Odcinek 17

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 17

ROZDZIAŁ 6

MÓJ LOT POWROTNY DO HALLS CREEK LINIAMI LOTNICZYMI MMA

Wsiadłem na pokład samolotu DC3 linii MacRobinson Miller[1] w Perth i po długim i wolnym locie dotarłem do Halls Creek tego samego popołudnia. Gdy samolot podchodził do na lądowania, wyjrzałem przez okno, zobaczyłem kilka domów tuż przy końcu pasa startowego i pomyślałem - To jest to miejsce, do którego wszyscy idą. kiedy przyjeżdżają tu do miasta.

Kiedy samolot wylądował, złapałem mój plecak i siodło i zacząłem iść w kierunku baraku który miał namalowane M.M.A., gdy Len Brown podjechał swoim land-roverem. Przywitaliśmy się podając sobie ręce i zawiózł mnie do jednego z budynków tuż przy końcu pasa startowego, który okazał się pubem „Halls Creek”.

Tam zostałem przedstawiony dwóm kowbojom których Len zatrudnił się na kolejną trasę na południe. Zastanawiałem się dlaczego, skoro Bilaluna miała wielu dobrych poganiaczy.

Zostałem przedstawiony najpierw jednemu ze sławnych australijskich jeźdźców konnych z dawno minionych czasów, niejakiemu Joe Atkinsonowi. To on razem z ludźmi takimi jak Lance Skuethorpe rozsławili jeździectwo australijskie.

Będąc chłopcem byłem wielkim wielbicielem jego i jego talentu. Uwolniłem swoją dłoń z jego uścisku, zrobiłem krok w tył i spojrzałem na tego gasnącego człowieka w średnim wieku. Usiłowałem przypomnieć sobie, co ja takiego o nim słyszałem jako mały chłopiec. Zanim odczułem, patrząc na niego, że czas i zużycie zrobiły swoje walcząc o lepsze w jego wyglądzie, uśmiechnąłem się i powiedziałem - Jest mi bardzo miło poznać pana.

Kiwnął głową i głosem, głosem zza gardłowej flegmy, wykrakał -Dziękuję, że pamiętasz, ale to dawno minione czasy. - I wrócił do swojej szklanki piwa.

Potem spojrzałem na drugiego kowboja, którego Len przedstawił Bobby’iego Gracy’ego. Zobaczyłem radosnego młodego człowieka niewiele starszego ode mnie, który po podaniu mi ręki powiedział –Jak się masz, miło cię poznać.

Bardzo chciałem już jechać , bo niecierpliwiłem się przed dalszą podróżą, zwróciłem się więc do Lena - Czy my tu dzisiaj zakładamy obóz, czy wracamy, bo to był bardzo długi dzień.

Len dopijając piwo, odpowiedział - Nie, wracamy do domu jak tylko wszyscy będą gotowi. – a do mnie bezpośrednio - Jeśli chcesz zabrać karton piwa ze sobą, możesz to zrobić w sklepie Burke’a, bo on ma kilka rzeczy, które muszę zabrać stamtąd dla mojej pani.

Nie chciałem tracić czasu, odmówiłem, odpowiadając - Nie.

Nie mogłem się doczekać powrotu do Bilaluny, który teraz był moim domem. Poza tym nie mogłem się doczekać, kiedy będę mógł wszystko opowiedzieć młodemu Malowi.

Gdy wszyscy dokończyli swoje piwa, powiedzieli do barmana - Do zobaczenia, stary. – Wyszliśmy do samochodu. Obok kierowcy usiadł Joe Atkinson, ja z tyłu obok Gracy’ego.

W klepie Burke’a kupiłem nową szczotkę do zębów i pastę. Gdy Len załatwiał swoje sprawy w sklepie, zobaczyłem małe pudełko różowych marsh-mellows [2], które ładnie wyglądały i pomyślałem, że będzie to ładne uczczenie mojego powrotu.

Len prowadził przez całą noc. Do Zagrody dojechaliśmy na miejsce wcześnie rano. Jak tylko wyjąłem plecak i siodło z samochodu, podszedł młody Mal i uśmiecham na całej twarzy głosem prostaka rozwlekając słowa powiedział - No, co? Lubisz to miejsce, no nie?

Chwyciłem go w ramiona, ściskając go z całych sił „na misia”. Wymamrotał - Nie tak mocno, kochanie.

Spojrzałem na niego i z chichotem wygardłowałem - No tak, ty! Ty jesteś jedyny w swoim rodzaju! Chociaż nie chcę, abyś zbyt dużo myślał, bo będzie cię głowa bolała, muszę przyznać, że brakowało mi ciebie. A przy okazji, to była długa, ciężka wyprawa i, niech mnie szlag trafi, jestem gotowy do następnej.

Wtedy usłyszałem - Mal, teraz jest mamy kolej powitać w domu osieroconego syna. – Zarumieniona na całej twarzy, pani Browm objęła mnie swoimi ramionami i szepnęła - Naprawdę jest mi miło widzieć cię z powrotem! A Margie ugotowała dla ciebie specjalne śniadanie.

Czułem, że się rumienię, bo do tego właśnie tęskniłem przez całe moje życie. Pocałowałem ją w policzek i mruknąłem - Pani Browm, pani dzieci są szczęściarzami. Lepiej już pójdę i umyję się, bo nie mogę pozwolić, aby młoda Margie czekała.

Po tym, podniosłem plecak, skinąłem głową w kierunku młodego Mala, aby złapał moje siodło i wszedłem na ganek, gdzie spotkałem Jimmy Estera, który z łagodnym uśmiechem, powiedział - -Dzień dobry panu, panie Don.

Nie wiem dokładnie dlaczego, ale słysząc to poczułem, że był to wyraz szacunku, więc odwzajemniając uśmiech przywitałem go - Pan Jimmy Ester! Pańskie juki sprawiły się bardzo dobrze w czasie podróży.

Potem przeprosiłem, że muszę odejść, pośpiesznie umyłem się i już razem z młodym Malem szybko poszliśmy na śniadanie. W kuchni zobaczyliśmy Lena, Bobbie’go Gracy’ego i starego Joe’a, którzy właśnie skończyli śniadanie i zbierali się do wyjścia.

Len, gdy wychodził, warknął   Sądzę, że moja córka przygotowała coś dla ciebie i kiedy skończysz, chciałbym zobaczyć cię u mnie biurze, okej?

Kiwnąłem w odpowiedzi, siadałem do stoły, kiedy przyszła młoda Margie i zaczęła nakrywać dla mnie. Młody Mal pochylił się i szepnął do mojego ucha wystarczająco głośno, by jego siostra usłyszała - Myślę, że moja siostra również za tobą tęskniła, bo tak naprawdę wszystkim nam cię brakowało. Nie dotyczy to ojca, bo on tak daleko się nie posuwa.

Margie rzuciła mu mordeczce spojrzenie i zaczęła wychodzić z kuchni. Nie chciałem pozwolić jej odejść, wstałem i wyraziłem się - Jestem dumny mogąc być częścią waszej rodziny, a jako przyjaciel dziękuję wam, bo rodziny się nie wybiera.

Zatrzymała się, odwróciła i z uśmiechem odpowiedziała -Tak to prawda. Ale czasami mogłabym go zabić.

Chciałem pomóc jej, aby przestała się wstydzić, zapytałem, Dołączyłbyś do nas?

- Nie, mama chce, żebym jej pomogła. Ale proszę, niech ci śniadanie smakuje i dziękuję ci, że jesteś moim przyjacielem.

Po czym wyszła z kuchni.

Po śniadaniu udałem się do biura, żeby zobaczyć, co Len chciał ode mnie. Siedział za biurkiem i kiedy J wszedłem, odezwał się - -Don! Margaret Doman, powiedziała mi, że ty masz tylko dziewiętnaście lat i że jest bardzo zadowolona, że ty sobie z tym wszystkim poradziłeś. I jest bardzo zadowolona, że przeprowadzisz kolejne stado. Jeśli chodzi o moje zdanie, to jesteś najmłodszym poganiaczem, który kiedykolwiek przeprowadził byki w dół Canninga. I za to chylę czoło przed tobą.

Na chwilę spuściłem wzrok, potem spojrzałem w górę i powiedziałem - Przepraszam, że nie podałem ci mojego prawdziwego wieku, kiedy starałem się o pracę głównego kowboja. Szczerze mówiąc wiedziałem, że potrafię to robić i byłem gotowy do udowodnić. Również czuję się pewnie, kiedy mówię, że mogę poprowadzić byki tamtędy jeszcze raz.

Len wpatrywał się we mnie przez minutę, a potem, jak to było w jego zwyczaju, zaczął grzebać w papierach. Uznałem to za znak zakończenia rozmowy, odwróciłem się, aby wyjść, a on wtedy odezwał się -Ruszamy po krótkiej przerwie.

Kiwnąłem głową w odpowiedzi na jego oświadczenie i udałem się baraków, gdzie Gracy i Atkinson siedzieli na trawniku. Powiedziałem do nich - - Wyruszymy zaraz po przerwie. – Położyłem się na trawniku i zasnąłem.

Obudziło mnie - Don!

Zobaczyłem Gracy’ego stojącego nade mną - Koniec przerwy!

Zerwałem się na równe nogi, podszedłem do umywalni, umyłem się szybko, a idąc do kuchni wytarłem twarz w rękaw koszuli.

Ponieważ wszyscy usiedliśmy i zacząłem nalewać sobie herbaty do kubka, wszedł Len i gburowatym tonem powiedział - Chcę być przy studni 48 przed zachodem słońca, więc jak tylko będziesz gotowy, Don! Idziemy!

Odpowiedziałem - Okej, będziemy gotowi za kilka minut.

Właśnie skończyłem nalewać herbatę do kubka, gdy weszła pani Brown i zaczęła łajać Lena - Don dopiero co wrócił do domu, znów nie będzie go przez kilka tygodni, a ty chcesz, aby on już jechał!

Wstałem, uśmiechnąłem się do pani Brown i cicho powiedziałem - Nie wszyscy kowboje mają kogoś takiego jak pani, kto by się o nich się troszczył. Ja teraz jestem szczęśliwy, że mogę jechać i zobaczę was wszystkich tutaj, kiedy wrócę. Dzięki.

Wypiłem herbatę, podszedłem do pani Brown, uścisnąłem ja. Odwróciłem się i wyszedłem, a za mną Len, Gracy i stary Joe. Po drodze do baraków Len powiedział. - Jadę z wami na trochę, a młody Mal nas tam zawiezie.

Odwracając się zobaczyłem młodego Mala krzywiącego się w uśmiechu do mnie i nie mogąc oprzeć się pokusie, aby nie przypomnieć mu dowcipu o myszach, które z braku seksu ślepną, powiedziałem głośno - No, te myszy, co ślepną. Uważaj na siebie.

Len, gdy to usłyszał, warknął - O co chodzi z tymi myszami?

Patrząc na młodego Mala odpowiedziałem - Nie, nie, to coś, co on tam złapał pewnej nocy. Szczęściarz.

 

[1] Właśc. MacRobertson Miller Airlines (MMA).

[2] Właść. marshmellows (ang.) cukierki ślazowe, prawoślaz lekarski, pianka żelowa.

 

Dodaj komentarz