W drodze do Kampot - Takeo

Z Phnom Penh zabrał nas Sophea (czyt.: Sopije) – nasz khmerski przyjaciel i niezastąpiony kontakt w sprawach zasadniczych na miejscu, do Kampot swoim minivanem, który zmieścił wszystkie nasze bagaże o łącznej wadze ponad 66 kilogramów (trochę ponad to, na co pozwalają linie lotnicze!).

W połowie drogi zatrzymujemy się w Takeo, gdzie mieszka Paweł – Nasz Człowiek w Kambodży. Już o nim pisałem, ale z pewnością będę miał jeszcze wiele okazji o nim i jego kambodżańskim losie pisać.

Tu na nas czeka Kamel (zdrobnienie od Kameleon)– nasz nowy członek rodziny – dziecko kotki Pawła – Lucky. Miała być Kama, ale koty już tak mają, że niechętnie ujawniają swoją płeć.

Kamel na razie jest trochę przestraszony – ma 5 miesięcy, ale chyba nas pokocha. Nie ma wyboru. Przed nim też podróż do Kampot. Jeszcze tego nie wie, ale coś czuje, bo ucieka przed nami…

Zostajemy tu na noc, ale najpierw dokonujemy niezbędnych zakupów do funkcjonowania w naszym domu, zanim przypłynie kontener z dobytkiem.

Ratują nas chińskie wyroby w sklepie, gdzie wszystko kosztuje 2500 rieli (4000 rieli = 1 dolar).

Potem rynek, gdzie kupujemy kuchenki na gaz, mopy, płyny do sprzątania itp.

Od jutra wielka akcja sprzątania naszego domu, który od ponad roku nie był zamieszkały.

Dzień kończymy przy piwie podczas wielkiej monsunowej ulewy, która trwała 20 minut i zaraz wróciło słońce. Temperatura nieco niższa niż w kraju podczas upałów.

 

Dodaj komentarz
  • 27 kwietnia 2024 | sobota 19:23 K&R
    Pilnie Wam kibicujemy, gratulujemy udanego początku, prawie całkiem nowej drogi życia i to w dodatku z pierwszym własnym khmerskim kotkiem. Nie zapomnijcie kupić mu kuwetę !!! A te niezbędne 12 butelek to uda się kupić w Kampocie? Jakby nie, to dajcie znać, wyślemy ekspresem. Z utęsknieniem czekamy na ciąg dalszy.
    Krysia i Romek
  • 27 kwietnia 2024 | sobota 19:23 Grażyna, Łódź
    Pogłaszczcie Kamela od cioci Grażynki. Jest piękny.
    G.