Rozpoczęcie:
Zakończenie:
A co z nami?
A że koszula bliższa ciału… nie możemy przestać martwić się o naszą część Kampotu, czyli o miasto po wschodniej stronie rzeki, gdzie mieszkamy.
Gregory McCann nieustępliwie pisze:
„… ale wschodnia strona rzeki, w której znajdują się stare francuskie wille, również ma kłopoty: Chiny zabierają się również i za to senne miasto. Znowu tysiące (być może w rzeczywistości to setki) przedsiębiorców przeczesują każdy centymetr dostępnej nieruchomości. Opowiedziano mi historię (której nie mogę potwierdzić), że Chińczycy zaproponowali za bardzo popularną restaurację z obsługą zachodnią, marne 15 000 USD i oświadczyli, że będą musieli zwolnić wszystkich w ciągu trzech miesięcy. Wygląda na to, że Chińczykom towarzyszyli urzędnicy khmerscy, którzy twierdzili, że mogą łatwo wykryć naruszenia w bieżącej działalności i zamknąć ją w krótkim czasie, więc najlepiej by było zaakceptować tę mizerną sumę i poddać się. I właśnie tak to się odbywa.
Chińczycy przejęli już przeważającą część prowincji Sihanoukville, zamieniając całe kambodżańskie wybrzeże tego obszaru w nowe Makau na hazard i Hainan* na pola golfowe oraz ogromne hotele (nie wspominając już o tajnym porcie głębinowym w dawnym Botum Sakor. Tam w parku narodowym, krążą plotki, czają się atomowe okręty podwodne).
Wygląda na to, że coś podobnego będzie działo się z uroczym Kampotem w niezbyt odległej przyszłości.”
Czy możemy to powstrzymać? To jest pytanie retoryczne, ale nie sposób sobie go nie zadawać…