Odcinek 11

Ostatni poganiacz na Szlaku Canninga

Odcinek 11

Około trzeciej po południu, gdy pustynia zaczęła się ochładzać, znowu poderwałem byki i z o wiele łagodniejszym tempem posuwaliśmy się naprzód po piaszczystych wydmach, które od tego momentu łączyły się ze sobą i utworzone były z drobniejszego piasku. Gdy słońce zaczęło się chować, oszacowałem, że musieliśmy przynajmniej przebyć dwadzieścia mil od dzisiejszego ranka, zarządziłem więc postój. A potem, gdy silniejsze byki zajęły się pożywieniem, a słabsze zaczęły się pokładać, pojechałem w stronę wolnego kawałka piasku. Mijając je, słyszałem jak te pokładające się jęczały, a kolana im skrzypiały. Chociaż byłem zadowolony, że dawały radę, zacząłem rozumieć, na podstawie tego, co dotąd przeszliśmy, że musi być działać stały system, aby te byki zdały sobie sprawę, że czeka ich długa droga.

Po dotarciu do tego otwartego kawałka przestrzeni zsiadłem z konia i trzymając cugle chciałem się pochylić i wtedy poczułem, że moje kości trzeszczą. Popatrzyłem wstecz na byki i zamruczałem - Nie jesteście jedynymi tutaj z zesztywniałymi i obolałymi kośćmi.

Potem usiadłem na piasku i czekałem na wielbłądy z wodą i świeże konie.

Na szczęście, zanim zapadła ciemność, zobaczyłem zbliżającego się przez gasnące światło Buglara na starym Prince’u, jego żonę na swoim wielbłądzie tuż za nim, potem Shinamana na wielbłądzie prowadzącego zastęp dwudziestu dwóch wielbłądów jucznych, a na końcu wielbłąd niosący Mala Browna. Gdy zbliżyli się, dostrzegłem mignięcia naszych koni poganianych przez obu Charlie’ch.

Mężczyźni - mówiono mi – pracowali zawsze razem, odkąd młodszy Charlie był małym chłopcem.

Wstałem, aby wskazać Buglarowi moją lokalizację, zobaczyłem, ze kieruje cały zastęp w moim kierunku. I kiedy patrzyłem na te ich giganty pustyni sunące naprzód, byłem pod wrażeniem ich siły, szczególnie wielbłądów jucznych. Te stworzenia dźwigały na swoich grzbietach kanistry z wodą, które kiedy były pełne ważyły około 300 kilogramów, dodatkowo po dwie skrzynie o wadze około 30 kilogramów każda. To było ponad ćwierć tony juków! A jeden szczególne hałaśliwy, energiczny i gigantyczny wielbłąd o imieniu Roger, którego obserwowałem, gdy żona Buglara zmuszała do klękania, z pewnością mógł nieść jeszcze więcej.

Gdy Buglar przy pomocy żony, kobiety choć nie tak wysokiej, ale równie silnie zbudowanej, zdjęli kanistry na ziemię, konie zdążyły do nas dołączyć. Szybko zmieniliśmy konie, napełniliśmy bukłaki, złapaliśmy wołowinę i dampery, które żona Buglara nam wręczyła i z brezentowych wiader daliśmy naszym koniom wodę do picia, która pozostała w kanistrach. Skłoniłem głowę w kierunku Buglara, na ten znak on kazał wielbłądom wstać, dosiadł swojego wielbłąda i z kiwnięcie głową w moją stronę odjechał w ciemność w kierunku Studni 46.

Gdy koniec całego zastępu pojawił się, zauważyłem skrzywienie na twarzy Mala Browna, gdy skręcał przy mnie, aby podążyć za resztą. Przypuszczałem, że to dlatego, że nigdy nie kłaniałem mu się skinieniem głowy. Z uśmiechem wymruczałem do siebie - Przecież to Buglar zarządza całym zastępem, a ty musisz zapracować sobie na moje ukłony. Z tą złośliwą myślą skierowałem konia do miejsca, gdzie mogłem zorganizować sobie kolację.

Gdy pustynna noc przyniosła chłód, poderwałem ponownie stado i zacząłem poganiać te zmęczone już byki w rozgwieżdżoną noc. Buglar pojawił się z wodą i zapasowymi końmi tuż przed nadejściem dnia. Postępując według tej samej rutyny pozwoliłem mu wrócić, a sam pojechałem dalej na południe.

Niestety, w tym czasie już wszystkie byki potykały się, oczy zaczynały im się zapadać w oczodołach i wydawały z siebie, znad wywieszonych języków, niski muczący dźwięk. Widząc, że prawie wszystkie byki kulały zacząłem zastanawiać się, co my do cholery tutaj robimy. Przecież my te byki prowadzimy na sprzedaż. A przez sposób, w jaki je prowadzimy, tylko niektóre, o ile w ogóle, będą miały szanse przeżyć, jeżeli sytuacja całkowicie się nie zmieni.

Zobaczyłem wtedy wystający drąg Studni 46. Podjechałem bliżej, gdzie czekał na mnie gburowaty Mal Brown, który poinformował mnie, że koryto jest pełne, a studnia ma dobrą wydajność wody.

Przyjmując skinieniem głowy tę informację, poczekałem aż mój koń napoi się, potem pojechałem z powrotem do stada i z pomocą Bulla i kilku chłopaków zagoniliśmy wszystkie byki pozostające w tyle stada i je pierwsze poprowadziliśmy do wody.

Kazałem Bullowi powiedzieć chłopakom, żeby przepchnęli tę część stada na bok, gdy skończą picie, na zachodnią stronę studni. Potem skierowaliśmy kolejne stado do wody.

Powiedziałem do Bulla - Prowadź teraz te i po tym, jak się napoją, przepchnij je na drugą stronę studni, z dala od pierwszej części stada. Tak więc, kiedy już napoimy wszystkie byki, przyprowadzę tę pierwszą część jeszcze raz i damy im znowu pić. - Skinął głową na zgodę i powiedział   - Malagar, on dobry karmić tu, tez iść nie dłuuuuugo potem woda, dobra odpocząć stado.

Spojrzałem na jego ciemną, poważną twarz i z uśmiechem pomyślałem - Tak właśnie mężczyźni powinni współpracować - i zapytałem - Ci ludzie, Mal Brown, tu ja decyzja, co z nimi robić?

Zobaczyłem, że szybko odwrócił wzrok i zrozumiałem, że nie chce zrobić następnego kroku i skarżyć na innych, powiedziałem - Muszę radio do bossa Lena i powiedzieć mu, że oni nie dobry.

Kiedy to wypowiedziałem, odwrócił się i z uśmiechem wymamrotał - Ony nie poganiacz.

Ponieważ to mniejsze stado posuwało się już do przodu, dodałem - Ty zajmiesz się tymi bykami, ja resztą.

Zawróciłem konia, wróciłem do głównego stada, a następnie przez kilka godzin prowadzałem niewielkie stada do wody, aż w końcu to pierwsze podeszło do koryta po raz drugi. Udało się przed zachodem słońca uspokoić wszystkie stada i dać im odpocząć na nocnym postoju. A potem, gdy zacząłem powoli objeżdżać je, zobaczyłem podjeżdżającego Bulla, który wymamrotał - My wszyscy już jeść, Malagar świeży koń jeśli chce. Ja być do pierwszej warty.

Słysząc jego propozycję, abym odpoczął uśmiechnąłem się, a następnie podziękowałem mówiąc - Nie, ja zawsze mam wartę przy zachodzie słońca, ale dzięki, a ty robisz dzisiaj dobrą robotę.

Właśnie wtedy podjechał młodszy Charlie. Spojrzałem na drugą stronę stada i zobaczyłem tam starszego Charliego, więc powiedziałem do Bulla - Tyyyy, powiedz młodszemu Charliemu, kiedy spotka starszego Charliego tam z tyłu stada, że ja chcę tylko jednego na raz człowieka na warcie.

A gdy skinął głową, zawróciłem konia w stronę koryta, żeby mu pozwolić ponownie się napić, zanim pojechaliśmy w kierunku skrzyń z zapasami.

Tam zsiadłem z konia, rozsiodłałem go, chwyciłem swoją manierkę, poprowadziłem konia ponownie do koryta, wymyłem jego grzbiet i roztarłem derką. Wyciągnąłem zegarek, jednocześnie spojrzałem w nocne niebo, aby sprawdzić pozycję Krzyża Południa. Zobaczyłem, że był jeszcze bardziej na wschodzie. Wiedziałem, że gwiazdy pojawiają się dwadzieścia minut później każdej nocy. Spojrzałem na zegarek, wskazówki wskazywały godzinę dziesiątą. Obliczyłem, że Krzyż będzie wisiał na horyzoncie następnej nocy.

Poprowadziłem mojego konia tam, gdzie były inne konie, założyłem mu pęta, poklepałem go po szyi i szepnąłem do ucha - Ty też dobrze sobie radziłeś, stary druhu.

Ale jak tylko puściłem go luzem, padł na kolana, przetoczył się na plecy i zaczął kąpać się w piachu. Musiałem szybko cofnąć się przed wznoszącym się pyłem, warknąłem – Niektórzy wiedzą jak zakończyć dzień.

Odwróciłem się, poszedłem do pakunków z jedzeniem, gdzie był mój plecak i mata. Rozwinąłem toboły, złapałem ręcznik, małą płócienną torbę zawierającą mydło, szczotkę i pastę do zębów, poszedłem do koryta, umyłem zęby, szybko umyłem się, podszedłem do ogniska, znalazłem trochę wołowiny i dampera, na wpół napełniłem manierkę, wróciłem do legowiska i jak tylko wnętrzności zostały napełnione, ściągnąłem buty, położyłem się na macie i natychmiast zasnąłem.

Obudziło mnie - Malagar ty czas,

Podniosłem rękę, trzymałem ją w górze przez chwilę, zacząłem wstawać i zdałem sobie sprawę, że moje powieki nie chcą się otwierać. Miałem nadzieję, że to kurz z wczorajszego dnia, a nie pustynne zapalenie spojówek. Łagodnie przetarłem oczy, powieki otworzyły się, naciągnąłem buty, poszedłem do koryta. Myjąc zęby pomyślałem - Kurwa, to jest tak samo jak w wojsku, te same pieprzone zwyczaje, ciągle to samo. Szybko umyłem twarz, wróciłem do legowiska, zwinąłem matę i plecak, chwyciłem kubek z gorącą kawą i pijąc powoli, czubkiem buta rozgarnąłem tlący się żar w ognisku. Małe płomienie zaczęły ponownie migotać. Odwróciłem się i poszedłem po nocnego konia zapalając zapałkę, aby chłopak na warcie zobaczył, że nadchodzę. Potem rozpętałem konia, dosiadłem go i rozpocząłem moją wartę. Przejeżdżając obok wyspiarzy zobaczyłem, że byli zbyt zmęczeni, aby chociaż podnieść głowy. Wjechałem na szczyt wydmy, skąd widziałem cały obóz. Zatrzymałem się i zacząłem rozważać, co mam zrobić z tymi chłopakami z wyspy.

Żaden z nich nie nadawał się do roboty, ale skoro byli częścią umowy dostawy byków na miejsce, musiałem podjąć właściwą decyzję. Gdyby zostali wyrzuceni, mógłbym być pociągnięty do odpowiedzialności. Biłem się z myślami - Panie Brown, wystawiłeś kilku z nas na próbę, bez najmniejszej troski o nas, z wyjątkiem siebie samego.

Wtedy zobaczyłem jeźdźca jadącego w kierunku byków i pomyślałem, że coś może być nie tak, trąciłem konia ostrogami i zjechałem z wydmy na spotkanie, ktokolwiek to był. Gdy zbliżyliśmy się do siebie, zobaczyłem, że jest to jeden z chłopaków z wyspy, a kiedy podjechał jeszcze bliżej, zobaczyłem, że jest to Afido. Ściągnąłem cugle i zapytałem - Co jest nie tak?

Z na wpół zakłopotanym uśmiechem na twarzy spojrzał w dół, a potem wymamrotał - Szefie, przyszedłem tu do ciebie, żeby, że my, moi kumple i ja sam, chcemy powiedzieć ci, my nie jedziemy dalej. Kiedy ten cholerny Brown zabierał nas do tej roboty, nie powiedział, jaka ona jest. Wiem, że ty się tym przejmujesz, my cię przepraszamy. Ale to jest to, co zdecydowaliśmy. Chociaż, może jeden, Jerry, pojedzie, ale to jest jego własna decyzja.

Spojrzałem na niego z ulgą, że przynajmniej część mojego problemu została rozwiązana. Na jego decyzję odpowiedziałem - Doceniam twoją szczerość, ale powiem wam, że będziecie musieli tu poczekać aż zorganizuję zabranie was z powrotem do Zagrody. Wracaj do chłopaków i powiedz Bullowi, że chcę go tutaj.

Kiedy Bull podjechał, powiedziałem mu, co się wydarzyło, i że zamierzam zrobić tu odpoczynek bykom do czasu, aż szef Len tu przyjedzie. - Widzę, że jedziesz na nocnym koniu, wróć, zjedz coś, złap jednego z twoich własnych koni, wróć tutaj, pomóż mi poderwać te byki i przeprowadzić je około milę w tę stronę.

Wskazując na zachód - I tam je zawróć, okej?

Zdawało się, że chwilę się zawahał, a potem powiedział - Malagar, ty robić dobra rzecz, kto teraz prowadzić byki, może ty, Malagar, bo ja mieć chore picaninny[1] w Zagrodzie.

Uśmiechnąłem się do siebie, gdy pomyślałem - Wy cwaniaki, wszyscy wiedzieliście od początku, co się wydarzy - i w pewien sposób czułem się dumny, że człowiek tego kalibru jak on, mógł dostrzec, że ja przewidziałem jak się sprawy mogą potoczyć.

Pokiwałem głową i spytałem - Ile picaninny masz?

Wydawało się, że sprawiło mu to przyjemność i odpowiedział z krótkim chichotem - Hmmm, za dużo, Malagar.

Tak więc przenieśliśmy nasze relacje na wyższy poziom. Powiedziałem - Okej, idź zmień konia teraz, ja zacznę stawiać te byki na nogi tutaj i powoli przesuwać je naprzód, a ty zawrócisz je tam, z dala od miejsca, gdzie karmione są konie.

Wrócił z dwoma innymi chłopakami i powoli ruszyliśmy byki, a ja zwróciłem konia i pojechałem do obozu Mala Browna. Zobaczyłem, że stoi przy ognisku, najwyraźniej czeka na mnie. Nie miałem nastroju na żadne uprzejmości, rezygnując z dzień dobry od razu przystąpiłem do problemu, który mnie zajmował. Z cała mocą powiedziałem - Chcę, żebyś wypakował radio bezprzewodowe napędzane pedałami i przygotował je.

Potem, nie czekając nawet na odpowiedź zawróciłem konia, pojechałem do naszego obozu, zsiadłem z konia, wręczyłem cugle młodsze Charliemu, żeby się nim zajął. Wróciłem do ogniska Browna, zobaczyłem, że rozciągnął antenę i czekał. Gdy zatrzymałem się obok radia zapytał - Co teraz zrobisz?

W pewnym sensie byłem zadowolony, że nie czułem zakłopotania mówiąc starszemu, co robić, a że wciąż byłem bardzo zdenerwowany z powodu sytuacji, w której nas wszystkich postawił, odpowiedziałem na jego głupie pytanie - Domyślam się, że już wiesz, że twoi ludzie wynoszą się. Uruchom pedały i gdy Len będzie na linii, powiem mu, że chcę, aby tu przyjechał. Ale tak naprawdę to jest sprawa tylko między wami, mnie tylko obchodzą byki.

Kręcąc pedałami urządzenia wymamrotał przez ramię – Pierdoleni wyspiarze, tylko Jerry pojedzie ze mną.

Stałem tam i czekałem na uzyskanie połączenia, pomyślałem   - Kto to był ten, kto dał im tę robotę?

Po kilku minutach kręcenia pedałami i wywoływania Bilaluny usłyszałem głos Lena trzeszczący z głośnika, pytający, co się stało. Złapałem słuchawkę i powiedziałem - Len, jesteśmy przy Studni 46 i jest problem. Jezu, jak ja nienawidzę mówić do tych przeklętych rzeczy.Przyjeżdżaj tutaj tak szybko, jak tylko możesz, byki mają się dobrze, my tu czekamy.

Potem nie pozwalając Lenowi na rozpoczęcie sesji pytań i odpowiedzi powiedziałem Malowi Brownowi, aby przestać kręcić pedałami i aby uniknąć dalszego oglądania jego skrępowania odwróciłem się i wróciłem do swojego obozu. Ukroiłem kawałek dampera, trochę peklowanej wołowiny i podszedłem do swojego legowiska, kucnąłem i zjadłem śniadanie.

Kręciliśmy w miejscu bykami przez dwa dni zanim Len w swoim land-roverze z oponami w połowie sflaczałymi  przedarł się przez wydmy do obozu. Z szybkim – Dzień dobry - rzuconym w moją stronę, poszedł do obozu brata, skąd po ożywionej dyskusji, ruszył energicznie do mnie. Pomyślałem - Nie powiesz mi, że on ma zamiar dobrać się do mnie. -- Poczułem ulgę, gdy powiedział - Ale kurewstwo! Ty tu jesteś, ponad dwieście mil od gospodarstwa z pięciuset bykami, a tego skurwiela Mala, jego ludzie, z wyjątkiem jednego, odmawiają dalszej pracy. Nie obwiniają ciebie, mówili mi, że Mal nigdy im nie powiedział tego, co mają robić. Teraz muszą cię poprosić, czy mógłbyś , ja wiem, że to nie jest twoja robota, poprowadzić te byki do Studni 22. Załatwię, aby Margaret Doman spotkała się z tobą tam i z kimś, kto będzie mógł dokończyć tę wyprawę. Poza tym skoro mój bezużyteczny brat już tutaj jest, a w zeszłym roku przeszedł ten szlak, zostawię go i jego pracownika z Wyspy Kokosowej, żeby zajęli się wielbłądami. Może być kucharzem, ale nie będzie to dla ciebie łatwe. Co ty na to?

Spojrzałem daleko przed siebie, poprzez szczyty wydm i ujrzałem ziemię, po której podróżowałem, a tórą zacząłem rozumieć.   – Dlaczego nie? – pomyślałem. – Po to tu przyjechałem, a byki jakoś udało mi się ułożyć, więc ta część jest w porządku. Ale kogo wezmę ze sobą do pomocy, skoro Bull, który był moją prawą ręką, nie jedzie dalej. A poza wszystkim idzie o to, aby „nie rozmawiać z tymi draniami”, dlatego patrząc na Lena zapytałem - Okej, pojadę, ale kogo zabiorę ze sobą, bo nie mogę sobie wyobrazić, aby twój brat przydał się do czegokolwiek?

Wpatrywał się we nie przez chwilę, po czym wyrzucił z siebie - Nie przejmuj się nim. Ustawię go do pionu, cholera jasna. No tak, Bull musi wracać ze mną. Musimy zgromadzić jeszcze jedno stado. Ale przywiozłem tu ze sobą Kanarie, który zna trochę angielskiego i zna szlak. Mimo wszystko, będziesz musiał kazać Bullowi, aby wyjaśnił temu chłopakowi Kanarie’mu, co on ma robić. I możesz zabrać ze sobą dwóch chłopaków z Zagrody, którzy tu są, ale tuż więcej nikogo nie będziesz miał w swojej drużynie.

Potem odwrócił się na pięcie, przez ramię rzucił, kiedy szedł do obozu brata.

- Zrobię wszystko, aby nie było żadnych cholernych kłopotów między wami dwoma. Byki są na pierwszym miejscu i są pod tobą!

Po tym, jak najwyraźniej uzgodnił różnice zdań z bratem, trzech z czterech wyspiarzy rzuciło swoje pakunki na tył land-rovera, podszedł do mnie, uścisnął mi dłoń i podziękował, że wyciągnąłem go z tego kłopotu, wsiadł z do swojego land-rovera i bez słowa pożegnania odjechał.

Przywołałem Bulla i powiedziałem - Rano, chcę, żebyś pomógł mi posortować konie. Mój zostanie w grupie poganiaczy. Powiem Buglarowi, że chcę, żeby mi pomógł uporządkować zapasy. Ponieważ chcę wiedzieć, czy wszystkie wystarczą na tę podróż, i chcę, abyś przyprowadził tutaj Kanarie’go. Chcę mu przy tobie powiedzieć, czego od niego oczekuję. Nigdy wcześniej nie byłem na tym szlaku i nie mam pojęcia, ile wody znajduje się w każdej Studni i jak daleko jest od jednej dobrej wody do następnej.

Gdy odszedł po Kanarie, poszedłem do obozu poganiaczy, który teraz był pod moją kontrolą. Zobaczyłem Mala Browna rozmawiającego z Jerrym, z tym wyspiarzem. Poczekałem, aż skończą rozmowę, kiedy Mal Brown odwrócił się do mnie, powiedziałem - Nie byłbym zaskoczony, gdybyś nie był zadowolony, ale szczerze mówiąc to mnie nie interesuje i nie chcę żadnej dalszej dyskusji na temat tego, co się stało. Teraz jestem odpowiedzialny za doprowadzenie tych byków do Studni 22. Jeżeli możesz mi w czymkolwiek pomóc, będę wdzięczny. Teraz jestem tutaj, bo muszę wiedzieć, co jest w pakunkach, w które zaopatrzyła cię Bilaluna na podróż na południe. Wiem dokładnie, co jest w naszych. I jeżeli mógłbyś wyjaśnić mi jak działa to bezprzewodowe radio na pedały, byłbym bardzo zadowolony.

Warknął - Pokażę ci później! I skoro pakunki są własnością twojego szefa, więc to jest twój biznes, rób, co chcesz.   - I odwrócił się do mnie plecami.

Patrząc na jego plecy pomyślałem - Gdybyśmy byli gdzieś indziej, to za to walnąłbym cię w pysk. - Z westchnieniem odwróciłem się, wezwałem Buglara i jego żonę. Z nimi i z chłopakiem Shinamanem przejrzeliśmy wszystkie zapasy, jakie mieliśmy, ile benzyny zużyliśmy do tej pory, części zapasowe itp.

Po skończeniu załadowania ostatniej skrzyni – juku wielbłądziego, byłem przekonany, że wiem już to, co musiałem wiedzieć. Rozejrzałem się wokół, nadchodził zachód słońca, zwróciłem się do Buglara- Będę podrywał na nogi byki o trzeciej nad ranem i ruszymy w drogę. Wrócę, gdy Kanarie i pozostałe chłopaki będą gotowi, więc czekaj tu na mnie. Teraz zaprowadzę moje byki na nocny obóz.

Odwracałem się, gdy Buglar z zatroskaniem na twarzy zapewniał mnie swoim gardłowym głosem, że zrobi wszystko, co chcę i miał nadzieję, że będę miał dobrą podróż na południe.

Zatrzymałem się i odezwałem się do kogoś, kto teraz, jak odczuwałem, był człowiekiem naprawdę godnym zaufania. Zapewniłem go, że postaram się, aby była ta podróż była jak najlepsza. Odwróciłem się i podszedłem do konia myśląc - To wstyd, że tak to jest między białymi i czarnymi, bo w normalnych okolicznościach byłby dobrym, wiernym przyjacielem. - Odwiązałem konia od drąga przy studni, dosiadłem go i pojechałem postarać się zebrać stado. Zauważyłem, że większość byków wyglądała, jakby odzyskała siły po trudach ostatnich dwustu milach, więc do najbliższego z nich powiedziałem - Wy, chłopki, wyglądacie dużo lepiej niż parę dni wcześniej, ale niestety od jutra dalej to samo.

 

[1] Pickaninny – słowo ze slangu północnoamerykańskiego, które w negatywny sposób opisuje ciemnoskóre dzieci. Zapewne pochodzi z portugalskiego pequenino (malutki). 

Dodaj komentarz