ODCINEK 31 1978 Nowy Jork i dalej

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 31 1978 Nowy Jork i dalej

 Nowy Jork i dalej 

Od czasu pobytu w Londynie byłem w kontakcie korespondencyjnym z Divą, która obroniła doktorat w London School of Economics i wyszła za mąż za sporo młodszego od siebie Amerykanina – Sandy’ego. Naturalnie, po rozwodzie z Paco – swoim chilijskim mężem. Diva i Sandy zamieszkali w Nowym Jorku. Ku mojemu zdziwieniu, o dwie przecznice dalej od Sary, gdzie mieszkaliśmy z Ewą w 1976.

Zawiadomiłem Divę, że zatrzymam się na krótko w Nowym Jorku, w drodze do San Francisco. U Divy i Sandy’ego czułem się jak u najlepszych przyjaciół. Spędziliśmy wspaniałe dwa dni, w czasie których zobaczyliśmy dwa spektakle na Broadwayu i powspominaliśmy Londyn.

W American Airlines czekał na mnie wykupiony przez Dawida bilet do San Francisco. Nocnym lotem, z dużym opóźnieniem z powodu gwałtownej burzy nad Nowy Jorkiem, poleciałem na drugą stronę Stanów. Pięciogodzinny lot był wyjątkowy, bo przez pierwsze godziny spowodowane burzą turbulencje były tak silne, że nie było mowy o spaniu. Ze strachu.

Przyleciałem do San Francisco o trzeciej nad ranem lokalnego czasu. Między N.Y. a S. F-risco różnica czasu wynosi trzy godziny. Na miejscu okazało się, że o ósmej rano tego samego dnia zaczynam moją nową pracę. Przed domem Dawida czekał na mnie, pożyczony od brata Dawida – Donalda, stary, zielony dodge z automatyczną skrzynią biegów przy kierownicy.

Los Altos, gdzie mieszkał Dawid, leży 30 kilometrów na południe od San Francisco. Ma zdrowy, suchy klimat, bo położone jest na wzgórzach i jest pięknie zalesione eukaliptusami, sekwojami i innymi lokalnymi gatunkami drzew. Moja znajomość dendrologii nie pozwala mi na ustalenie ich nazwy, ale istotne było to, że w San Francisco ciągle pada, jest wietrznie i chłodno niezależnie od pory roku, w odległym o 80 kilometrów San José[1] jest piekielnie gorąco i wilgotno, a w Los Altos, które leży pomiędzy tymi miastami, rano panuje przyjemny chłód, a w ciągu dnia jest sucho i słonecznie. Dawid wynajmował od miasta parterowy dom o typowej meksykańskiej, czworokątnej zabudowie, z pięknym patio (z karmnikiem dla kolibrów!) w środku. Całość położona była w pięknym parku miejskim. Miasto chwilowo nie miało pomysłu jak zagospodarować tę zabudowę w środku parku i odnajęło dom na czas określony.

Po zupełnie nieprzespanej nocy wyruszyłem z Los Altos do San José. Odległość wynosiła 50 kilometrów. Już kiedyś tam byłem, tam mieszkała Terenia ze swoją mamą i córką. Dawid, jeszcze przed pierwszym pobytem w Polsce, przestał być chłopakiem Tereni. Ona sama wyszła za mąż za Amerykanina Johna, właściciela firmy komputerowej „Echo Design” i zamieszkała z mężem, swoją córką i dwojgiem dzieci Johna w Los Altos Hills – na najwyższych wzgórzach tej okolicy.

Teraz sam musiałem znaleźć adres firmy, w której miałem pracować. Niewyspany, zestresowany i pełen niepokoju znalazłem firmę na obrzeżach San José. Miasto to leży w Silicon Valley[2]. Po pięciu minutach rozmowy powitalnej stałem w kuchni i wykonywałem polecenia kucharki gotującej jakieś jedzenie. Wtedy nic nie wiedziałem o firmach cateringowych, które przygotowują pakowane posiłki, które następnie rozwozi się na zamówienie firm w porze lunchu.

W krótkim czasie miałem przejść wszystkie etapy produkcji takich posiłków, aby w końcu zacząć rozwozić je do okolicznych przedsiębiorstw. Niestety, „moja” firma była w stanie upadłości zanim tam zacząłem pracować, o czym dowiedziałem się po tygodniu. A wkrótce potem zwolniono mnie, bo nie było zamówień. Dla porządku muszę podać, że pół roku po powrocie do Polski dostałem od Dawida list, a w nim 20 dolarów jako uzupełnienie mojej wypłaty po końcowym rozliczeniu upadłej firmy. Tymczasem Dawid nie miał pomysłu, co zrobić ze mną dalej. 

 

[1] Wym.: Hose.

[2] Dolina Krzemowa – centrum światowego przemysłu informatycznego.

 

Dodaj komentarz