Rozpoczęcie:
Zakończenie:
Phnom Chiso - lokalna Częstochowa
Wczoraj, przed imprezą urodzinową, obyliśmy wspaniałą, acz męczącą wycieczkę na górę Chisor (lokalni wymawiają to Cziso).
Jest to najważniejsze miejsce kultu dla całego regionu – w dni świąt religijnych i państwowych przybywają tu tłumy wiernych i turystów z całego niemal kraju.
Białych turystów na szczęście niewielu, a Chińczyków wcale. Ulga.
Na tę górę trzeba się wspiąć po 452 stopniach. Zapraszam wszystkich do tej próby wytrzymałości w 33 st.C.!
Daliśmy radę!
Na górze nagroda: wspaniała pozostałość po zespole świątyń z okresu imperium Angkor. Z pewnością, gdyby nie popularność Angkor Wat, to tu przyjeżdżałby cały świat.
Tym razem my byliśmy sami.
Po zwiedzaniu całego wzgórza zjedliśmy lunch w typowej khmerskiej scenerii tzn. na zadaszonej słomą platformie, gdzie zawieszone są hamaki, podano zamówione potrawy.
Niestety na nasze (dokładnie naszej grupy) zamówienie zamordowano kurczaka. Ja jadłem ryż i trochę zieleniny.
Piwo dopełniało atmosferę relaksu. Cisza i piękne widoki zaspokajały nasz potrzeby.
Potem odwiedziliśmy zespół klasztorny, w którym przebywa ponad tysiąc młodych mnichów, gdzie uzyskują podstawową wiedzę i przygotowanie do życia. Pochodzą z najbiedniejszych rodzin.
Jaka szkoda, że młodzi ludzie nie znają angielskiego. Była by to ciekawa rozmowa.