Odcinek 16

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 16

Przytaknął i dodał, że po drugiej stronie ulicy jest pub, który serwuje dobre posiłki. Ponownie dziękując mu za jego uprzejmość, odwróciłem się i sprężystym krokiem wróciłem z powrotem na drugą stronę ulicy do hotelu o nazwie „Klub”. Kiedy przechodziłem przez drzwi prowadzące do baru, poczułem dziwne uczucie podekscytowania, ponieważ nagle zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy od wyjazdu z Alice Springs, jestem sam. Tak więc, przepchnąłem się do baru, zamówiłem Emu Bitter, a po zapłaceniu jednego szylinga i sześciu pensów[1] podszedłem do stołu w rogu, usiadłem i zacząłem delektować się zimnym piwem w moim własnym towarzystwie. Zapach starego piwa i dymu papierosowego obudził we mnie wspomnienia z przeszłości. Myślałem o wydarzeniach kilku ostatnich miesięcy i decyzji, do podjęcia których zostałem zmuszony. Spojrzałem na swoje dłonie, gdzie jak sądzę zapisany jest ludzki charakter, zacisnąłem je w pięści, łyknąłem resztę piwa i z lekkim chwianiem się poszedłem do baru i zamówiłem następne.

Około piątej po południu zobaczyłem grupę mężczyzn i kobiet, wszyscy w strojach marynarskich, którzy weszli do baru i skierowali się do dużego dzwonowatego pieca, który stał pośrodku pomieszczenia i promieniował ciepło. Nie minęło dużo czasu, gdy wszyscy śpiewali i bawili się razem wesoło.

Kiedy z odrobiną zazdrości przyglądałem się tej grupie, młoda kobieta podeszła do mnie i zapytała o moje imię. Ośmielony już przez kilka piw, odparłem szybko - Don, twój poganiacz.

Ona, z pięknym uśmiechem i lekkim ukłonem, odpowiedziała -Hmm, a ja jestem panią Jones, gospodynią domową, a dla ciebie mój młody przystojniaku jestem Jill. A teraz chodź ze mną.

Chwyciła mnie za ramię i poprowadziła mnie do grupy, gdzie przedstawiła mnie - To jest Don, mój poganiacz. Wydało mi się, że czuł się samotny, więc zapragnęłam, aby dołączył do nas i śpiewał razem z nami.

Potem wskazując na dużego przystojnego mężczyznę, powiedziała - Ten wielki facet to mój mąż, ale on nie gryzie. Z niewielką zachętą wszyscy śpiewaliśmy te same melodie.

Niestety, kiedy już zacząłem się dobrze bawić, młody bagażowy ze stacji podszedł do mnie -- Przepraszam, stary, że ci przerywam zabawę, ale twój pociąg jest gotowy do odjazdu.

Moja młoda gospodyni domowa podeszła do mnie całując mnie w policzek powiedziała - Dobrej podróży mój młody poganiaczu i powodzenia.

Z krótkim gestem pożegnania przebiegłem przez ulicę, złapałem mój plecak i siodło. Postępując zgodnie ze wskazówkami podanymi przez naczelnika stacji wsiadłem do czekającego pociągu, który zaraz ruszył. Znalazłem się w wagonie pełnym pasażerów i zobaczyłem, że wagony bydlęce przerobione zostały w części na wagony pasażerskie.

Na każdym przystanku szedłem wzdłuż piętnastu wagonów i najlepiej jak potrafiłem , za pomocą długiej rurki dźgałem te byki, który leżały[2]. Im bardziej na południe jechaliśmy, tym bardziej padało. Nie tylko było to uciążliwe, bo nie miałem kurtki ani nic przeciw deszczowego, ale gdy szedłem wzdłuż wagonów stale byłem spryskiwany żółtą mazią krowiego gówna.

Wszystko to powodowało nie tylko moje zakłopotanie przy wejściu do wagonu pasażerskiego, ale także niezadowolenie współpasażerów.

Pociąg wjechał do Midland Junction[3] tuż po południu następnego dnia, ku mojemu przerażeniu zobaczyłem, że wagony pasażerskie zostały odłączone od bydlęcych. Byłem przekonany, że zostaną na peronie, więc złapałem plecak i siodło, pobiegłem do naczelnika stacji, który powiedział mi, abym się pospieszył, bo wagony z bydłem przewożone są na miejsce przeładunku byków na ciężarówki. Nie bardzo wiedziałem, gdzie jestem poprosiłem go - Czy mogę zostawić plecak i siodło tutaj?

Bez czekania na jego odpowiedź pognałem w kierunku pociągu. Złapałem drabinę ostatniego wagonu dokładnie wtedy, gdy ruszał, a gdy mijał koniec peronu usłyszałem , że naczelnik krzyczy - Będę na nie uważał!

Poczułem ulgę, zacząłem wspinać się po drabinie prowadzącej na dach i głośny gwizd. Spojrzałem wstecz i zobaczyłem Margaret Doman ubraną w ładną bluzkę i tweedową spódnicę, stojącą na peronie z moim plecakiem na ramieniu i siodłem pod pachą. Wolną ręką wskazywała na mój plecak, jakby pytała - Czy to twoje?

Machając ręką krzyknąłem - Tak!

Ponieważ pociąg już był w ruchu, pojechałem razem z bykami na miejsce przeładunku bydła na ciężarówki, na stacji Midland Junction.

Zapytałem jednego z kowbojów, który zaczął rozładowywać byki, gdzie mogę znaleźć podjazd dla samochodów. Powiedział - Za zakrętem, stary.

Zeskoczyłem z wagonu, zacząłem iść, a za rogiem, obok wielkiej, ciemnozielonej limuzyny stała Margaret Doman. Z serdecznym pozdrowieniem i uściskiem dłoni przywitała mnie - Witaj Don! Wyobrażam sobie, jaką paskudną podróż miałeś sądząc po wyglądzie twojego ubrania. Ale nie martw się, załatwimy to w jeden dzień.

Zapewniłem ją, że byki miały dobrą podróż, wyjaśniłem dlaczego mój strój był w takim opłakanym stanie.

Z grymasem na twarzy powiedziała - Wskakuj i nie martw się!

Otworzyłem drzwi samochodu i ostrożnie zacząłem wsiadać na siedzenie pasażera. Starałem się jak tylko mogłem, aby nie napaskudzić, co powodowało, ze czułem się bardzo niekomfortowo. Po prostu dlatego, że była to limuzyna z piękną tapicerką. Chociaż gówno krowie zdążyło już wyschnąć , to kawałki tego odpadały wszędzie ze mnie.

Zwyczajnie się uśmiechnęła i powiedziała - W porządku, jedziemy! Mamy sprawy do załatwienia.

Ruszyła zmuszając mnie do zajęcia siedzenia. Jechaliśmy przez kilka minut, niech Bóg jej błogosławi, zatrzymała się przed starym drewnianym hotelem w westernowym stylu. Wysiadając powiedziała - Jeszcze nie jadłam śniadania, a ty też musisz umierać z głodu. Chodźmy tu, aby coś zjeść. Och, nie przejmuj się, mnie tu znają!

Pod nosem powiedziałem - Zapiekanka wystarczy.

Chwyciła mnie za rękę i poprowadziła do staroświeckiej jadalni. Usiedliśmy przy stole w kącie, ona całkiem głośno zamówiła dla mnie zupę z ogonów wołowych i stek z jajkami.

Gdy tak siedziałem w tym moim spryskanym krowim gównem stroju, miałem wrażenie, że wszystkie oczy są na mnie zwrócone i przyglądają się każdemu mojemu ruchowi. Nie wiedziałem, czy mam ją za to kochać, czy nienawidzić, bo między głośnymi siorbnięciami, znowu, donośnym głosem powiedziała - Nie jechaliśmy przez miasto, więc tym razem nie będę zobaczę Perth, szkoda.

Byłem zadowolony, kiedy wyszliśmy. Stamtąd pojechaliśmy do szkoły jazdy konnej o nazwie „Bennetts”. Gdy podjeżdżaliśmy pod budynek pięknie ozdobionym podjazdem poinformowała mnie - To tutaj odbywały się niektóre zawody jeździeckie podczas Olimpiady 1956.

Zanim zdążyłem odpowiedzieć - Przepraszam, ale wtedy byłem w wojsku – zatrzymała samochód tuż przed grupą elegancko ubranych ludzi i wysiadając głośnio wyszeptała - Chodź, to potrwa tylko minutę.

W tym momencie całkowicie zdezorientowany całą sytuacją, podążyłem za nią, a gdy zaczęła podchodzić do tej grupy, spojrzałem na siebie i już miałem się zatrzymać i pod byle pretekstem wrócić do samochodu, gdy zaczęła mnie przedstawiać jako jednego ze swoich zarządców, który właśnie dostarczył tysiąc byków do Midland Junction.

I tak oto, kilku z nich uścisnęło moją dłoń i wyraziło podziw dla Outbacku. A ja stałem tam w pełni świadomy zarówno mojego zapachu jak i wyglądu i próbowałem włączyć się w tą niezdarną dyskusję z jednym z tych ignorantów, który wychwalał rząd za dotacje w przemyśle hodowlanym. A gdy on podkreślał korzyści, jakie wynikają dla zwierząt hodowlanych z tych dotacji, ja wracałem myślami do losu moich starych byków, które pozostawiłem samym sobie. – Kurwa – pomyślałem – przecież ciebie interesuje tylko twoja książeczka czekowa!

Następnie, ku mojej wielkiej uldze, Margaret Doman odwróciła się do mnie i machając dłonią powiedziała do wszystkich - No to cześć - a gestem przywołała mnie, abym za nią poszedł.

Z poczuciem, że biorą mnie właśnie za kogoś takiego, ścisnąłem dłoń mojego aroganckiego rozmówcy, który skrzywił się z bólu, walnąłem go mocno w plecy i gardłowym głosem głośno powiedziałem - Trzym się, stary.

Chociaż było to niewielkie, śmieszne zagranie, sprawiło, że poczułem się usatysfakcjonowany, że odegrałem się na jednym z nich.

Gdy Margaret wsiadała do samochodu, z chytrym uśmiechem powiedziała - Gdybym powiedziała tym ludziom, że jesteś poganiaczem, nawet by na ciebie nie popatrzyli. Ja niestety musiałam tu przyjechać ponieważ mam stadninę ogierów w Południowej Australii a był tam człowiek, którego musiałam zobaczyć. Oni sami potrafią nieźle kłamać, jedno więcej kłamstewko nie ma znaczenia.

Gdy oboje siedzieliśmy bezpiecznie w samochodzie, pojechała do Subiaco[4], gdzie poznałem jej księgowego pana Grouse’a i jego uroczą córkę. Podczas gdy my, jego córka i ja, siedzieliśmy na frontowej werandzie w oczekiwaniu na jej ojca i Margaret po zakończonych rozmowach biznesowych, powiedziała mi, że jest pielęgniarką, i że nie podobały jej się moje pęcherze po prawej stronie mojej twarzy, i że powinienem bardziej uważać na słońcu.

Dobrze, że nie trwało to długo, zanim Margaret Doman wyszła z biura pana Grouse’a. Pożegnaliśmy się z nimi obojgiem i pojechaliśmy do Waroona[5] i jej domu zwanego „Farmą”.

Tam, w ciągu następnych dwóch dni, oprócz gromadzenia młodych byczków spędzałem czas w towarzystwie uroczej córki pana Grouse'a, a zauroczony umiejętnościami Maragret Doman pieczenia ciastek „shortbread”[6] stałem przed wielkim piecem do pieczenia na drewno, a ślina mi napływała do ust, gdy czekałem aby wyjęła z pieca te piękne złote ciasteczka. I mimo iż takie chwile przypominały mi o mojej samotności w życiu, które wybrałem, z równym smakiem zjadłem swoją porcję ciastek.

 

[1] Waluta australijska przeszła na system dziesiętny 14 lutego 1966 r. Przed dokonaniem tego waluta miała postać funtów, szylingów i pensów.

[2] W ciasnych wagonach byki musiały stać, w przeciwnych razie inne zajęłyby jego miejsce i ten, który leżał już by nie mógł wstać wcale.

[3] Stacja kolejowa Midland Junction była ważnym węzłem komunikacyjnym na Wschodniej Kolei Zachodniej Australii do czasu jej zamknięcia w 1966 roku.

[4] Subiaco, Perth, Zachodnia Australia (znane kolokwialnie jako Subi) jest zachodnim przedmieściem Perth.

[5] Waroona położona jest przy autostradzie 113 km na południe od Perth.

[6] Shortbread – rodzaj ciastek, zbliżonych do ciastek kruchych, tradycyjny deser szkocki. W wersji tradycyjnej shortbread składa się z jednej części cukru, dwóch części masła i trzech części mąki owsianej. Współcześnie używa się zwykle mąki pszennej, czasami zmieszanej z ryżową lub kukurydzianą - zmienia to fakturę ciasta. Nazwa pochodzi od kruchości upieczonych ciastek (staroangielskie znaczenie słowa "short", stąd "shortening", tłuszcz spożywczy, wywołanej dużą zawartością tłuszczu, który nie pozwala na uformowanie długich łańcuchów glutenu. Ciastka piecze się w niskiej temperaturze - mają pozostać jasne.

 

Dodaj komentarz