Odcinek 09

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 09

Następnego dnia, po napojeniu byków i popasaniu ich przez kilka godzin na trawie, zgrupowaliśmy je razem, aby wyselekcjonować te, które uważałem, że są wystarczająco dorosłe, wyglądają na wystarczająco silne, i o ile umiałem to stwierdzić, miały mocne kopyta. To były te trzy kryteria, które według Lena były najważniejsze, na które należy zwracać uwagę, czy byk ma szansę dotarcia na drugi kraniec Szlaku Canninga.

Po dość niedługim czasie zauważyłem, że niektóre sztuki utykają, a wcześniej zwróciłem uwagę, że teren, na którym obozowaliśmy zawierał pewną ilość soli. Przyjrzałem się bliżej nogom tych kulejących byków i zobaczyłem, że niektóre miały obłamane brzegi kopyt, co musiało być spowodowane solą w glebie, a to zwierzętom sprawiało dyskomfort.

Wiedziałem, że byki można podkuć stosując zużyte końskie podkowy zwane kapciami. Podkowy przecina się na pół i kuje nimi kopyta. W bagażach mieliśmy dwadzieścia cztery pary takich podków zabranych do tego celu. Wiedziałem również z doświadczenia, że czasami okazywało się to kontr-produktywne. To było wskazane tylko wtedy, jeśli byk miał do pokonania krótką odległość do miejsca przeznaczenia.

Len przybył tydzień później, wraz z bratem, mężczyzną o ciemnej karnacji, szczupłej sylwetce, niestety bez lewego oka. Podaliśmy sobie dłonie, a ja zapytałem kim są jego robotnicy, bo zauważyłem, że mają wygląd podobny do wyspiarzy z Wyspy Kokosowej. Powiedział, że byli Kopangermi lub wyspiarzami pracujący na szkunerach jako poławiacze pereł. Spojrzałem na Lena oczekując jakiejś reakcji na tę odpowiedź. Ale, nie otrzymawszy żadnej, zdecydowałem, że tu i teraz wyrażę swoje obawy, Patrząc na ich obu powiedziałem - Jako główny kowboj muszę mieć pewność, że pańscy ludzie są kowbojami posiadającymi umiejętności poganiania bydła. To ja jestem w pewien sposób odpowiedzialny za te byki aż do dotarcia przez nie do Wiluny. Tak więc po przeliczeniu stada i potwierdzeniu przez was obu tego stanu, ja zachowam nadzór nad tymi bykami do czasu, kiedy nie przekonam się, że ci ludzie potrafią wykonać tę robotę. Jeżeli nie, nie przekażę im stada.

Len zgodził się od razu, a gdy jego brat się skrzywił, powiedział mu, że ja będę miał nadzór nad bykami aż do Studni 46[1]. Jego brat rzucił w moim kierunku niemiłe spojrzenie, a następnie gburowatym tonem, niechętnie zgodził się.

Następnego ranka daliśmy bykom godzinę na trawie. Potem zgromadziliśmy je w luźne stado, a później oddzieliliśmy niewielką liczbę około pięćdziesiąt sztuk od głównego stada i odepchnęliśmy je na małą odległość, aby szły jako przewodnicy. Potem kazałem Bullowi przepuszczać powoli główne stado między nim, Lenem i jego bratem tam i mną tutaj, w kierunku tych byków - przewodników tak, abyśmy mogli wszystkie byki policzyć, gdy będą po kolei przechodziły.

Policzyłem nacięcia, które zrobiłem na cienkim kiju za każde dziesięć sztuk, które mnie minęło. Po przejściu pięciuset sześciu sztuk pojechałem do Lena i po porównaniu obliczeń, uzgodniliśmy wielkość dostawy do Wiluny na pięćset, a pozostałe sztuki miały być na mięso.

Mal, po uzgodnieniu ostatecznej liczby zawrócił konia i wrócił do obozowiska, a ja odezwałem się do Lena - Chcę znowu wjechać w stado, aby jeszcze raz upewnić się, że nie pominąłem żadnej sztuki, która powinna zostać i czy chcesz ze mną pojechać?

Zgodził się skinieniem głowy i gdy przejeżdżaliśmy powoli przez stado byków, oznajmił mi, że przydzielił bratu starego Shinamana, czarnego pracownika Zagrody, jako przewodnika. Potem z krzywym uśmieszkiem dodał   - Stary Shinaman ma także tylko jedno oko, więc powinni móc znaleźć drogę tam iż powrotem.

Potem po krótkiej przerwie - Jeśli będziesz zadowolony z jego robotników, kiedy dotrzesz do studni, przyprowadź tę ekipę tutaj i zakończ przeganianie przy Grzegorzu od strony Bilaluny. My musimy przeprowadzić kolejne pięciuset sztuk na drugiej wyprawie i może, gdybyś chciał, mógłbyś zająć się tymi bykami i przegonić je przez Canninga do Wiluny.

Z zadowoleniem stwierdziłem, że stado jest w dobrym stanie, zawróciliśmy konie i ruszyliśmy z powrotem w kierunku obozowiska. Potem, gdy kierowaliśmy się do ogniska, Len twardszym tonem niż zwykle, zauważył - Don, mam zamiar najpierw pożegnać się z moim bratem, a potem wrócę tu, aby podzielić się z tobą tym, co będę wiedział, co cię czeka na szlaku. Potem, do cholery, wracam do domu. Obozy poganiaczy nigdy nie należały do moich ulubionych miejsc.

Zsiadł z konia, podał cugle starszemu Charliemu i poszedł zobaczyć się z bratem, który obozował około stu metrów dalej. Ja też zsiadłem z konia i zacząłem poprowadziłem go do skrzyń z jedzeniem, aby dostać herbatę, kiedy zobaczyłem, że Len już wraca.

Teraz ja rzuciłem cugle, podszedłem do ogniska i czekałem, aż Len naleje sobie kubek herbaty. A potem obaj staliśmy tak przez chwilę patrząc w kierunku byków, które w większości już się położyły. Lekko zwrócił się w moją stronę i powiedział - Don, po pierwsze ja nie mam dziennika, ani żadnych zapisków na temat Studni. Sądzę, że Wally Dowling zapisał i opisał to wszystko dla pana T.A. Domana. Niestety, pan T. A. Doman, podczas wakacji w zeszłym roku w Pradze na Węgrzech[2] został zastrzelony. Tam działa się rewolucja. Jego córka Margaret przejęła własność i zarządzanie. Skoro ty, mam nadzieję, będziesz przeganiał tylko do Studni 46, niech się mój brat martwi o dalszą część. Ty zaczynasz stąd i aż do studni 48[3], do której masz około pięćdziesięciu mil, nie ma wody. Bull dobrze zna tę trasę, więc pytaj go w razie wątpliwości. To dobry człowiek i pomoże ci jak radzić sobie z bykami i gorącem. Jest to dopiero trzynasty maja, i jak już wiesz, może już być cholernie gorąco w środku dnia. Chociaż jestem pewien, że wkrótce na wszystko znajdziesz swój własny sposób.

Uścisnęliśmy sobie dłonie, życzył mi powodzenia, obrócił się na pięcie, chlusnął resztkę herbaty w ognisko, podszedł do land-rovera i lekko machając ręką odjechał kierując się do Zagrody.

Gdy pojazd zniknął mi z oczu, zawołałem Buglara i powiedziałem mu, że tego popołudnia ruszamy z bykami w kierunku Studni 48, więc ma być spakowany i gotowy do drogi.

Potem podszedłem do mojego konia, który kręcił się wokół cienistego drzewa, dosiadłem go i pojechałem do byków. Kazałem Bullowi powiedzieć chłopakom, że będziemy prowadzić byki aż do studni 46. Zaczynamy od pojenia byków około godziny trzeciej, zanim wyruszymy do Studni 48. Niech chłopaki mają swoje plecaki i maty zwinięte i ułożone przy wielbłądach jucznych.

Od poprzedniego rana trzymałem byki bez wody w oczekiwaniu na ten moment. Tak więc, po obiedzie, zaczęliśmy powoli stawiać byki na nogi, a potem z Bullem i dwoma innymi poganiaczami ustawiliśmy byki frontem do wody w formie wachlarza tak, aby wszystkie mogły wejść do wody jednocześnie. Chcieliśmy dać im pić razem, po to, aby mieć pewność, że wszystkie zwierzęta będą stawiać czoło kolejnym pięćdziesięciu milom bez wody, na równych prawach. Po kilku minutach w wodzie aż po brzuchy, wszystkie zaczęły się kręcić wokół, co było sygnałem, że już się napoiły.

Widząc to, głośniej niż normalnie, powiedziałem chłopakom, żeby je z wody wyprowadzili, i jako że obie grupy poganiaczy z końmi i wielbłądami były już gotowe czekając po drugiej stronie wodopoju, poczułem, z pewną dozą podniecenia, że właśnie teraz wszyscy razem zaczynamy naszą podróż na południe.

Gdy byki brodząc przebrnęły przez wodę i zaczęły wspinać się na brzeg, aby dołączyć do koni i wielbłądów, podjechałem na sam brzeg, aby przyjrzeć się scenie, której nigdy wcześniej nie widziałem.

Był tam Buglar, na swoim wielkim białym wielbłądzie, po którym następował zastęp dziesięciu wielbłądów jucznych, była jego żona na wielbłądzie zamykających ten zastęp, a po nich stado ponad osiemdziesięciu zdrowych, nieoznakowanych koni. W krótkiej odległości za nimi szło stado byków prowadzonych przez Shinamana - kowboja Bilaluny, który jechał na wielbłądzie, a zanim kolejnych dwanaście wielbłądów jucznych, a na końcu Mal Brown i stado ponad czterdziestu rosłych, mocnych koni, za którymi postępowało pięćset byków poganianych przez dwunastu czarnych kowbojów.

Kiedy obserwowałem ten niesamowity widok, uświadomiłem sobie, że oprócz mnie, Mala Browna i jego czterech Kopangerów, wszyscy pozostali należeli do Bilaluny. Wszystkie konie, wielbłądy, byki i czarni kowboje byli własnością Bilaluny. Ta prawda czyniła oglądaną przeze mnie scenę jeszcze bardziej chwytającą za serce. Właśnie wtedy, gdy usiłowałem ogarnąć ogrom tego wszystkiego, duża chmura pyłu przewaliła się wokół sygnalizując, że karawana przeszła obok i nadszedł mój czas, aby dołączyć do wszystkich w drodze na południe.

Tak więc z westchnieniem dałem mojemu koniowi znak ostrogami i jadąc z tyłu za wszystkimi popychałem byki do przodu, ku nocy.

Utrzymywaliśmy marsz stada w rozsądnym tempie, niestety, mimo tego jeden gruby byk zaczął dyszeć, więc powiedziałem kowbojom jadącym z tyłu koło mnie, aby go zostawili. Wiedziałem, że kiedy ochłonie, trafi z powrotem do Goda Soak.

Później tej nocy, czując wezwanie natury, podjechałem na jeden z wyższych punktów piaszczystej wydmy, spuściłem spodnie i zająłem się swoimi sprawami, nagle za sobą usłyszałem ciche "muuu". Przez myśl przeleciały mi wszystkie możliwe wizje. Ja siedziałem okrakiem na koniu, ze spodniami w połowie opuszczonymi, z gównem dookoła. W końcu zobaczyłem, że to jest ten byk, którego zostawiliśmy wcześniej, a który szedł chyba za nami swoim własnym tempem. Zobaczył mojego konia na szczycie wydmy, podążył w tym kierunki i na nieszczęście dla mnie nie zrobił żadnego hałasu idąc po piasku i wszedł prosto na mnie zanim wydał z siebie jakiś dźwięk. Znalazłem się w okropnej sytuacji i poczułem się mocno zakłopotany, ale gdy spojrzałem na siebie z boku, zacząłem się głośno śmiać.

Musiałem użyć dużych ilości piasku, aby wyczyścić siodło i używając blaszkowatej trawy spinifex, podtarłem się i wyczyściłem, najlepiej jak potrafiłem. Podczas gdy to wszystko się działo, mój napastnik stał tam z głupim wyrazem mordy. Dlatego z uśmiechem poinformowałem go, że kiedy dzieci rozpoczynają swoją podróż przez życie dostają wodę, a ja, przez ciebie, zaczynam moją podróż z bardziej materialnym błogosławieństwem. Potrząsnął swoją wielką głową, a ja dosiadłem konia, aby dogonić stado. Utrzymując pewną odległość od wszystkich popychałem byki do marszu naprzód.

Około drugiej rano, byki zaczęły stawać, więc wezwałem do zatrzymania się, zsiadłem z konia, zostawiłem jednego kowboja na warcie, położyłem się na miękkim piasku i wkrótce zasnąłem. Tuż przed świtem obudziło mnie muczenie byków więc wstałem rozprostowałem kości, strzepnąłem kurz i piach i powiedział do mojego konia - Przepraszam cię stary, ale musimy ruszać dalej.

Dosiadłem go i wezwałem chłopaków do powolnego popychania byków do przodu, w chłodne poranne powietrze.

Około dziesiątej rano zobaczyłem Buglara prowadzącego dwa wielbłądy z kanistrami z wodą i kowboja odpowiedzialnego za stan koni, który poganiał kilka z nich w naszym kierunku. Zatrzymałem byki, zsiadłem z konia i czekając pozbierałem kilka gałązek i suche łajno bydlęce, aby zagotować wodę w manierce, zanim nie zrównali się ze mną.

W tym samym czasie, przywołałem Bulla i powiedziałem - Jak Buglar zacznie sadzać wielbłądy, przyślij tu swoich chłopaków, aby zmienili konie.

Potem z pomocą Buglara napełniłem ich bukłaki i manierki wodą, ukroiłem kawał wołowiny i dampera i odesłałem na miejsce, a uglar miał przyjść zmienić swojego konia i zjeść śniadanie.

Odczekałem, aż wszyscy powrócili do swoich właściwych miejsc przy bykach. Zobaczyłem, że Bull podjeżdża, zmieniłem konia pojąc solidnie tego świeżego. Buglar napełnił moje i Bulla bukłaki i manierki wodą. Odciął kawał peklowanej wołowiny i dampera dla nas obu, po czym zapakował ponownie swojego wielbłąda. Bullowi powiedziałem, aby ten od koni dopilnował, żeby wszystkie zwolnione konie miały grzbiety solidnie wymyte i roztarte zanim będą pojone. Buglar dosiadł wielbłąda, podniósł go i swoim gardłowym głosem powiedział - Ja jechać, Malagar.

Odwrócił się i pojechał na czele swoich dwóch wielbłądów z wodą, a z nim młodszy Charlie, w stronę drogi do Studni 48.

Około trzeciej po południu, gdy zaciągałem popręg siodła, aby dosiąść konia, podjechał Bull i zwracając się w kierunku naszej jazdy powiedział - Malagar, piach góra tylko mały tera.

Następnie wypychając dolną wargę, jakby nią wskazał kierunek, kontynuował - Jemu mały kawałek dłuuuuuuuga droga. Może iść dłuuuugo tera noc.

Kiwając głową jako podziękowanie powiedziałem, gdy wsiadłem na konia - Okay, ruszamy.

Podjeżdżając do najbliższego byka, który nadal leżał, powoli zmusiłem go do wstania tak jak i pozostałe i ruszyliśmy w kierunku zachodzącego słońca.

Ale tym razem, kiedy zaczęliśmy byki zaganiać do stada, znalazło się kilka wielkich, smukłych sztuk, które rywalizowały o pozycję na prowadzeniu. Dla poganiacza był to dobry znak, ponieważ każde stado byków potrzebowało dobrych liderów. Wiedząc, że pokonujemy tę trasę we właściwym tempie, uśmiechnąłem się do swoich myśli - Te stare byki wdrożyły się już w swoją robotę. – Było jasne, że z czasem właśnie te byki będą narzucać tempo stadowi. Poganiacze głównie mają utrzymywać kierunek, w którym podąża stado. To właśnie byki – liderzy trzymają stado razem i narzucają tempo,

Gdy zapadł noc i piasek ostygł, liderzy zwolnili tempo do bardziej równomiernego, co pozwoliło mi obliczyć, że do rana powinniśmy pokonać kolejnych ponad dwadzieścia mil, plus minus, biorąc pod uwagę piaszczyste wydmy. Uznałem, że jeżeli nic nie pójdzie nie tak, powinniśmy dotrzeć do Studni 48 jutro przed południem. Jak tylko byki zaczęły zwalniać, zrobiłem przerwę i zauważyłem błysk ognia zapalanej zapałki, domyśliłem się, że to był Buglar nadjeżdżający z kolejną zmianą koni i zbiornikami z wodą. Zatrzymałem byki i teraz nie musiałem martwić się o utrzymanie ich razem, więc zsiadłem z konia, rozejrzałem się po okolicznych krzakach, aby znaleźć kilka suchych patyków na ogień i w ten sposób pokazać Buglarowi moją pozycję..

Kiedy wielki biały wielbłąd ukazał się w świetle mego ogniska, odwróciłem się, aby wziąć mój bukłak, zobaczyłem pojawiąjące się płomienie dwóch innych ognisk po drugiej stronie stada. Z uśmiechem pomyślałem - Nie tylko byki wdrażają się w codzienną rutynę, ale moi kowboje też. I zgodnie z tą rutyną zmieniliśmy konie, napełniliśmy wodą nasze bukłaki i manierki, ukroiliśmy po kawałku wołowiny i dampera. Po czym pozwoliłem Buglarowi i młodszemu Charliemu zawrócić i odjechać w ciemność.

Zasiadłem do kolacji, bo postanowiłem moim starym bykom dać jeszcze jedną godzinę odpoczynku. Gdy czas wolno płynął, spoglądałem w niebo i poczułem się przepełniony tą chwilą intymności i pomyślałem o tym przepięknym niebie z gwiazdami na wyciągnięcie ręki. Powiedziałem do siebie - Kto jeszcze umiałby patrzeć tak w górę, a kto wolałby patrzeć w dół. Zupełnie nieświadomie zacząłem przypominać sobie moje chłopięce lata i spuściłem głowę. Kiedy naszły mnie myśli i problemy z tamtych czasów, wstałem, wyjąłem zegarek kieszonkowy i sprawdziłem położenie wobec gwiazd. Ujrzałem konstelację gwiazd zwaną Krzyżem Południa i ustaliłem, że dochodzi godzina druga, postanowiłem postawić byki na nogi i ruszyć dalej. Spokojnym głosem odezwałem się w ciszy nocnej - No, stare dranie, macie jeszcze długą drogę przed sobą, więc trzeba ruszać. 

 

[1] Studnia 46 – Studnia numer 46 na trasie z północy na południe. Numery studni maleją w tym kierunku. Ze względu na nazwę własną tych instalacji stosuje się wielką literę.

[2] Autor świadomie powtarza ten błąd po Lenie Brownie.

[3] Dla przypomnienia numery Studni maleją w kierunku południowym.v

Dodaj komentarz