ODCINEK III

Dziś Odcinek III. Po raz ostatni jako wpis dzienny na blogu. Za dwa dni kolejne odcinki (te początkowe też) będę umieszczane w specjalnej zakładce na stronie głównej.

Szczegóły wyjaśnię lada dzień.

 

ODCINEK III

Od razu zauważyłem tam udział kobiecej ręki: biała pościel na łóżku, biała serwetka na szafce obok łóżka, świeży zapach liści cytryny wydzielający się z miski na szafce i krzesło przy ścianie. Nie byłem przyzwyczajony do takiego widoku pokoju. Rzuciłem plecak z matą[1] na podłogę, przykucnąłem przy ścianie i spojrzałem na łóżko zastanawiając się, co powinienem zrobić. Nie mogłem ściągnąć pościeli z łóżka i rozwinąć swojej maty na nim. A właśnie to plecak i mata służyły mi za posłanie. One stanowiły mój dom, odkąd skończyłem trzynaście lat. Tam trzymałem cały mój dobytek, moje rzeczy. Przeszliśmy razem długą drogą, były świadectwem mojej niezależności. 

I wiedząc, że nie posiadam piżamy, a nie potrafiłem spać „na golasa”, wstałem i z poczuciem nielojalności podniosłem plecak i położyłem go na podłodze obok łóżka. Rozwinąłem matę, wyjąłem ręcznik, szczoteczkę do zębów i jedyną drugą koszulę, którą posiadałem, a która na szczęście była czysta, i ruszyłem do umywalni. Zobaczyłem gwoździe wbite w deski, do wieszania ubrań, ławę i cynowe misy, od razu poczułem się bardziej jak w domu. Więc ściągnąłem koszulę, powiesiłem ją na gwoździu, napełniłem miednicę, solidnie się umyłem od stóp do głów i włożyłem czystą koszulę. Szybko wyprałem brudną i odstawiłem miednicę na swoje miejsce. Potem wróciłem do pokoju, gdzie, po rozpięciu mokrej koszuli na oparciu krzesła, usiadłem na brzegu łóżka czekając na sygnał obiadowy.

Gdy tak siedziałem, usłyszałem lekkie pukanie w ścianę i, podnosząc wzrok zobaczyłem stojącego tuż za drzwiami młodego chłopaka, w wieku około piętnastu lat. Który, po przedstawieniu się – Jestem Mal, syn Lena – spytał, czy zechcę pójść z nim do jadalni na kolację.

Wstałem szybko, podszedłem do przodu i gdy uścisnęliśmy sobie dłonie, powiedziałem - Tak, z przyjemnością. Mam na imię, Don.

Potem przeszliśmy przez ganek i udaliśmy się w kierunku Zagrody. Zwrócił się do mnie i powiedział - Mam nadzieję, że ci się tu spodoba.

Spojrzałem na niego z ukosa, a potem z uśmiechem powiedziałem - Ja też mam taką nadzieję.

Po przejściu przez ganek, weszliśmy do pomieszczenia, które ze względu na wielki stół, musiało być jadalnią. Zatrzymałem się na chwilę i zobaczyłem tego młodego Mala jak idzie dalej przez pokój w kierunku bardzo miło wyglądającej, na wpół aborygeńskiej kobiety stojącej tyłem do stołu. Potem, gdy stanął obok niej, odwrócił się do mnie i czystym, dźwięcznym głosem, powiedział - Mamo, to jest Don, nowy główny kowboj.

I wtedy usłyszałem - Wygląda na to, że poznałeś już moją żonę Betty i mojego syna Mala, więc pozostała tylko moja córka Margie, oto ona. Rozglądając się zobaczyłem Lena Browna stojącego przy innych drzwiach oraz atrakcyjną młodą dziewczynę w wieku około trzynastu lub piętnastu lat idącą w kierunku matki. Kiedy patrzyłem jak przechodzi przez pokój, przypomniałem sobie wcześniejszą uwagę Lena Browna, że jestem jedyną, drugą białą osobą. I z mieszanymi uczuciami uświadomiłem sobie, że poprzez swoje zatrudnienie dołączyłem tutaj do rodzinnego grona przy stole. Nie byłem ani na to przygotowany, ani do tego przyzwyczajony. Więc skinąwszy głową w ukłonie w ich kierunku, mruknąłem - Bardzo miło mi poznać was obie.

Potem stałem i czekałem, co mam robić dalej.

Wtedy Len, gdy zajął swoje krzesło, powiedział - Więc, siadajmy do kolacji, a Don, ty tam siadaj! – wskazał na ławę po prawej stronie stołu.

Z ulgą przesunąłem się wzdłuż stołu, do miejsca nakrytego nożem i widelcem, i usiadłem. Pani Brown przeszła na swój koniec stołu, który był zastawiony naczyniami z jedzeniem i zaczęła rozkładać talerze. Nagle, zacząłem czuć się niezdarnie na swoim miejscu. Pani Brown, Bogu niech będą dzięki, powiedziała, gdy podawała mi talerz - Mam nadzieję, że nie masz nic przeciwko koziej śmietanie, to jedyna forma masła jaka tu mamy.

Wdzięczny za jej macierzyński odruch odrzekłem łagodnie - Wszystko, co mi pani poda, pani Brown, będzie w porządku.

Len, jak tylko położył talerz na stole, spojrzał w moją stronę stołu zapytał nieco ostrym tonem - Ten facet Castro, coś tam gdzieś czytałem, to jest komuch! Czy to prawda?

Spojrzałem w dół na swój talerz, myśląc - Nie znam cię na tyle dobrze, aby być w stanie odpowiadać na twoje pytania w swobodny sposób, ale wiedząc, że coś muszę odpowiedzieć, podniosłem wzrok i zwracając się w jego kierunku odpowiedziałem - Przepraszam, ale tak naprawdę nie wiem, czy to jest komuch, ale podziwiam jego wolę walki o innych.

Ta odpowiedź musiała dać mu szansę na wyrażenie swojego poglądu ponieważ zaczął agresywnie  - Te cholerne komuchy to …

Wtedy pani Brown powiedziała cicho    - Len, Don jest pracownikiem na tym terenie, ale teraz jest naszym gościem przy moim stole. Więc proszę cię, dyskutujcie, o czym tam chcecie, na zewnątrz!

Szybko spuściłem wzrok i zacząłem kroić kawałek wołowiny, gdy usłyszałem jego, odpowiedź - Tak kochanie, myślę, że to nie jest temat rozmowy przy stole. W każdym razie, Don, chcę z tobą porozmawiać o tym jak prowadzona jest ta zagroda.

Następnie, w przerwach jedzenia całego posiłku, poinformował mnie - Zagroda jest zarządzana na wzór hodowców bydła z dawnych czasów. A że przez cały czas w obozach dla czarnych jest od trzystu do czterystu Mjallów, i prawie każdego dnia są jakieś spory między nimi, a żaden z nich nie zna ani jednego cholernego słowa po angielsku, postanowiłem, ze względów bezpieczeństwa, wznieść to wysokie ogrodzenie z drutu kolczastego wokół domu i Zagrody.

Potem mówił mi dalej – Działa to tak, że co wieczór przed zachodem słońca, robole, którzy pracują w obrębie gospodarstwa, w drodze do obozu dla czarnych, zamiatają piasek na gładko z wszelkich odcisków stóp, kiedy się wycofują się poza bramę i zamykają ją za sobą. Każdego ranka przed śniadaniem, oni idą po jednej stronie ogrodzenia, a ja po drugiej. Gdyby ktokolwiek przeskoczył w nocy, jego ślady widoczne by były na piasku.

Jego kolejnym mocnym argumentem była obawa o to, że Bilaluna oddalona o ponad sto mil od Halls Creek jest odcięta od wszelkiej istotnej pomocy przez wiele miesięcy pory deszczowej. W związku z tym, nie mogło być „pod żadnym pozorem” jakiegokolwiek współżycia między białymi i czarnymi.

Gdy tak siedziałem próbując nie patrzeć przez stół, zwłaszcza w kierunku małej Margie, czułem się coraz bardziej niezręcznie w czasie rozmowy z nim.

Pod pretekstem zmęczenia długim czasem podróży, i po najedzeniu się, wstałem i po podziękowaniu pani Brown za taki cudowny posiłek, zwróciłem się do Lena i powiedziałem - To był długi dzień.

Następnie kłaniając się Margie i Malowi, wstałem od stołu, zacząłem się oddalać i wtedy usłyszałem - Don, rano, moja żona poda ci śniadanie w kuchni, a lunch zazwyczaj jemu w miejscu pracy i tylko kolacja jest podawana przy moim stole. Dobranoc!

Niestety, zmęczony jego stylem rozmowy mruknąłem tylko przez ramię  - Chociaż nie byłem w kuchni, jestem pewien, że trafię tam rano. - I już bez słowa poszedłem do swojego pokoju.

Uświadomiłem sobie, że moje dżinsy pobrudziłyby tylko pościel, otworzyłem więc plecak, wyjąłem drugą parę dżinsów, zostawiłam je do prania, ściągnęłam buty i leżąc zacząłem się zastanawiać, w co ja się do cholery wpakowałem. Było to rozmyślanie po tym, gdy dowiedziałem się, aby uważać na czarnych i w żadnym wypadku nie mieć z nimi żadnych kontaktów. Jak on to ujął? Że byłem jedynym drugim białym pośród czarnych. Przy czym pani Brown była białą tylko w połowie, a jej dzieci w jednej czwartej, a jak dotąd tylko od niej i jej syna doznałem miłego traktowania, co bardzo doceniałem.

I te puste pnie, które w odstępach wsadził w ziemię po przeciwnej stronie niż reszta budynków, które były używane, jak się domyśliłem tylko przez łamiących zasady czarnych robotników. Zostały umieszczone w taki sposób, co łatwo zauważyłem, aby wszyscy mogli widzieć mężczyznę, który oddawał mocz. To i ta parada starych mężczyzn i kobiet przed wjazdem do Zagrody nie były dla mnie żadną wskazówką na to, że jest to dobrze prowadzona hodowla bydła.

Potem po dojściu do takiego wniosku pomyślałem, że jeśli nie wykażę się swoimi umiejętnościami, tak szybko jak to możliwe, prawdopodobnie stracę jedyną okazję w Australii, aby się nauczyć pracy przy wielbłądach. Zamknąłem oczy.

 

[1] Plecak a właściwie swag (ang.) - W Australii jest to przenośny zestaw do spania. Zwykle jest to pakunek rzeczy zwijanych w tradycyjny sposób, noszony przez podróżnego w buszu. Czasami określa się go mianem "łóżka-plecaka". Tu: będzie stosowana nazwa – plecak.

Dodaj komentarz
  • 29 kwietnia 2024 | poniedziałek 16:00 Irena W-K, Szczecin
    Myślę , że czytelnicy Waszego bloga chylą nisko czoła przed Tłumaczem książki Dona. Rewelacja !