiej rozmowy zeszłej nocy z George’m Laninganem wywnioskowałem, że mieszkał tutaj sam. W prawdzie przedstawiono mi go jako inspektora hodowlanego, wyczułem jednak, że musiał być wieloletnim pracownikiem nieżyjącego T. A. Domana. A to był jego „złoty zegarek"[6].

Po przybyciu do Meekaihary pani Doman zawiozła mnie na stację kolejową, gdzie wręczyła mi dwadzieścia funtów i powiedziała - Don, powiedziałem naczelnikowi stacji, że będziesz jechał z bykami do stacji Midland Junction. Musisz przedstawić się mu, a także sprawdzić godzinę odjazdu pociągu.

Następnie wyciągając do mnie prawą rękę kontynuowała -Do widzenia, do zobaczenia w Midland Junction[7] i jeszcze raz, dzięki.

Skłoniłem głowę i powiedziałem -Do zobaczenia.

Odjechała, ja podniosłem swój plecak i siodło i zaniosłem je do biura naczelnika stacji.

Po przedstawieniu się naczelnik poinformował mnie, że mój pociąg nie odjedzie przed północą. Zapytałem, czy mogę zostawić swój plecak i siodło w jego biurze.

 

[1] Astoria Borealis –inaczej Aurora Australis - Zorza Południa.

[2] Zespołem do przeprowadzania bydła na szlakach Australii (ang. droving plant) Autor nazywa wszystkich uczestników i wszystkie zwierzęta biorące udział w tej podróży. „Pusty zespół” to ten sam zestaw po dostarczeniu byków do celu.

[3] Rozelia – ang. rosella – odmiana australijskiego hibiskusa

[4] Emu Bitter- australijskie piwo – jest średnio gorzkim piwem jasnym o silnym chmielowym smaku.

[5]Meekatharra – niewielkie miasteczko (bez formalnych praw miejskich) w stanie Australia Zachodnia, stolica hrabstwa Meekatharra. Liczy 798 mieszkańców. Głównym powodem powstania miejscowości, co miało miejsce w pierwszych latach XX wieku, były znalezione w pobliżu pokłady złota. Wydobycie trwało do 2008 roku, kiedy to ostatnia z eksploatujących złoże firm znalazła się w stanie upadłości. Obecnie kopalnia jest już w rękach nowego inwestora, który zamierza otworzyć ją na nowo.

[6] Złoty zegarek jako symbol zasług za wieloletnią pracę.”Ty poświęciłeś nam swój czas, teraz my dajemy tobie symbol czasu”.

[7] Stacja kolejowa Midland Junction była ważnym węzłem kolejowym Kolei Wschodniej w Australii Zachodniej aż do czasu jej zamknięcia w 1966.

Dodaj komentarz