ODCINEK 26 1976 Do Kalifornii

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 26 1976 Do Kalifornii

New Jersey (New Jersey - TheGarden State) i Pensylwania (Pennsylvania - The Keystone State)[1] 

Wytyczoną przez agencję Drive-a-Way[2] trasą numer W 80[3] udaliśmy się w kierunku zachodniego wybrzeża Stanów Zjednoczonych. Mieliśmy ze sobą cały nasz polski „dobytek” oraz wyposażenie na podróż w postaci torby - lodówki, w której znajdowało się jedzenie na najbliższe dni. Posiłki robiliśmy sobie zatrzymując się na „rest areas[4], gdzie znajdowały się czyste toalety i wygodne stoły z zapleczem, gdzie można by np. piec mięso na rożnie.

Na razie, zielone stany NJ i Penn.[5] niewiele różniły się od Europy. Z wyjątkiem odległości, bo te są w Ameryce niewyobrażalne. Ubezpieczenie samochodu pozwalało nam podróżować od szóstej rano do dziesiątej wieczorem. Wyznaczało to rytm naszego dnia i dzienną porcję kilometrów do „połknięcia”. Kłopot sprawiało znalezienie motelu, na który byłoby nas stać. Poszukiwaliśmy sieci motelu M6, którego ceny nie przekraczały 20 dolarów za noc. To też dla nas było ogromną sumą.

Ohio (The Buckeye State), Indiana (The Hoosier State), Illinois (The Prairie State)[6] 

Postanowiliśmy wpaść na chwilę do Chicago, gdzie miałem nadzieję zobaczyć dawnego znajomego moich rodziców – Polonusa – pana Stanisława Mroza, od zawsze mieszkającego w Ameryce. Szalenie żywotny starszy pan miał wiele uroku i zupełnie nie rozumiał komunistów. Dzięki listom od niego dowiadywaliśmy się czasami o tym, o czym nie pisała prasa w Polsce.

Z trudem poruszaliśmy się naszym maleńkim samochodem (bo tak wyglądał przy amerykańskich krążownikach) po ulicach zatłoczonego Chicago, aż w końcu znaleźliśmy właściwą ulicę i biuro, którego szukałem. Niestety, nikt nie otwierał drzwi, na których nadal wisiała tabliczka z nazwiskiem pana Mroza. W pokoju obok zapytałem o niego i dowiedziałem się, że zmarł rok wcześniej. Nie mieliśmy, więc czego szukać w tym mieście. W godzinach największego szczytu przeciskaliśmy się przez miasto, aby zdążyć wyjechać z niego przed zmierzchem i znaleźć stosowne miejsce na nocleg. Czarnoskóry policjant kierujący ruchem na jednym ze skrzyżowań, ułatwił nam przejazd wskazując środek skrzyżowania i przez kilka sekund mógł z nami rozmawiać.

– Hej ty, z Nowego Jorku[7]. Gdzie się pchasz, za mały jesteś jak na Chicago!

- My nie z Nowego Jorku, my z Europy – odpowiedziałem. Nie wchodząc w szczegóły.

- To tam są takie samochodziki? Szczęśliwej drogi!

Po kilkunastogodzinnej jeździe małym samochodem bez klimatyzacji, w temperaturze około 30˚C i bardzo wysokiej wilgotności, byliśmy bardzo, ale to bardzo zmęczeni. Marzyliśmy o prysznicu. Marzenia mają to do siebie, że rzadko się spełniają. Noc spędziliśmy na parkingu przy autostradzie, gdzie przepisy zabraniają spania w samochodach. Nam było wszystko jedno. Wcześnie rano odbyliśmy skromną toaletę na parkingu i dalej w drogę. 

Iowa (The Hawkeye State) i Nebraska (The Cornhusker State)[8] 

Zaczęły się mało zaludnione przestrzenie, gdzie dało się już odczuć inną, trochę „westernową” atmosferę. Wolno nam było zjeżdżać z autostrady nie dalej niż 50 kilometrów w dowolnym kierunku, tak więc zwiedzanie ograniczone było do tego, co można zobaczyć nie oddalając się zbytnio od autostrady. Na szczęście dla turystów, na autostradzie podawane są informacje o najbliższych ciekawostkach turystycznych oraz bezbłędne kierunkowskazy. Dzięki temu oglądaliśmy, to wszystko, co się dało. W Nebrasce widzieliśmy muzeum pionierów – osadników, czyli to wszystko, co potrzebne im było do pokonywania wielkich przestrzeni w poszukiwania swojej ziemi obiecanej, w Iowa, miasteczko – skansen takich osadników.

Wyoming (TheEqualityState)[9] 

Pierwszy stan, który kojarzył nam się z filmami kowbojskimi. Zaczęły się piękne widoki oraz autostrada, jakby ją wytyczono linijką. Zaczęły się góry. Po przejechaniu jednego pasma górskiego otwierała się przestrzeń kilkudziesięciu kilometrów, na której poza samą autostradą nie widać było żadnej cywilizacji, a na horyzoncie rysowało się kolejne pasmo. Po czym wszystko się powtarzało. Jedyną różnicą było pojawianie się samotnych stacji benzynowych.

Temperatura powietrza rosła. W dzień upał był trudny do zniesienia w naszym hałaśliwym samochodziku. Ogromne „trucks”[10], których koła były większe niż cały nasz samochód, robiły taki hałas, że jazda z otwartym oknem była bardzo męcząca.      

W nocy temperatura spadała do zera. 

Utah (The Beehive State)[11] 

Utah to stan mormonów. Można nie akceptować tej religii, można wydziwiać, że zasady funkcjonowania tej grupy społecznej są takie surowe, ale nie można nie podziwiać determinacji w walce o swój byt na przestrzeni dwustu lat i nie można lekceważyć doskonałej organizacji życia społecznego mormonów.

Do Salt Lake City dojechaliśmy bardzo zmęczeni, po poprzedniej nocy spędzonej w samochodzie i ponad czternastogodzinnej jeździe po bezkresach Wyoming i Utah.

Okazało się, że są kłopoty z miejscami w hotelach. Byłem zdeterminowany i gotowy zapłacić każdą cenę za łóżko, a przede wszystkim za kąpiel. Znaleźliśmy wolny pokój z łóżkami o nazwie „king size” i „queen size[12]. Cena pokoju była adekwatna do wielkości łóżek. A wspaniały prysznic i wielkie, puszyste, białe ręczniki warte były tych pieniędzy, chociaż nie miały nazwy „prince size[13].

W stolicy stanu obejrzeliśmy katedrę i budynek o nazwie „tabernakulum”. Do katedry mormon może tylko wejść na własny ślub. Nie-mormon może wchodzić tylko do tabernakulum o zjawiskowej akustyce, który wykorzystywany jest do multimedialnych pokazów funkcjonowania społeczeństwa mormonów i zasad ich religii, wszystkim chętnym. Wielożeństwo już dawno zostało zakazane, a pozostały surowe nakazy i zakazy jak należy funkcjonować w rodzinie i społeczeństwie. Mormoni na pewno nie są tolerancyjni wobec innych, a w tym wszelkich mniejszości, na pewno stanowią dość dziwne społeczeństwo, ale nie można im odmówić sukcesów gospodarczych i społecznych, po latach prześladowań.

Wiedzieliśmy, że Loren mieszka w Salt Lake, ale nie szukaliśmy go, bo właśnie był w Europie, a my mieliśmy jechać dalej, na Zachód. 

Newada. (Nevada - The Silver State)[14] 

Pustynia. Duża pustynia. Ale najpierw na granicy stanu musieliśmy wykupić coś w rodzaju karty drogowej. Oczywiście żadnej fizycznej granicy nie ma, ale są oznakowania, że wjeżdża się do kolejnego stanu i należy przestrzegać jego prawa. Na przykład w Newadzie podatki drogowe płaci się za przejazd każdego komercyjnego samochodu. A my takim malutkim autkiem, na którym ktoś zarabia, jechaliśmy. Tę kartę drogową musieliśmy wykupić na najbliższej stacji benzynowej, w przeciwnym razie mogliśmy zapłacić wielką karę, albo pójść do aresztu.

W Newadzie nie zatrzymaliśmy się. Czas nas naglił i narastało zmęczenie. 

 

[1] Czyt.: Nju Dżersej. Stan Ogrodów (opisywany jako otwarta beczka, z jednego końca zatkana przez Nowy Jork, a z drugiego przez Pensylwanię) i Pensylwania - Stan Bazowy. Nazwany tak ze względu na swoje położenie wobec 13 Stanów, które jako pierwsze uformowały USA.

[2] Czyt.: draiw-e-łej. W wolnym tłumaczeniu: Jedź swoją drogą.

[3] W – w kierunku zachodnim.

[4] Zjazd - parking przy autostradzie przeznaczony na odpoczynek w podróży.

[5] Skróty stosowane w kodach pocztowych.

[6] Czyt.: Ohajo. Stan Kasztanowy z licznymi wzgórzami i równinami pokrytymi kasztanowcami. Indiana – Stan wieśniaków (niegdyś pogardliwie – dziś z dumą). Illinois – Stan Prerii.

[7] Mieliśmy żółte tablice rejestracyjne z napisem New York.

[8] Czyt.: Ajoła – Stan Sokolego Oka. (dla upamiętnienia Indianina – Czarnego Sokoła. Nebraska – Stan Kukurydziany (dosł.: łuskacza kaczanów kukurydzy).

[9] Czyt.: Łajomin. Stan Równości. Kobiety jako pierwsze w USA uzyskały równe prawa w tym Stanie.

[10] Ciężarówki.

[11] Czyt.: Juta. Stan Pszczelich Uli - symbol zapobiegliwości i wytrwałości.

[12] Rozmiar dla króla i królowej.

[13] Rozmiar dla księcia.

[14] Stan Srebra. Z powodu licznych kopalni, a nie z powodu pieniędzy przepływających przez kasyna.

 

Dodaj komentarz