ODCINEK 07 1972 W Europie

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 07 1972 W Europie

 Z dziennika podróży.

 Rostock

03.05.1972

 A więc Zachód! Przez duże Z. To trzeba przeżyć!

Pierwszym portem po wypłynięciu ze Szczecina jest… komunistyczny Rostock.

Mając rozmaitą walutę w kieszeni, nie mam ani feniga NRD. A złotówek nie chcą!

Trzeba widzieć było przypadkowego Niemca z NRD, któremu Pasażer wmuszał paczkę carmenów za 3 DM, abyśmy mogli dojechać z portu do centrum miasta. Dojechaliśmy, tylko po co? Ani informacji, ani komunikacji z powrotem! Oderwałem się od „bezmarkowego” Pasażera i przyłączyłem się do I. mechanika, który zabrał w rejs żonę, i razem wróciliśmy taksówką na statek.

Pasżer – figura jadąca do Caracas. 120 kg żywej wagi, tyleż tupetu i rozmachu. Pasażerka – mama córki plastyczki, która wraz z mężem Polakiem dorabia się w Maracaibo w Wenezueli.. Bardzo miła pani, leciwa, spokojna. Zagłuszana przez Pasażera. Bo rzekomo polecono mu opiekować się straszą panią.[1]

Nastawiam ucha, co mówią marynarze z naszego statku jak zaliczyć Hamburg, to znaczy jak tego dokonać mając bardzo ograniczone fundusze. Na statku dookoła sami ”wyjadacze”, byli tam dziesiątki razy, na praktyczne pytania odpowiadają: - To wszystko proste, tam wszystko jest oczywiste.

Naturalnie, mądrale, oczywiste dla nich. A dla mnie? Dziewiczo odkrywającego ten świat? 

04.05.1972 

Rozstajemy się z przyjaciółmi z NRD. Czule. Przed wypłynięciem z Roztocku wszystkich pasażerów spędzili do mesy i zabrali się za przeszukiwanie naszych kabin. Czy nie zabieramy ze sobą (o zgrozo, do Hamburga!) jednego lokalnego socjalistycznego Niemca. Nie wolno. Nawet jako maskotki? Na koniec spojrzeli każdemu głęboko w oczy i pozwolili odpłynąć w wolność. 

Hamburg

05.05.1972

Teraz zaczęło się na dobre. Wydawanie pieniędzy. Każde kichnięcie od tej chwili kosztuje $1. Za przejazd motorówką na ląd – DM 3. Metro, ulice sklepy, kawiarnie, samochody – to wszystko przyprawia o zawrót głowy.

Pierwsza część dnia minęła pod znakiem kawioru. Zmuszony do towarzystwa Pasażera, którego ”zaradność” mnie przeraża, musiałem wysłuchiwać wszystkich przeliczeń, za ile puszek kawioru z Polski można mieć te i inne rzeczy, których ceny widział w wystawach sklepowych.. Gdy zobaczył, że za 10 puszek tej ikry można kupić używanego volksvagena, załkał.

Sposób, w jaki Pasażer wyciągnął forsę z polskiego Żyda, przeszło moje wyobrażenie o cwaniackich umiejętnościach Polaków. Najpierw jeszcze trochę o nim samym: 55 lat, potwornie gruby, wysoki, ruchliwy. Wszystko wie, wszystko widział, wszędzie był. W czasie konfrontacji z rzeczywistością wychodzą jego kłamstewka i konfabulacje, ale to go nie peszy, chwali się dalej.

Pod pretekstem szukania niejakiego Minca Józefa (rzekomego serdecznego przyjaciela) zadzwonił z budki telefonicznej do pierwszego lepszego Niemca o polsko - żydowskim nazwisku, które wybrał z książki telefonicznej (wyobraźcie sobie książkę telefoniczną w polskiej budce!), prosząc o pomoc w poszukiwaniach. Tak czarował swego rozmówcę, że ten zaprosił nas do eleganckiej restauracji Alsterpavillon. Nasz sponsor przybył o 21.00 w smokingu, Pasażer w spodniach i białej koszuli, a ja w sportowej kurcinie, z torbą turystyczną. Czułem się fatalnie.

Po zapłaceniu rachunku, zostawił nam DM 50, bo Gruby zapłakał, że nie miał gdzie wymienić dolarów, choć wcale tego nie próbował, mimo iż go namawiałem.

Trzeba widzieć, z jaką miną wchodzi do sklepów i lokali nie mając grosza przy duszy, bądź wcale nie chcąc ani grosza wydać. Żenujący tupet. Ale za to funkcjonalny. 

Z listów do domu.

W morzu po wyjściu z Hamburga. 

A więc płynę sobie już piąty dzień i bardzo mi dobrze. Ze Szczecina popłynęliśmy do … Rostocku, gdzie skazany byłem na poruszanie się po mieście bez grosza, bo złotówek nikt nie chciał, a dolarów szkoda. Byliśmy tam chyba po to, aby jeszcze większy był kontrast w Hamburgu. Fakt, kapitalizm z bliska bywa przytłaczający. Miasto oszałamia bogactwem sklepów, elegancją lokali, organizacją komunikacji itd.

O cenach lepiej nie mówić. Po spadku dolara, strach przeliczać je na marki. Najtańsze jedzenie w małej knajpce 2,5 dol.[2]. Osobny rozdział to nocne atrakcje w rozrywkowej dzielnicy Sankt Pauli: kluby, striptisy, sexshopy filmy porno, dziewczynki w różnym wieku i tuszy – to tak zorganizowane, że robi wrażenie wielkiego wesołego miasteczka, tyle, że „dzieci” trochę starsze. A co widziałem za „Żelazną bramą” nadaje się na ustną opowieść, bo list by tego nie „przyjął”

Podczas wpływania i wypływania z portu w Hamburgu zagrano nam hymn polski. Tak witają i żegnają statki wszystkich bander.(…) 

Z dziennika podróży. 

Antwerpia

08.05.1972 

Na początek wielkie rozczarowanie. Brudy i wykopki – jak u nas. Stare miasto urocze. Małe domki, wąskie uliczki, mini kafejki i sklepiki i ogromie dużo samochodów. Kolorowo i wesoło. Ulica Pelikan to część dzielnicy żydowskiej. Po raz pierwszy zobaczyłem Żydów w chałatach i z pejsami, tak zwyczajnie chodzących po ulicy. Słychać polski. U nich w sklepach trochę taniej. Truskawki wielkości małych jabłek, a ich cena jakby były ze złota. Muzeum Rubensa zamknięte!! Poniedziałek! Pozostał do podziwiania jego ogromny tryptyk w ołtarzu w katedrze. Obraz Tycjana zabezpieczony systemem alarmowym.

Po pasażera przyjechali jego przyjaciele (gdzie on ich nie ma?). Pewnie i tych trochę „podoił”.

Wracamy na statek taksówką. 3 dol. Tablica na 16.00.[3]

W morzu.

10.05.1972

Już drugą dobę buja. Ale jak buja! (…) To się nazywa martwa fala posztormowa, przy bardzo słabym wietrze. Nie choruję, ale czuję niemoc w całym ciele, a głowa ciąży ku ziemi. Leżę i czytam. Tylko tak da się przeżyć. Wstaję na posiłki. Poza Pasażerem nikogo nie ma przy stole. Ten by nie darował. Obliczył, że pobyt na statku kosztuje nas 400 zł dziennie[4]. Postanowił to z pewnością „odjeść”.

 

Dalsze zapiski w dzienniku podróży są bardzo chaotyczne, więc przechodzę w chronologiczny tryb pamiętnika.

 

[1] Okazało się, że jest wdową po znanym malarzu Edwardzie Kokoszce.

[2]Moja pensja w1972 wynosiła 20 dol.

[3]Tablica na statku to zawieszona przy zejściu na trapie, to mała tablica z wypisaną kredą godziną, o której załoga i pasażerowie muszą być na pokładzie.

[4]Moja pensja w 1972 wynosiła 1800 zł.

Dodaj komentarz