ODCINEK 40 1984 Szwecja - życie

Obłaskawiając Zachód

ODCINEK 40 1984 Szwecja - życie

Agneta R. przyjęła mnie bez większego zdziwienia i po kilkuminutowej rozmowie poprosiła o złożenie dokumentów. Dwa dni później, zanim złożyłem moje CV, Agneta zaprosiła mnie na rozmowę, w czasie której podkreślała, jakie to miałem szczęście, że trafiłem właśnie do Folkuniversitetet i do niej osobiście, bo ona sama zna Polaków[1] i ma do nich zaufanie, a teraz pojawiła się możliwość pracy dla mnie. Możliwość pracy nie oznaczała zatrudnienia. Było to zlecenie na dziewięć godzin lekcji indywidualnych w tygodniu, przez trzy koleje miesiące. Moją studentką była pani – naukowiec z ośrodka badań jądrowych w Świerku pod Warszawą, wtedy na stypendium Politechniki Göteborskiej.

Po dwóch tygodniach powtórzyła się sytuacja z San José z 1978 roku. Jedna z nauczycielek – Amerykanek – Gail A. latem urodziła córkę i postanowiła nie wracać do pracy przez najbliższy rok! Agneta zaproponowała mi kolejnych 12 godzin w tygodniu. Tym razem był to poranny, intensywny kurs angielskiego. Moimi studentami, na początku byli szwedzcy emeryci, do których dołączali obcokrajowcy – bezrobotni, albo pracownicy kierowani przez swoich pracodawców.

Teraz mogłem powiedzieć, że miałem pracę! Nauczyciel angielskiego – jedyny Polak pośród dwudziestu Brytyjczyków i Amerykanów! Było to zatrudnienie na podstawie umowy podobnej do polskiej umowy – zlecenia, z tą różnicą, że była ona obciążona wszystkimi występującymi w szwedzkim systemie podatkowym elementami. Jako początkujący nauczyciel w Folkuniversitet, miałem najniższą stawkę godzinową, a przy czterdziesto-procentowych podatkach, „na rękę” zostawało bardzo niewiele.

Dwadzieścia jeden godzin w tygodniu oznaczało dużo pracy, a przede wszystkim wiele godzin przygotowywania się do zajęć. Mój dochód w realiach szwedzkich nie wystarczałby niestety, na pokrycie podstawowych potrzeb, gdyby nie mieszkanie u Roxany. Na razie nie miałem płacić czynszu.

W ciągu trzech miesięcy pobytu w Szwecji zorientowałem się, że moja przyszłość w tym kraju rysowała się niezbyt kolorowo, bo szansa na znalezienie pracy, która pozwoliłaby mi na wynajęcie mieszkania i samodzielne utrzymanie się, praktycznie nie istniała.

Po dwóch miesiącach uczenia w Folkuniversitet zadzwonił asystent z biura pośrednictwa pracy z informacją, że zwolniło się miejsce na kursie adaptacyjnym. Uczestnictwo w tym szkoleniu nie gwarantowało pracy, a rozpoczęcie go oznaczało dla mnie rezygnację z pracy w mojej szkole. Po kursie nie miałbym szans na jej odzyskanie. Decyzja była dla mnie bardzo trudna. Wybrałem pracę.

Roxana zobaczyła w mojej decyzji materialistyczne podejście do życia i potrzebę konsumpcyjnego stylu życia.

Nasze relacje z Roxaną stopniowo ulegały nieznacznemu pogarszaniu, ponieważ moje usamodzielnianie się, moje wymagania i oczekiwania, frustracja wynikająca z trudności finansowych oraz moja obrzydliwa dieta oparta na „trupach zwierząt”, jak mówiła, irytowały ją coraz bardziej. Przez kilka miesięcy starała się panować nad swoimi emocjami, ale gdy zbliżał się mój wyjazd do Polski na Boże Narodzenie, pękła.

- Skoro rozpatrujesz powrót do Polski na stałe, oczekuję od ciebie ostatecznej decyzji jeszcze przed wyjazdem na przerwę świąteczną.

- Jestem pełen wątpliwości, ale muszę zweryfikować stan moich uczuć w Polsce. Sytuacja w Polsce nie uległa poprawie, moje szanse na stabilizację w Szwecji są małe. Potrzebuję czasu… - usiłowałem odsunąć podjęcie decyzji.

- Na pewno cię rozczaruję, bo sama czuję się rozczarowana sobą, ale nie jestem w stanie wywiązać się z naszej umowy – słuchałem Roxany w pełnym osłupieniu – nawet, jeżeli postanowisz wrócić po świętach, nie będziesz mógł mieszkać u mnie. Wszystko okazało się dla mnie trudniejsze, aniżeli myślałam. Potrzebuję samotności i spokoju. Ty wnosisz w moje życie zamęt i niepokój.

- ??? -

- Wiem, że się starasz. Nie ma cię w domu całymi dniami, właściwie nie widujemy się, ale sama świadomość… Nie, nie dam rady, musimy się rozstać. Jasne, że zachowamy naszą umowę małżeńską na tak długo jak będziesz chciał. Jeżeli zostaniesz w Szwecji, będziemy razem chodzić co sześć miesięcy na policję, aż uzyskasz stały pobyt.

Ze spokojem przyjąłem wyznanie Roxany uznając, że jej szczerość upraszczała wiele spraw, a przede wszystkim mogła pomóc mi podjąć właściwą decyzję w czasie świąt, w Polsce.

Najtrudniejsze wydawało mi się znalezienie mieszkania z czynszem, na który byłoby mnie stać.

Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia i moja pierwsza Santa Lucía. Święto światła. W jedną z najciemniejszych nocy w roku, od wczesnych godzin rannych, na biało ubrane dziewczęta, z koronami ze świec na głowach budzą do życia Szwecję. Tego dnia w każdym miejscu pracy jada się specjalne kardamonowe pieczywo, a wieczorem pije glög - grzane wino z korzeniami. Od 13 grudnia każdego roku, w trakcie adwentu, wszyscy są już w nastroju świątecznym i tak trwają aż do 6 stycznia, bo dzień Trzech Króli jest również dniem wolnym od pracy. Szwecja ma wtedy wolne, wyjeżdża na urlopy, zamyka swoje biura – odpoczywa. Kraj funkcjonuje na zwolnionych obrotach. Co roku w okolicy tego dnia kończyłem zajęcia semestru zimowego i jechałem do Polski.

15 grudnia 1984 roku zapakowałem malucha po dach zabierając do Polski to wszystko, na co było mnie stać, a trudno było kupić w kraju. A więc: szynkę, banany, mandarynki, bakalie całe mnóstwo rzeczy potrzebnych na święta i nie tylko. Dzisiaj, gdy w polskich sklepach jest wszystko, wydaje mi się absurdem, że woziłem z Göteborga podstawowe produkty wśród nich również mydło i pastę do zębów! Ale przecież tak robiłem aż do początku lat dziewięćdziesiątych!!

Wyjeżdżałem ze Szwecji pełen niepokoju, niepewności i braku przekonania, co powinienem robić dalej. W kraju nadal miałem pracę (urlop bezpłatny), mieszkanie i tak zwaną pozycję społeczną. W Szwecji byłem sam, praca, którą los mi zesłał, nie wystarczała na utrzymanie, nie miałem mieszkania, a perspektywy na poprawę były nikłe. Czy fakt posiadania karty stałego pobytu na Zachodzie miał mi zrekompensować wszystkie niedogodności budowania życia od podstaw? W wieku czterdziestu lat?

Pełne rodzinnych wzruszeń pierwsze dni pobytu w Szczecinie, śnieżne Boże Narodzenie (zima 1984/85 była w Europie wyjątkowo mroźna i śnieżna) oraz odpoczynek po emocjach i ciężkiej pracy w Göteborgu, wszystko to zostało wkrótce przyćmione świadomością tego, co działo się w kraju. Zamordowanie księdza Popiełuszki i prześladowania członków opozycji politycznej, tylko utwierdzało nas wszystkich, że nie ma szans, aby Polska wróciła do czasów Solidarności. Komuna trzymała się bardzo mocno. Nie widziałem siebie w kraju, gdzie otrzymanie paszportu zależało od czyjejkolwiek decyzji. Po latach podróżowania po wolnym świecie, nie umiałem wyobrazić siebie w zamkniętym kraju bez perspektyw. Porzuciłem myśl o powrocie do Polski. Wybrałem mozolną drogę budowania swojego bytu na Zachodzie. Pogodziłem się z koniecznością stałego poszukiwania pracy i walki o nieznaną przyszłość. Wolałem to od monotonii i braku szans na jakąkolwiek poprawę którejkolwiek sfery naszego życia w kraju. Zachowując polskie obywatelstwo, zachowałem niektóre finansowe przywileje, m.in. w dalszym ciągu mogłem opłacać w złotówkach wszelkie przejazdy promami do Polski, co było istotnym argumentem finansowym.

W ciągu dwóch tygodni pobytu na urlopie, przekonałem się ostatecznie, że Szwecja ma do zaoferowania mi to, czego poszukiwałem od czasu wprowadzenia stanu wojennego, a więc spokój, podróże, kontakt z przyjaciółmi na całym świecie, najnowsze filmy, brak cenzury, dostęp do informacji, rozwój zawodowy, a co najważniejsze możliwość decydowania o swoim losie.

Decyzja zapadła: wracam do Göteborga i natychmiast zacznę szukać mieszkania, najpierw tymczasowego, a potem na stałe. Maluch został w Szczecinie, co trochę utrudniło podróż, ale nie to było moim zmartwieniem. Martwiło mnie, czy uda mi się wyprowadzić od Roxany w krótkim czasie, czego ode mnie oczekiwała.

Jak wiele innych zdarzeń w moim życiu, tak i kolejne były dziełem przypadku, którym rządził los. W drodze do Szwecji, na promie dzieliłem kabinę z Polakiem ze szwedzkim paszportem, również wracającym do pracy. Zwierzyłem się z moich wątpliwości, czy decyzja wyboru Szwecji jako miejsca do życia była właściwa. Marian, też nauczyciel[2], najpierw zdziwił się, że w ogóle dostałem pracę w Folkuniversitet, znanym jako szkoła z renomą zatrudniającą przede wszystkim Anglików i Amerykanów, potem nie mógł uwierzyć, że udało mi się tę pracę utrzymać, a w końcu był zaskoczony jak można mieć wątpliwości, gdzie szukać lepszej przyszłości, w Polsce, czy na Zachodzie. Szwecja, według niego była doskonałym wyborem, oferującym wysoki standard opieki społecznej i innych przywilejów obywatelskich. Ja jednak nadal miałem wątpliwości, bo po pierwsze, nie miałem, gdzie mieszkać, a po drugie nie o gwarancje socjalne najbardziej zabiegałem w moim poszukiwaniu miejsca na ziemi.

Okazało się, że Marian wynajmuje pokój w akademiku i poszukuje kogoś, kto mógłby przez pół roku mieszkać w nim i opłacać rachunki, bo on sam wybiera się w podróż dookoła świata. Była to dla mnie wiadomość dnia! Natychmiast zgodziłem się na postawione przez Mariana warunki. Dwa dni później mieszkałem już w jednopokojowym mieszkaniu z łazienką, a kuchnię dzieliłem z trzema innymi użytkownikami. Standard tego akademika nie przypominał w żadnym przypadku, tego co znamy w Polsce.

Podstawowy problem został załatwiony szybciej, aniżeli mogłem marzyć, a kolejne znacznie mniej mnie martwiły.

Zbliżał się dzień pierwszego spotkania w biurze imigracyjnym, gdzie mieliśmy z Roxaną udowodnić, że nasze małżeństwo trwa nadal, a ja nie straciłem przyczyny stałego pobytu w Szwecji. Roxanę pierwszą poproszono na rozmowę, a potem mnie. Zadano nam te same pytania. Żadne z nich nie należało do tych „niedyskretnych”. Rozmowa była formalnością. Wydaje mi się, że moja praca i jasne cele na przyszłość nie wzbudzały podejrzeń i chyba dlatego dostałem przedłużenie pobytu na kolejne sześć miesięcy. Poza tym nigdy nie byłem finansowym obciążeniem dla społeczeństwa szwedzkiego.

Kolejne dwie wizyty w tym samym biurze wyglądały podobnie, w wyniku których w czerwcu 1986 roku uzyskałem kartę stałego pobytu i prawo do starania się o szwedzkie obywatelstwo.

Jesienią tego samego roku przeprowadziliśmy z Roxaną, zgodnie z umową, rozwód wysyłając pocztą stosowny, wspólnie podpisany pozew. Po trzech tygodniach otrzymaliśmy, również pocztą, dokument potwierdzający nasz powrót do stanu wolnego.

Wiosną 1985 roku nadal intensywnie uczyłem się szwedzkiego i ku mojemu zdziwieniu konstatowałem, że nauka idzie mi mozolniej, aniżeli sam bym tego chciał. Wpływ na to mogła mieć moja praca, w której obracałem się wokół ludzi anglojęzycznych i praktycznie nie używałem szwedzkiego. Pozostała do wykorzystania telewizja: filmy i seriale amerykańskie oraz angielskie, które miały szwedzkie napisy. Ten system okazał się skuteczny.

 

[1]Dużo później okazało się, że była w Warszawie na kilkumiesięcznym stypendium w latach sześćdziesiątych.

[2]Marian W. mieszkał w Szwecji od 12 lat, tam ukończył studia i został nauczycielem języków obcych
     w systemie oświaty powszechnej.

Dodaj komentarz