ODCINEK 30 1978 Znowu do USA

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 30 1978 Znowu do USA

Próba X  

Sierpień – grudzień 1978 - USA  

Dawid przyjechał do Polski w lipcu 1977 roku. Wielkim motocyklem bmw. Z Frankfurtu, gdzie go wypożyczył. Jak zwykle działał i zachowywał się niekonwencjonalnie.

Wjechał do Szczecina przez przejście graniczne w Kołbaskowie. W centrum miasta z trudem znalazł automat telefoniczny, z którego do mnie zadzwonił. Pierwsze jego słowa, gdy dotarłem na ulicę Niepodległości w okolice banku PKO, zaskoczyły mnie – Jaki tu ruch! Tu są samochody! Tu jest dużo ludzi! Tu jest duża ulica! Tu jest życie! – jego niekłamane zdziwienie potwierdziło, że wiedza ludzi z Zachodu o tym, czym Polska różni się od reszty świata była znikoma. Nawet tych, którzy mieli bezpośrednie informacje jak wygląda życie w komunie.

Zorganizowałem pobyt Dawida w Polsce najlepiej jak umiałem. Włączyłem do wspólnej zabawy wszystkich znajomych, którzy mieli na to ochotę oraz chcieli poćwiczyć swój angielski. Moja uczennica tego języka Ewa H.[1], była jedną z tych osób, która spędziła razem z nami sporo czasu w Szczecinie, Warszawie i Krakowie.

Dawid postanowił przeznaczyć sporą część swoich jednomiesięcznych zarobków na pobyt w Polsce, co na nasze warunki było małą fortuną. Dysponowaliśmy, więc pieniędzmi na przeloty samolotami między miastami w Polsce, na wynajęcie na jeden tydzień mieszkania w Warszawie, na zabawy w dyskotekach, które pojawiały się jako nowe zjawisko po restauracjach z „dancingami”. Dawid był szczęśliwy, bo bawiliśmy się świetnie i spotykaliśmy ludzi, którzy okazywali mu wiele zainteresowania oraz poświęcali mu swój czas. Kolejne jego zdziwienie dotyczyło bogatego życia towarzyskiego w Polsce i autentycznego poczucia humoru, który prezentowali wszyscy nasi przyjaciele i znajomi. Uznał, że spędza w Polsce wakacje swojego życia. Za tak niewielkie pieniądze.

Niewiele mógł zrozumieć z naszej sytuacji politycznej, ale dość szybko zauważył większość paradoksów naszego życia. Widział w sklepach brak wszystkiego, ale niczego nie brakowało na stołach w domach Polaków, wiedział, że samochodów nie można kupić, ale jakieś tam jeździły po ulicach. Komentował wiele innych sytuacji, które dla nas były oczywiste i przez to niezauważalne.

W czasie czarno-białej kroniki filmowej zdenerwował się, gdy zobaczył przemawiającego Gierka, a podkład muzyczny stanowiła V. symfonia Beethovena – To nadużycie! Oni nie mają prawa! To wykorzystanie „naszej” muzyki do niecnej manipulacji komunistycznej! - irytował się. Nie przyjmował mojej argumentacji, że my, po tej stronie „żelaznej kurtyny” też mamy prawo dostępu do wielkoświatowej kultury i jednocześnie potrafimy ocenić, co jest manipulacją polityczną a co nią nie jest. Kultura Zachodu, w rozumieniu Dawida, była zarezerwowana dla narodów w pełni demokratycznych.

Po miesiącu pobytu coś się wydarzyło. Dawid zakochał się w Ewie H. W pięknej, filigranowej blondynce, która stała się dla niego uosobieniem kobiety – ideału. Postanowił ją zdobyć dla siebie. Ale najpierw musiał wyjechać na tydzień do Wiednia, po czym wrócił, aby spędzić ze mną i Ewą H. jeszcze dwa tygodnie. Ewa ze spokojem traktowała zaloty Dawida i przyjęła pozycję wyczekującą. Aby ułatwić jej to wyczekiwanie na właściwy moment oraz sensownie wspólnie spędzić dwa tygodnie sierpnia, wynająłem prywatną dwupokojową kwaterę w Kołobrzegu oraz załatwiłem posiłki w okolicznym domu wczasowym.

Do Kołobrzegu dojechaliśmy wypożyczonym fiatem 126P. Było to jedyny (!) samochód, jakim dysponowała wypożyczalnia w Szczecnie. Techniczny stan auta był opłakany, sporo czasu spędziliśmy w warsztatach naprawczych, ale i tak byliśmy zadowoleni z naszej swobody poruszania się. W dniu, w którym jechaliśmy nad morze, nasze samochodowe radio podało wiadomość o śmierci Elvisa Presleya. Zapamiętałem na zawsze datę 16 sierpnia 1977 roku. 

Kołobrzeg  

Z tego okresu zapadły mi w pamięć cztery sytuacje, które wywoływały komentarze Dawida na temat funkcjonowania naszego społeczeństwa, którego my z Ewą H. byliśmy przedstawicielami.

Pierwsza dotyczyła regularnych posiłków w domu wczasowym. Poza trudnościami z zaakceptowaniem niektórych potraw, takich jak kaszanka i zupy mleczne na gorąco, nie mógł się nadziwić – W tym kraju nic nie funkcjonuje, pociągi się spóźniają, braki w zaopatrzeniu wykańczają ludzi, a tutaj… z wybiciem godziny ósmej rano – śniadanie na stole, o trzynastej – obiad, o osiemnastej – kolacja. Wszystko gotowe na czas, stoły nakryte, kelnerki w pogotowiu, a jedzenie bardzo smaczne – powtarzał to codziennie pałaszując smakowite posiłki. Tymczasem w nielicznych restauracjach nie można było znaleźć wolnego stolika, na kelnera czekało się godzinami, jeszcze dłużej na zamówione danie, a kelner robił łaskę, że w ogóle jest.

Druga miała związek z naszym zachowaniem na plaży. Dawid rzucał swój ręcznik na piach i po chwili nie zwracając uwagi na innych już wystawiał się do słońca. A my z Ewą długo celebrowaliśmy wybór miejsca, sypanie grajdoła, łapanie koca za cztery rogi i staranne układnie go na piasku. Potem martwiliśmy się o Dawida, czy nie jest głodny, czy nie chce pić, czy w ogóle jest zadowolony, Krótko mówiąc zajmowaliśmy się niepotrzebnymi sprawami zamiast myśleć o sobie.

W trzeciej krytykował nasze „wykorzystywanie się” i wzajemne „używanie” do najdrobniejszych pomocy i posług. Nie rozumiał, po co prosimy przy stole o podanie masła, chleba, soli itp. Przecież wystarczy sięgnąć własną ręką. - Nie trzeba co chwilę prosić kogoś o drobną pomoc - wyjaśniał. A w sprawie pamiętania o pierwszeństwie dla kobiet, stwierdził - To jest uzależnianie się od siebie nawzajem! Kobiety nie chcą być ubezwłasnowolnione!

Czwarta sytuacja była najbardziej dramatyczna. Tak się złożyło, że w czasie pobytu Dawida w Szczecinie grano „Chinatown” Polańskiego. Okazało się, że Dawid jeszcze tego filmu nie widział, bo ciągle coś stawało mu na przeszkodzie. Gdy wybraliśmy się na film okazało się, że w kinie Colosseum nastąpiła awaria prądu i seans odwołano. W gazecie przeczytaliśmy, że w podkołobrzeskiej wsi Gościno grają ten film któregoś dnia wieczorem. Pojechaliśmy tam przekonani, że tym razem obejrzymy ważny film. Seans jednak odwołano, bo było za mało widzów. Do dziś żałuję, że nie wykupiłem odpowiedniej ilości biletów, aby seans mógł się odbyć. Skoro nie mogliśmy obejrzeć filmu, postanowiliśmy przedyskutować fatum ciążące nad Dawidem nad kuflem piwa w sąsiadującej z kinem gospodzie. Fatum miało teraz szansę pokazać swój pazur. I pokazało. Nie tylko język angielski zwrócił wszystkich uwagę, ale również wygląd „miastowych” spowodował, że obecnym w knajpie kufle i kieliszki zawisły w powietrzu. Jeden z zawianych gości lokalu podszedł do nas i stosując około dziesięciu słów po angielsku, chciał nam opowiedzieć, że on zna Amerykanów i bardzo ich lubi. Gdy nie wyraziliśmy ochoty na zaproszenie go do naszego stołu, ani postawienie mu wódki, zaczął agresywnie atakować Dawida, najpierw słowami, że musi zatrzymać amerykańskiego szpiega i odprowadzić go na komisariat. Chwilę później zaczął szarpać „szpiega” i coraz głośniej wyzywając nas od jakichś tam. Nikt z miejscowych nie zareagował. Postanowiliśmy wyjść, co nie było łatwe, bo pijak kurczowo trzymał Dawida za koszulę. Udało nam się wyrwać z rąk lokalnego Jamesa Bonda i pobiegliśmy do samochodu. „Bond” pobiegł za nami i chciał wskoczyć do samochodu, gdy ja już ruszałem. Otworzył drzwi od strony kierowcy i stanął na progu, wystając całą sylwetką nad samochód. Trzymając lewą ręką drzwi, przyciskając nimi dodatkowego pasażera, ruszyłem ostro, a Ewa krzycząc pytała nielicznych przechodniów o komisariat. Znajdował się około kilometra dalej. W czasie tej podróży pijany „Bond” wrzeszczał – Złapałem szpiega! Pomocy! – Ewa krzyczała - Wieziemy bandytę! Pomocy! – Tak dojechaliśmy pod komisariat. Okazało się, że zamknięty. Po chwili z okna na piętrze wychynęła głowa mężczyzny w cywilu, jak się później okazało, milicjanta, który ze spokojem zapytał, co się stało. Po dłuższej chwili pojawił się już w czapce i umundurowaniu i przez ponad dwie godziny przesłuchiwał nas, a lokalnemu patriocie kazał iść do domu. Do dzisiaj nie dostałem żadnego dokumentu na temat wszczętego postępowania. Dawid naprawdę był w strachu, że będzie aresztowany! W tamtych czasach wiele nie trzeba było, aby tak się stało. Tym razem „udało się” nam nie wejść w konflikt z prawem, a Dawid został ostrzeżony, aby nie obrażał polskich obywateli.

Wykorzystałem te sytuacje, z wyjątkiem spotkania z „Bondem”, aby Dawidowi wykazać różnice kulturowe między naszymi narodami. Zapewne właśnie, te różnice pozwalały jemu tak dobrze czuć się w Polsce. To między innymi z tych powodów nasze społeczeństwo jeszcze nie zwariowało. Jesteśmy razem, przy sobie, pomagamy sobie, odczuwamy wzajemne potrzeby. Może to mało ważne, ale świadczy o więziach międzyludzkich. - Na tym, między innymi polega wrażliwość na drugiego człowieka – starałem się bronić naszych cech. - A przede wszystkim nasze społeczeństwo wykazuje wartości, dla których warto o nas walczyć! My też zasługujemy na to, aby stać się częścią „normalnego” świata.

Później w Warszawie spędziliśmy bardzo udany tydzień. Już wtedy kawiarnie i restauracje stolicy, szczególnie te na Starym Mieście różniły się od powszechnie znanych w Polsce. Otwarto właśnie hotel Victoria, w miejscu po Teatrze Żydowskim. Przypadkowo poszliśmy tam na śniadanie. Srebrna zastawa, piękne obrusy i znakomita obsługa, wszystko to było dla mnie i Ewy sympatycznym zaskoczeniem. A Dawid? Co na to Dawid? Postanowił jeść śniadania wyłącznie w Victorii, tak długo jak długo będziemy w Warszawie. Dlaczego? Ponieważ podczas pierwszego pobytu w tym hotelu „zaliczył” toalety! – Od dziś żadna inna ubikacja! – zakomunikował – Tylko w Victorii, no i ta w twoim domu w Szczecinie!

Wszelkie niedogodności życia w Polsce oraz tę nieznośną komunistyczną atmosferę chciałem za wszelką cenę jakoś usprawiedliwić, wytłumaczyć, znaleźć jakieś uzasadnienie. Nie chciałem przyłączać się do ogólnego chóru krytykujących życie w naszym kraju. Dawid protestował – Nie musisz brać odpowiedzialności na siebie. Przecież nie ty jesteś temu winny. To co widzę w Polsce nie obciąża ani ciebie, ani innych naszych polskich przyjaciół. – Mieliśmy zupełnie inne pojęcie jak interpretować patriotyzm.

Ewa H. rozkochała w sobie Dawida na dobre. Chyba się po sobie tego nie spodziewał, miał przecież 35 lat i niejedną „love story” za sobą. Trochę się pogubił. Proponował Ewie wyjazd do USA, ale ona miała inne plany, o których ja wtedy nic nie wiedziałem. Rozczarowany Dawid wyjechał z Polski pod koniec sierpnia.

Nie zapomniał o Ewie H.

W lipcu 1978, Ewa P., która wcześniej rozstała się z Pawłem, wychodziła za mąż za innego chłopaka. Wysłała stosowne zawiadomienie o ślubie również do Dawida. Zawiadomienie to było w języku polskim. Dawid telefonicznie poprosił Terenię o przetłumaczenie tego listu. Oboje zinterpretowali list jako zaproszenie na ślub, no i chyba wesele…

Dawid przejął się rolą gościa weselnego i przyjechał do Polski. Tym razem wynajął w Londynie samochód, oczywiście z kierownicą po prawej stronie. O zamiarze przyjazdu nikomu nie powiedział. Do Polski ciągnęło go serce. Wesele Ewy P. było znakomitym pretekstem do zobaczenia się z Ewą H.

Zupełnie nieoczekiwanie, w dniu ślubu pod domem Ewy P. pojawił się nieznany samochód, a w nim … Dawid. Zresztą bardzo się przydał, bo w ogólnym zamieszaniu zapomniano o mamie Ewy, która już całkiem sama stała przed domem czekając na transport do kościoła.

Dawid był w Szczecinie przez dwa tygodnie. Pobyt pomógł mu zrozumieć, że Ewa H. nie jest dla niego osiągalna. Już znacznie wcześniej podjęła decyzję o wyjeździe na stałe do Holandii.

Tych planów nie mogła zmienić, a może nie chciała.

Opowiadałem Dawidowi o mojej nowej pracy oraz o maluchu stojącym w garażu. Również i o tym, że kupiłem go za pożyczone pieniądze. Zrozumiał aluzję, że bardzo przydałaby mi się praca w Ameryce. Zaprosił mnie do siebie, do Kalifornii, obiecał załatwienie pracy, a także pożyczył pieniądze na wykupienie biletu w obie strony. Lot miałem na początku września 1978.

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 vvv

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

vv

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

vv

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[1]USA obłaskawiałem z Ewą P.

 

Dodaj komentarz