Odcinek 10

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 10

Rozmowa dziewiąta.

Ao Nang, 29. listopada 

- To nie był długi lot.

- Ale to lotnisko w Krabi, mówiąc skrótowo, jest mocno zdeaktualizowane.

- Fakt, jak na miejsce o takiej wadze turystycznej dla Tajlandii powinno prezentować się nieco lepiej.

- Jazda do centrum prawie tak długa jak sam lot, bo spore korki, a taksówkarz zainkasował nieźle, bo brak tu konkurencji i nie ma dogodnego środka komunikacji lokalnej.

- Hotelik w Ao Nang[1] też skromniusi.

- Seth trochę się potargował i dostaliśmy większy pokój. Ale i tak zrobił to zbyt łagodnie, bo on jest taki grzeczny i subtelny.

- Ty byś tego lepiej nie zrobił, bo nie lubisz się targować tak jak ja i dlatego wszędzie przepłacamy.

- Za rejs na wyspę Hong nie przepłaciliśmy. Łodzią z kilkudziesięcioma pasażerami na pokładzie, niezwykle sprawnie sterował jej kapitan.

- Do tego przystojny i z dumą prezentujący swoje miodowo-czekoladowe muskularne ciało.

- Załoga też była niczego sobie.

- Dlaczego ta łódź miała śrubę na długim wysięgniku kilka metrów za swoją rufą?

- Ułatwia to sterowanie na płytkich wodach.

- No tak, zawsze wsiadaliśmy do łodzi wchodząc do wody po kolana, albo i głębiej.

- Seth’owi było po pas.

- Nie bądź złośliwy. On tak się cieszy, że jest z nami. Że jest z tobą. Widzę, że bardzo czuje się czymś skrępowany.

- Daje sobie radę.

- Wydaje mi się, że bardzo by chciał móc przytulić się do ciebie, na przykład.

- No to mu pozwól.

- Ja mam jemu pozwalać? Czy tobie?

- Już ci mówiłem, że on mnie nie kręci, a w trójkątach nie mam doświadczenia.

- Może pora, abyś je zdobył?

- Ty masz ochotę na… jak to jest po francusku?

- Ménage à trois.

- No i…?

- Lubię go bardzo, doceniam jego przywiązanie do nas. Lubię z nim być, ale…

- Nie ma żadnego ale. Albo będzie seks, albo nie!

- Znamy go już na tyle dobrze i wiemy, że rozumie układ, w którym się znalazł. Nie ma oczekiwań. Chyba.

- Czuję, że na seks z nami ma ochotę.

- Nie wiem, czy z nami. Z tobą na pewno.

- Porozmawiajmy o wyspie Hong, co?

- Dobrze. Uważam, że cel wyprawy, czyli wycieczka kajakowa dookoła wyspy, w czasie której podziwialiśmy laguny i lasy mangrowe, była bardzo udana. Atrakcją samą w sobie był szmaragdowy kolor i przejrzystość wody o temp. 26 st. C.

- Lunch w maleńkiej zatoce, która wyglądała jak z filmu, był super. Nawet nie chrapałeś robiąc sobie drzemkę na piasku.

- Jeszcze ci się odwdzięczę za te przytyki.

- Lepiej porozmawiajmy o twojej Ameryce sprzed lat.

- 1978 w Polsce to nie była bajka. Ale ja nie narzekałem, bo finansowo radziłem sobie nieźle.

- Co wydarzyło się w twoim życiu osobistym, gdy wróciłeś do kraju dwa lata wcześniej, po pierwszym pobycie w USA?

- Tak, to był ważny okres. Moja determinacja dokonania zmian w moim życiu była zupełna.

- No i stało się?!

- Myślę, że przy takiej mojej gotowości i pełnej świadomości, czego od życia wtedy oczekiwałem, musiało się stać.

- Detale, proszę detale.

- Niepotrzebne ci są te szczegóły. Ważne jest to, że w tym samym miesiącu po powrocie poznałem kogoś, kto przekonał mnie o tym, że mogę być szczęśliwy.

- Kto to był?

- Z perspektywy wielu lat nie jest to istotne, bo znajomość nie przetrwała kilku miesięcy.

- Co się stało?

- Alkohol. Ukrywany alkoholizm. Nie mogłem niczemu zaradzić.

- I znowu zostałeś sam?

- Nie. Wkrótce spotkałem mojego kolegę z czasów liceum i na nowo zaczęła się nasza znajomość.

- Znajomość?

- Nazwijmy to związek, który trwał piętnaście lat.

- Chcesz o tym porozmawiać?

- Nie, bo po pierwsze dziś rozmawiamy o Ameryce. Po drugie jeszcze nie wiem, czy chcę o nim rozmawiać publicznie. Ty już wiesz wszystko. Opis tego ważnego okresu mego życia wymagałby wielu stron papieru, a to może stać się nudne.

- Mam inne zdanie, ale uszanuję twoją decyzję, chociaż nie obiecuję, że nie będę jeszcze o to pytać.

- Wracamy do lata 1978, kiedy to David przyjechał po raz drugi do Polski, bo zakochał się w jednej z moich uczennic języka angielskiego, a dla mnie przywiózł wymagane przez polskie i amerykańskie przepisy zaproszenie do USA. Obiecał załatwić mi pracę.

- Chciałeś zostać tam na stałe?

- Nawet mi to do głowy nie przyszło.

- To po co tam pojechałeś?

- Po kasę. W Szczecinie w garażu stał samochód. Przepraszam, maluch, którego kupiłem za pożyczone pieniądze i długo musiałbym go spłacać. Perspektywa oddania długu po kilku miesiącach była kusząca.

- A twój partner?

- Z żalem musiałem go zostawić na te kilka miesięcy i to on był jednym z najważniejszych powodów, dla którego nie rozpatrywałem porzucenia kraju na zawsze. Myślę, że kiedyś powinienem wyjaśnić ci jak funkcjonowało to nasze partnerstwo w tamtej Polsce, w tamtych realiach i tamtej świadomości społecznej oraz jakiej osobistej odwagi (!) wymagało. Ten temat zostawimy jednak na później.

- Dostałeś tę robotę w Kalifornii?

- Chcesz wersję pełną, czy skróconą?

- Masz na myśli skróconą o pikantne szczegóły, czy opisy przyrody?

- Pozwalam ci żartować ze mnie. Trochę więcej napisałem o tym w Obłaskawiając Zachód. Teraz powiem ci jak krystalizowała się we mnie świadomość mojej seksualności i na jakie próby wystawiona była moja „gay pride”. To wyrażenie „duma gejowska” jeszcze nie funkcjonowało nawet w USA, ale funkcjonowało w moim mózgu jako duma z bycia człowiekiem i duma z radzenia sobie wbrew okolicznościom.

- Ktoś cię atakował?

- Przecież nie fizycznie. Atakowano mnie pytaniami, kpinami z homoseksualistów, niewybrednymi dowcipami i ogólnym politowaniem.

- Jak na to reagowałeś?

- Raz lepiej, raz gorzej. W tamtym czasie uznałem, że nie wszyscy zasługują jeszcze na mój coming-out. To był mój błąd. Ale miałem przykłady, że nawet ci, którzy wszystko o mnie wiedzieli, potrafili uderzyć mnie w czuły punkt, gdy mieli w tym swój interes.

- Kto?

- Dam jeden z wielu przykładów. David wiedział o mnie wszystko, starł się mi pomagać i wspierać. Był w Polsce, poznał Andrzeja, zobaczył jak trudno jest być gejem w ogóle, a w Polsce w szczególności, rozumiał dlaczego nie ujawniam swoich preferencji. Uważał, że czas już się z tym rozprawić. Jednak, gdy w Kalifornii poznałem jego nową dziewczynę, kategorycznie zabronił mi z nią rozmawiać.

- R o z m a w i a ć?

- Opowiadać jej o sobie, mówić o tym, co mnie gryzie, no i w ogóle nie zawracać jej głowy moim gejostwem.

- A co by się stało?

- Zatrułbym jej świeży umysł, zaburzyłbym jej spokój i zaniepokoił jej piękną duszę artystki – flecistki.

- Uważałeś go za swojego przyjaciela, prawda?

- Właśnie tym epizodem zakończyliśmy naszą przyjaźń.

- A w pracy?

- Było coraz lepiej. Robiłem karierę na tyle, na ile pozwalał mi status zatrudnionego na czarno.

- Ujawniłeś się?

- Nie. I przez wiele lat miałem o to do siebie pretensje, bo to wywołało całą serię konsekwencji. Zaprzeczając, gdy byłem indagowany wprost lub aluzjami, prowokowałem sytuacje, których wydźwięk tkwił we mnie jak zadra przez wiele lat.

- Co takiego się stało?

- W pracy, którą załatwił mi David nie przetrwałem nawet tygodnia. Znowu musiała mi pomóc Terenia, koleżanka z lat szkolnych, której mąż, John przyjął mnie do swojej firmy na próbę.

- Tak, tak, szczegóły już znamy z pierwszej twojej książki, ale w czym problem?

- W miarę jak potwierdzała się moja przydatność dla firmy, John zaczął namawiać mnie, abym został na stałe w Kalifornii, obiecując dobrą pracę i wsparcie finansowe na początek.

- Namowy trwały długo?

- Do końca mojego tamtego pobytu.

- Jednak wybrałeś powrót do Polski.

- Zgodnie z moim wcześniejszym postanowieniem obiecałem Johnowi, że po załatwieniu ważnych spraw w kraju rozpatrzę jeszcze raz jego propozycję. Dał mi na to sześć miesięcy.

- Gdzie tu problem?

- Na kolacji pożegnalnej z okazji Dnia Dziękczynienia, w obecności rodziny Tereni, powtórzył swoją propozycję i …

- Celowo budujesz napięcie?

- … zupełnie nieoczekiwanie zapytał, czy jestem gejem, czy nie. Bo musi mieć jasność w tej sprawie.

- Po co mu była ta jasność?

- O to nigdy go nie zapytałem. Ale ty mogłeś to zrobić, bo wielokrotnie spotykałeś go w ciągu ostatnich pięciu lat!

- No wiesz, z moim angielskim!

- Nie zasłaniaj się brakiem języka. Rozumiem, że to są trudne rozmowy, nawet z   b y ł y m   homofobem.

- Jaka była twoja odpowiedź?

- No właśnie. Tu jest problem! Nie byłem przygotowany na taki frontalny atak (tak to wtedy pojmowałem, chociaż nie był to atak w rozumieniu takiej osoby jak John) i zaprzeczyłem, że jestem gejem.

- Twój wybór. Powtórzę pytanie: gdzie tu problem?

- Cierpliwości! Wysłuchaj do końca i zastanów się jak się poczułem!

- Wczuwam się jak tylko potrafię.

- John wstał, wyciągnął do mnie rękę przez stół i powiedział: - Teraz witaj na pokładzie!

- Nikt z obecnych nie zareagował?

- Nikt. 

 

[1] Ao Nang

Dodaj komentarz