Odcinek 22

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 22

Potem z Buglarem na Prince’ie i dwoma związanymi z tyłu wielbłądami powoli przemieszczaliśmy się naprzód, by ostatecznie wspiąć się na dość wysoką wydmę. W dole zobaczyliśmy Studnię 38.

Patrząc na tę studnię, sam nie wiem dlaczego, zatrzymałem się, aby przyjrzeć się naszej nieszczęsnej drużynie: Buglar na Prince’u, za nim dwa wielbłądy, pięć mułów popychanych przez dwóch Charlie’ch, a wszyscy potykając się schodzili w dół wydmy grzęznąc w piasku, w kierunku Studni.

Naszła mnie myśl, że będąc w podobnej sytuacji kilka miesięcy wcześniej widziałem przed sobą dumną drużynę ponad dwudziestu wielbłądów, stu czterdziestu koni. Poczułem napływ emocji i wielki szacunek dla tych starych gigantów i żal, że jakby za karę musieli przejść przez męczarnię ostatnich dni.

Buglar doszedł już do Studni, więc dałem sygnał mojej Dżigalong i zeszliśmy w dół wydmy, aby pomóc Buglarowi zainstalować pompę.

Gdy wszystko było już połączone, podniosłem pokrywę, aby dostać się do wody, nagle usłyszałem jakiś ochrypły odgłos, obejrzałem się i zobaczyłem muła szarżującego wprost na mnie z pyskiem szeroko otwartym. Prze krótki moment zastanawiałem o co, do cholery, mu chodzi , wtedy odwrócił się i zaczął bić z obu tylnych nóg, gdy tylko się zbliżył. Obróciłem się, aby zejść mu z drogi, ale oberwałem potężnego kopniaka w prawe udo, co mnie powaliło na ziemię. Zwijając się w bólu wrzasnąłem - Ty skurwysynu, gdybym miał broń, zastrzeliłbym cię na miejscu. Ostrożnie próbowałem wstać i zobaczyłem jak blisko byłem krawędzi studni i ile miałem szczęścia, że kopniak nie wtrącił mnie do niej.

Buglar szybko rzucił pokrywę na swoje miejsce, a obaj Charlie odgonili muły od studni. Zapytał mnie jak się czuję, a gdy zapewniłem go, że przeżyję, otworzył pokrywę ponownie, nabrał wody w brezentowe wiadro, zalał pompę, włożył wąż poniżej poziomu wody, włączył silnik i wolno zaczął opuszczać pompę w głąb studni. Gdy tylko woda zaczęła wypływać do koryta, napoił najpierw wielbłądy, potem w swoim dialekcie przywołał muły do wody.

Gdy wszystko zaczęło się uspokajać, a starszy Charlie zapanował nad mułami, opuściłem spodnie, aby obejrzeć krwiaki i sińce, jakie zrobił mi mój przyjaciel muł. Usłyszałem szeleszczący dźwięk i zauważyłem przelatujący nad naszymi głowami bumerang i usłyszałem wysoki ton jakby szczekania. Spojrzałem do tyłu na wydmę, z której zeszliśmy i zobaczyłem podskakujących kilku nagich Mjallów, a jeden z nich ruszył w naszą stronę jednocześnie wypuszczając kolejnego bumeranga, który ze świstem przeleciał nad nami.

Ta celowa demonstracja siły spowodowała, że Buglar i obaj Charlie zaczęli mamrotać do siebie nawzajem, więc zdecydowałem w zamian pokazać im trochę więcej siły. Naciągnąłem spodnie z powrotem, podszedłem do skrzyń z prowiantem, wyjąłem strzelbę 303[1], którą mieliśmy do zabijania byków na mięso. Z siodła wyjąłem zamek i magazynek, złożyłem wszystko we właściwe miejsce, wprowadziłem kulę do lufy i wystrzeliłem ponad głowami atakujących Mjallów, którzy najwyraźniej wiedzieli, co broń palna oznacza, bo zebrali swoje bumerangi i zniknęli za wydmą.

Przypomniałem sobie o naszych bagażach pozostawionych bez żadnej opieki, więc z krzywym uśmiechem powiedziałem do Buglara - Lepiej wracajmy, zanim twoi pobratymcy nie dobiorą się do naszych zapasów, które zostawiliśmy za wydmą.

Przez chwilę patrzył na mnie gniewnie, po czym szybko przeszedł poza obozowisko i po jakimś czasie wrócił ze wszystkimi wielbłądami powiązanymi ze sobą w stałym szyku. Osiodłaliśmy je, wsiedliśmy na nie i ruszyliśmy z powrotem. Gdy dotarliśmy do naszych pak, stało tam dwadzieścia pięć koni. Bardzo szybko założyliśmy wielbłądom juki i z końmi idącymi za nami wróciliśmy do Studni.

Teraz, chociaż wierzyłem, że moi przyjaciele nie zamierzali stwarzać mi więcej kłopotów, trzymał strzelbę bliskim w zasięgu i zabrałem się do gotowania wieczornego posiłku.

Tym razem był to gulasz składający się jęzorów owiec z puszki i suszonej fasolki. I, jak zawsze, kiedy otwierałem puszkę, byłem zaskoczony wielkością tych języków. Jak mówiła etykieta na puszce, pochodziły z wytwórni z Południowej Australii o nazwie Natco Meatworks , która, według słów Margaret Doman należała do niej.

Za każdym razem, gdy wydłubywałem te języki z puszki, myślałem sobie - Oni muszą tam na połudnu hodować cholernie duże owce, skoro tylko cztery jęzory wchodzą do jednej puszki. Właściwie odpowiadało mi to, używając dwóch puszek do gulaszu mieliśmy po jednym jęzorze na kolację i śniadanie.

Po zjedzeniu i zmyciu wszystkiego postawiłem menażkę ze szczelnie zamknięta pokrywką na środku popiołu ogniska, aby powstrzymać inwazję mrówek, które mogłyby popsuć nam nasze śniadanie. Poszedłem do mojego legowiska, aby się położyć, bo czułem się obolały i rozżalony. Rozwijałem matę, gdy patrząc w kierunku zachodnim zobaczyłem ciemne chmury na horyzoncie i pomyślałem, że z tego być może, jeśli nie deszcz, to wichura powodująca wirowanie piasku, znana Ghanom jako „Thara Guba” – życie pustyni,

Zjawisko to, chociaż ma miejsce tylko kilkanaście centymetrów nad ziemią, może, jeżeli nie będziesz okryty, zasypać oczy, uszy, a nawet usta podczas chrapania, taka ilością drobnego piasku, że wykaszlesz się na śmierć. Mając to na uwadze i pamiętając o moich nagich przyjaciołach, postanowiłem tej nocy na bezpieczeństwo. Naciągnąłem mój koc w poprzek maty a strzelbę położyłem tuż przy sobie.

Od czasu do czasu budziło mnie coś, co naciskało mnie w różnych miejscach poprzez koc. Byłem przekonany, że to jeden z moich nagich przyjaciół, który stoi nade mną i dziabie mój koc w poszukiwaniu miejsca, gdzie jest głowa. Gdy to dziabanie trwało nadal, powoli chwyciłem strzelbę, ścisnąłem ją mocno w dłoniach i skoczyłem na równe nogi, gotowy do walki.

Usłyszałem tylko, gdy koc wracał na swoje miejsca, że dwa dingo ze szczekaniem uciekły w noc. Moim dzikim wojownikiem okazały się być dwa przeklęte dingo, które postanowiły pospacerować po mnie depcząc moje ciało w różnych miejscach. Nagle poczułem wściekłość i wstyd, rozejrzałem się wokół i popatrzyłem, czy Buglar, albo chłopaki zauważyli moją przesadną reakcję. Dostrzegłem wtedy naszą manierkę wywróconą, otwartą, a zawartość zjedzoną.

To była ostatnia kropla, która przepełniła czarę mojej złości. Spojrzałem w kierunku, w którym uciekły dingo i zobaczyłem łunę ogniska obozowego ponad spinifeksem. Rzuciłem się w tamtą stronę w nadziei na pewną zemstę.

Kiedy podszedłem bliżej, zobaczyłem w blasku ogniska wielkiego samca Mjallów, który leżał na plecach, do każdego jego ramienia przytulała się kobieta, a pies dingo kulił się pomiędzy jego nogami.

Bez wahania, nie zatrzymałem się, podszedłem prosto do nich, przyłożyłem lufę mojej strzelby do żeber psa i pociągnąłem za spust.

Chociaż hałas był ogłuszający, a kurz wzbijał się wszędzie, wśród tego wszystkiego słyszałem, krzyki czarnych kobiet i wrzask tego wielkiego byczka, którzy jak błyskawica zniknęli w ciemnościach. Wypatrując ich postanowiłem dać jeszcze jeden strzał nad ich głowami.

Strzał karabinu rozniósł się echem w nieruchomym powietrzu pustyni i wtedy usłyszałem kwik mułów wstających w podskokach. Uśmiechnięty i usatysfakcjonowany z odzyskanego honoru odwróciłem się i ruszyłem w kierunku naszego obozu. Zobaczyłem, że Buglar i obaj Charlie uciekli w górę wydmy i stali w jej połowie

Przebiegła mi przez głowę myśl, że byłem pozostawiony sam sobie. Głośno powiedziałem - Wy okej. Pies.

Szybko wrócili do ogniska obozowego, dołączyłem do nich i powiedziałem Buglarowi o dingo i gulaszu. On z kolei zrelacjonował, pośród chichotania, obu Chalie’m, którzy też chichotali, co przyniosło mi ulgę, że wszystko wróciło do normy.

Zobaczyłem ledwie dostrzegalne światło dnia i pokazałem to Buglarowi. Z westchnieniem wróciłem do mojego ogniska, umyłem manierkę, resztki wrzuciłem do ognia i zacząłem przygotowywać kolejną małą porcję gulaszu na śniadanie.

Gdy gulasz się gotował, skręciłem papierosa i zacząłem cieszyć się kawą z manierki, kiedy Buglar wrócił z wielbłądami, usadził je i szedł na śniadanie. Zatrzymał się i brodą wskazywał, że coś się dzieje tam, gdzie byli moi kochliwi przyjaciele minionej nocy. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem „mojego” człowieka, jego dwie kobiety i kilku innych siedzących wokół ogniska gotujących resztki dingo. Potrząsnąłem głową, zaśmiałem się i pomyślałem - Do cholery! Co za różnica? Przyjaciel, czy nie? – Potem wydałem śniadanie obu Charlie’m i powiedziałem do Buglara - My dzisiaj nie iść. Powiedz twoim facetom iść trasa, przyprowadź konie.

Później tego ranka obaj Charlie wrócili z pozostałymi końmi. Przyglądałem im się, gdy schodzili zsuwając się z wydmy w kierunku wody i pomyślałem - Mój boże, co mogą zrobić kilka dni bez wody, konie wyglądają jak strachy na wróble, mogę stąd policzyć im żebra.

Po niezłym wygrażaniu niebiosom patrzyłem jak ci dumni synowie ogiera czempiona zataczali się wokół studni próbując sie napić. Zobaczyłem kolejną małą grupę Mjallów zbliżającą się zza wydmy. Nie byłem w nastroju do zabawiania ludzi, którzy wystawili moje konie i wielbłądy na taką ciężką próbę, krzyknąłem - Buglar, powiedz tym skurwysynom, aby się nie podchodzili ani kroku bliżej, kiedy te konie próbują się napoić. Bo niech mnie bóg ma w swojej opiece, zastrzelę całą tę pierdoloną grupę.

On jak facet, którym był, podszedł do nich i w swoim dialekcie dość stanowczo powiedział im, aby się zatrzymali. Potem poprowadził ich do małej grupy krzewu drzewa herbacianego i został tam dopóki wszystkie konie niwznalazły się wśród swoich braci.

Potem poprowadził tych Mjjalów do wody, podszedł do mnie i swoim gardłowym głosem powoli wytłumaczył mi, dlaczego Studnie zostały spalone.

 

[1] Lee-Enfield 303 Lee-Enfield – brytyjskie karabiny powtarzalne, podstawowa broń żołnierzy brytyjskich od 1895 do 1955 roku.v

Dodaj komentarz