Odcinek 17

Obłaskawiając Życie. Moje rozmowy z Adrianem

Odcinek 17

Rozmowa szesnasta.

Nyaung Shwe, 12. grudnia 

- Gdyby nie to fatalne łącze internetowe bylibyśmy zachwyceni tym hotelem, prawda?

- I tymi łożami, każde na dwie i pół osoby, przynajmniej.

- Jakie to miłe zastać pokój, gdzie na łóżkach rozrzucono płatki kwiatków, a ręczniki ułożono w fantazyjne harmonijki.

- Pierwszy raz w życiu widziałem gumowy termofor!

- To na zimne noce. Szkoda, że roznoszono je tak wcześnie i stygły zanim kładliśmy się spać.

- Różnica temperatur między dniem i nocą jest naprawdę zaskakująca.

- Przydały nam się polary i wełniane czapki. Na jeziorze ostro dmuchało lodowatym wiatrem.

- Po zaledwie trzydziestominutowym, ale miłym locie Air KBZ z Nyaung Oo do Heho, z posiłkiem na pokładzie (!) jazdą taksówką do Nyaung Shwe [njaung szłe] nie była zbyt sympatyczna. W upale, bez klimatyzacji.

- Jasne, taksówkarz nie był taki śliczny jak steward na pokładzie samolotu.

- Widziałeś, wszyscy chcieli robić sobie z nim zdjęcie! Wyraźnie sprawiało mu to przyjemność.

- Dlaczego ty sobie nie zrobiłeś?

- Bo nie.

- W drodze do naszego celu – miasteczka Nyaung Shwe nad jeziorem Inle – widok budowanej szosy był dla mnie szokujący.

- Asfalt robiony w wielkich beczkach z palonych przy drodze opon!

- Bardzo dużo ludzi na tej budowie i kobiety ręcznie przenoszące szuter w blaszanych pojemnikach z pryzmy na szosę!

- Ludzie pokryci grubą warstwą pyłu, a nad tym wszystkim piekące słońce, którego nie było widać przez unoszący się pył.

- W końcu po ponad godzinie męczącej jazdy dojechaliśmy na miejsce, do hotelu o ładnej nazwie - Amazing Nyaung Shwe - czyli Zaskakujące  Miasto Nyaung Shwe.

- Nazwa hotelu odpowiada rzeczywistości. Miasto oferuje turystom wszystko, czego potrzebują. Ludzie mają pracę, wyglądają na zadowolonych i wydawać by się mogło, że nie dotyczy ich działanie dyktatury.

- Dotyczy. Potwierdziło to kilka krótkich rozmów, które udało nam się przeprowadzić. Mimo trudności językowych.

- Nasz przewodnik po jeziorze i okolicy, a tym samym sternik łodzi, którą pływaliśmy, pan Thun Thun, wiele po angielsku nie potrafił powiedzieć.

- Jednak udało mi się wyciągnąć z niego informacje o ludziach i ich życiu na jeziorze Inle.

- Nie będziesz teraz opowiadał o tym, czego się dowiedziałeś.

- Mógłbym, ale bez oglądania zdjęć, byłoby to okropnie nudne. Odsyłam więc do Internetu, gdzie łatwo można znaleźć najnowsze zdjęcia z Inle Lake[1] i okolicy.

- Jezioro Inle zapewnia byt setkom tysięcy mieszkańców środkowo-wschodniego Myanmaru.

- Efektowna na zdjęciach, ciężka praca wszystkich mieszkańców, zrobiła wielkie wrażenie na mnie. Nie mają dostępu do współczesnych technologii. Źle powiedziane. Technologie to za duże słowo. Pracują stosując metody z XIX wieku.

- Dlaczego tak się dzieje w XXI wieku?  

- No właśnie. To zapóźnienie w rozwoju gospodarczym ma wiele powodów. Ten ostatni to zupełna izolacja od reszty świata na życzenie junty woskowej i embargo zachodnich państw w stosunku do Myanmaru.

- Pan Thun Thun mówił, że ponad sto tysięcy ludzi mieszka na wodzie, w domach na palach. 

- Na jeziorze są cztery  wielkie wsie i kilkanaście mniejszych otaczających te duże. Wsie na wodzie żyją według tych samych zasad społecznych jak wszystkie inne. Mają jedynie jedną trudność w życiu więcej - pod nimi nieprzebrana woda.

- Ci ludzie ciężko pracują, ale mają przecież jakieś rozrywki?

- Jedyną prawdziwą rozrywkę jaką znają mieszkańcy jeziora Inle są dwa doroczne wielkie buddyjskie festiwale na wodzie, które trwają po kilkanaście dni.

- Nie mieliśmy szczęścia trafić na żaden z nich.

- Za to trafiliśmy na wielki targ nad jeziorem, dokąd dotarliśmy po kilkugodzinnej podróży łodzią, a potem wąskimi kanałami obok pływających ogrodów.

- To nie ogrody, ale pola uprawne na wodzie.

- Ziemia do uprawy tych pół to muł wydobywany ręcznie z dna jeziora.

- Wyglądało to jak jakaś praca niewolnicza.

- Wyglądają na pogodzonych z losem.

- Przecież nie mają wyjścia.

- Nie do końca rozumiem jak sobie radzą z nieczystościami. Wydaje się, że wszelkie odchody, nawet świń hodowanych w takich boksach na palach, spadają prosto do wody.

- Tuż obok odbywa się pranie, kąpiele i zabawy dzieci w wodzie.

- Woda wygląda na czystą i nic nie śmierdzi.

- Trzeba było wypytać pana Thun Thuna.

- Za słabo rozumiał mój angielski. Za to pan Thun Thun potrafił sprytnie podpływać blisko pracujących rybaków, abyśmy mogli zrobić efektowne zdjęcia.

- Przeszkadzaliśmy im w pracy.

- Już o tym rozmawialiśmy. Turyści są bezwzględni. Muszą mieć swoje pamiątki…

- Przyznaję, że zrobiłeś piękne zdjęcia rybaków…

- … którzy do wiosłowania używają jednej nogi. Na drugiej stoją na krańcu łódki, a tamtą „oplatają” wiosło, którym napędzają i sterują łódź.

- Ręce muszą mieć wolne, bo zarzucają lub ściągają nimi sieci.

- Obserwowanie tych rybaków podczas pracy jest przeżyciem estetycznym, bo oprócz barw i oryginalności strojów ich ruchy przypominają balet na wodzie.

- Ty też kupiłeś sobie taki strój.

- Nie przesadzaj. Kupiłem tylko męski sarong, który nazywa się tutaj longyi [loundżi]. Jest to cylindrycznie zszyty dwumetrowy materiał o długości, która sięga od pasa do stóp. Zawiązuje się go w pasie w specjalny sposób, robiąc węzeł, w którym można nawet trzymać pieniądze.

- Do tego absolutnie wszyscy noszą klapki – japonki. Nigdy ich nie gubią, co mnie zadziwia.

- W tym klimacie nie są potrzebne żadne inne buty.

- W tym klimacie wszystko odbywa się pod gołym niebem.

- Prawie gołym, bo zawsze coś nad głową jest zawieszone. Nawet u mojego fryzjera.

- Ta komórka jakoś tam nawet przypominała salon fryzjerski.

- Ty nie miałeś odwagi tam się ostrzyc.

- Za to miałem frajdę przyglądając się jak mu szło z tobą.

- Głównie rozmowa. Nie znał ani słowa po angielsku, a bardzo chciał mnie o wszystko wypytywać.

- Co chciał wiedzieć?

- Czy mam żonę.

- Ciekawe, co mu powiedziałeś.

- Najpierw, że nie. Potem zapytał kim ty jesteś wskazując cię palcem.

- Ciekawski.

- Jak to fryzjer. Powiedziałem: mąż. Przez chwilę milczał, a potem ze śmiechem: Nie. Nie. Syn?

- Wytłumaczyłeś mu tę drobną różnicę?

- Nie, zostawiłem go w niepewności.

- Może dlatego tak cię ostro przyciął! 

 

[1] Lake Inle

Dodaj komentarz